Rezerwowy Pafka

Tag: piłka nożna (Page 28 of 39)

Stanisław Terlecki – genialny skrzydłowy o bajecznej technice, szybszy od wiatru

Mija, piąta już, rocznica śmierci Stanisława Terleckiego, genialnego skrzydłowego, szybszego od wiatru, dla mnie kolegi ze studiów, a potem bliskiego znajomego, z którym organizowaliśmy futbolowe turnieje dla dzieci, których Stasio był wyjątkowo hojnym fundatorem niezwykle atrakcyjnych nagród, z którym przegadaliśmy o futbolu i życiu nie jedną godzinę, głównie niestety telefoniczne, o którym zawsze z czułością i sentymentem opowiadają jego wielcy przyjaciele Jacek Bogusiak i Grzegorz Ostalczyk.

Stanisław Terlecki w ŁKS rozegrał 178 meczów, strzelił 23 gole. W oficjalnych meczach reprezentacji Polski wystąpił 29 razy, zdobył 7 goli. To tylko statystyki. Kto widział go na boisku, wie że był genialnym piłkarzem. Jestem przekonany, że gdyby tuż przed wylotem na mundial 1978 roku nie doznał ciężkiej kontuzji i wystąpił w Argentynie, to Polska cieszyłaby się z kolejnego medalu mistrzostw świata!

– To był geniusz dryblingu, absolutnie wybitny pod tym względem. Zawsze te kilka tysięcy ludzi na nasze mecze przychodziło i co tu dużo kryć, znaczna część dla Staszka. Jak on wchodził między tych obrońców, to już wszyscy wiedzieli, co zrobi, i tylko czekali, żeby to zobaczyć… a on wtedy robił coś zupełnie innego, szedł tam, gdzie nikt by nie przypuszczał. Ten chłopak to było zjawisko – mówił Gazecie Wyborczej  Bogusław Hajdas, trener Gwardii Warszawa, do której Terlecki trafił w wieku 18 lat.

Terlecki nie krył się z opozycyjnymi poglądami, działał w organizacjach studenckich. Jak przedstawiał w swojej książce „Spalony” zmarły wczoraj Andrzej Iwan, Terlecki szedł po bandzie.”W 1980 roku polecieliśmy na tournee do Brazylii, gdzie był z nami pułkownik Henryk Celak z komendy MO. Autokar gdzieś na chwilę się zatrzymał, wysiedliśmy na papierosa, a Staszek zerwał dwa duże liście i przyłożył sobie do głowy w ten sposób, że wyglądał jak osioł z wielkimi uszami, po czym zwrócił się do Celaka: – Taki jest model dzisiejszego milicjanta!”.

Władza komunistyczna go dopadła, przy pierwszej nadarzającej się okazji ukarała dyskwalifikacją, co spowodowało, że zabrakło go na mistrzostwach świata w 1982 roku. To była „Afera na Okęciu”, największa propagandowa hucpa czasów PRL. Chodziło o wstawienie się piłkarzy za bramkarzem Józefem Młynarczykiem, który przyjechał nietrzeźwy. Stasia ukarano najdotkliwiej. Nie mogąc grać w Europie, poleciał do USA i nie mogło być inaczej, został gwiazdą halowej drużyny Pittsburgh Spirit. Jak wspominał jego syn Maciej: – Dostał zaproszenie na testowy mecz dla tych piłkarzy, którzy nie mają klubu. Jego zespół wygrał 10:3 a on strzelił 8 czy 9 bramek. Tym amerykańskim trenerom szczęki opadły: „skąd on się wziął?”. Ale śmiał się, że co to za gra na hali.

Terlecki utrzymał się w USA przez lata na topowym sportowym poziomie, został powołany na Mecz Gwiazd, grał w legendarnym klubie Cosmos Nowy Jork. Zarobił gigantyczne pieniądze. A potem przyszło samo polskie życie po sportowym życiu i problemy z którymi nie potrafił się uporać.

Warto przypominać ludzi, którzy w najtrudniejszych momentach życia starali się pomagać Stasiowi. Zawsze, gdy tego wymagała sytuacja, pomocny Terleckiemu był kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak. słusznie nazwany przez Stasia, najlepszym przyjacielem. Pomagali też i to bardzo: Łukasz Bielawski, Paweł Lewandowski, lekarze: Wiesław Chudzik, Piotr Gałecki, Maciej Kuśmierek, urzędnicy: Monika Pawlak, Jan Mędrzak, Marek Kondraciuk, Eryk Rawicki, Piotr Bors, sportowcy i przyjaciele: Zbigniew Boniek, Janusz Basałaj, Czesław Gołębiowski, Paweł Kaczorowski, Adam Kopczyński, Wacław Gałecki, Grzegorz Ostalczyk, Jan Sobol, Marek Chojnacki, Adam Kaźmierczak, Eugeniusz Wazia, Jerzy Leszczyński, Barbara Stańczyk, Mirosław Skuza, Ireneusz Kowalczyk, Jan Urbaniak, Robert Makowski, Bartosz Pintera, Jacek Rydel, Grzegorz Klejman, Tomasz Kaczmarczyk.

– Jego życie to był scenariusz na film. Jaki? Jaki pan chce! Thriller polityczny, komedia, dramat – nie miał wątpliwości w rozmowie ze Sportowymi Faktami jego syn Maciej Terlecki.

Takie były czasy. Grę, dodajmy znakomitą, Marka Dziuby doceniła… poczta Paragwaju

Nie tak dawno urodziny, już 67, obchodził wybitny polski i łódzki piłkarz – Marek Dziuba o czym przypomniał kustosz pamięci ŁKS – Jacek Bogusiak. Po mistrzostwach świata w Hiszpanii w 1982 roku, w których znakomity obrońca, jak i cały polski zespół po prostu sportowo błyszczał (trzecie miejsce!) tak jak dziś drużyna Maroka, Poczta Paragwaju wydała znaczek, na którym znalazł się Marek Dziuba. Znakomity występ łodzianina na mundialu został doceniony!Potem w ślady Paragwajczyków poszła… Poczta Polska, który na 60 urodziny wydawał znaczek z podobizną Marka.

Dziuba debiutował w ŁKS w 1973 roku. Przy al. Unii grał przez dekadę. W 1984 roku przeniósł się do Widzewa, z którym zdobył Pucharu Polski. Grał też w Belgii. W reprezentacji Polski debiutował w 1977 roku. Zagrał w 53 meczach, zdobył jednego gola (z Algierią 19 listopada 1980). Były spotkania, gdy pełnił funkcję kapitana narodowego teamu. Potem był znakomitym trenerem. Z ŁKS zdobył mistrzostwo Polski, a z Widzewem – wicemistrzostwo.

W rozmowie z tvp.sport.pl powiedział: Gdybym chciał porozmawiać o Ludwiku Sobolewskim, jego osobowości i zasługach dla Widzewa, to musielibyśmy się umówić na osobny wywiad. To był wyjątkowy człowiek. I jeszcze jedna rzecz – gdyby w czasach mojej gry w ŁKS pojawił się tam prezes o podobnej charyzmie, to mielibyśmy niejeden sukces. Wiem, co mówię, grałem przy Alei Unii przez 11 lat. Dziś wielu tak zwanych prezesów śni o potędze, lecz tak naprawdę nie są w stanie przeskoczyć pewnych rzeczy. Pewne pułapy okazują się nieosiągalne. Sobolewski był jedyny w swoim rodzaju.

Czy teraz przy wejściu do ŁKS nowego inwestora sny o potędze się spełnią, o czym marzy Marek Dziuba i inni ełkaesiacy? Philip Platek, który jest bratem właściciela włoskiej Spezii Roberta oraz wiceprezesem tego klubu, dołączy w ŁKS do dotychczasowych właścicieli klubu – Tomasza Salskiego, Jerzego Pietruchy, Przemysława Andrzejaka i Dariusza Łyżwy. Wniesie do klubu pieniądze i pomysły, które pozwolą ŁKS wrócić do ekstraklasy i odgrywać w niej ważne role?!

Na razie wieści są dobre. ŁKS nie zamierza zimą sprzedawać czy wypożyczać żadnego ważnego zawodnika. Ba, myśli o wzmocnieniach na pozycjach: lewy pomocnik i pozycji sześć – osiem. O wszystkich transferowych ruchach w klubie będzie informowany Philip Platek.

Fot. lkslodz.pl

To niestety nie mogło się udać. Remigiusz Mróz napisał powieść… piłkarską

Remigiusz Mróz to pracujący niczym szybkostrzelny karabin maszynowy najpracowitszy autor powieści popularnych w Polsce, od thrillerów po science fiction. Napisał już kilkadziesiąt książek, także prześmiewcy widzą w nim Józefa Ignacego Kraszewskiego współczesnej literatury. Przypomnimy, Kraszewski to autor z największą liczbą wydanych książek i wierszy w historii literatury polskiej (pod tym względem siódmy na świecie). W tych prześmiewczych opiniach sporo zawodowej zawiści. Który z publikujących autorów  nie chciałby, tak jak Mróz, według badań czytelnictwa Biblioteki Narodowej w latach 2019–2021 być najpopularniejszym autorem w Polsce!

Teraz, jak sam autor przyznawał się przed premierą, zdecydował się na eksperyment literacki (tudzież wycieczkę do gatunku właściwie nieistniejącego) i napisał powieść… piłkarską.

Nie zabraknie od razu takich, którzy wytkną autorowi literacki koniunkturalizm. Futbolowa książka ukazująca się w chwili, gdy świat, w tym i Polska, pasjonował się mistrzostwami świata w Katarze. Po prostu książkowy i marketingowy strzał w dziesiątkę. Data premiery pewnie nie była przypadkowa, ale trudno zarzucać autorowi że wykorzystuje sytuację, gdy okazuje się on wielkim pasjonatem piłki nożnej.

Ta powieść po prostu nie mogła się udać, co nie znaczy że nie warto jej przeczytać. Piłka nożna, traktowana na serio, nawet w sposób nieco baśniowy, w literaturze sprzedaje się słabo. Giną te wszystkie wielkie emocje, gdy oglądamy na żywo dramatyczne futbolowe pojedynki. Znam takich, sam do nich należę, którzy mecze mogą oglądać tylko na żywo lub w bezpośrednich relacjach, bo inaczej w ich oczach tracą one większość swojego uroku.

Tak niestety jest z tą powieścią, gdzie z ponad 600 stron ponad 500 poświęconych jest boiskowym wyczynom głównego bohatera, grającego z numerem 15 – Bena i jego strasznie doświadczonej przez los drużyny.

Remigiusz Mróz nie kryje, że jest wielkim fanem Manchesteru United i inspiruje się tragiczną historią, która dosięgła angielski klub. Trener i piętnastu piłkarzy rewelacji ligi Rewery Opole ginie w samochodowym wypadku. Nowy trener, który jest szkoleniowym wyrzutkiem, musi dokonać niemożliwego. Z ludzi, którzy mu zostali i przypadkowych futbolistów, zbudować ma zespół na miarę ligowych sukcesów. Wspiera go niezwykle przedsiębiorcza, zakochana w futbolu córka, a w osiągnięciu niemożliwego ma pomóc chłopak, który ma ogromny talent, ale z jakiś powodów nie chce grać profesjonalnie w futbol.

W końcu jednak po rozmowach, namowach, przekonywaniach, opisanych w długich dialogowych partiach książki, chłopak daje się namówić, a wtedy wielkie sportowe marzenia zamieniają się w rzeczywistość, aż do tragicznych wydarzeń w Barcelonie.

Mróz nie tylko opisuje ze szczegółami (literackimi!) mecze, zagląda do klubowej szatni, do klubowych biur, jest na spotkaniach z dziennikarzami, odsłania kulisy zawodowego futbolu, choć bliższe są one wyobrażeniom kibica niż polskim realiom, dodaje do tego wątek obyczajowy i miłosny.

Nowy przepis na wciągającą powieść obyczajową? Dla mnie już po kilkudziesięciu stronach, wszystko nomen omen szeleści papierem, wydaje się sztuczne i w sumie nieprawdziwe, także trudno się zaangażować w lekturę, w przeżywanie losów bohaterów, tak mocno jak w oglądanie na żywo futbolowych pojedynków.

Remigiusz Mróz Z pierwszej piłki Wydawnictwo Filia

Trener ŁKS – Kazimierz Moskal: – Będę stawiał dalej na młodzieżowców

Fot. lkslodz.pl

Przed sezonem wydawało się, że to nie może się udać, iż młodzi nieopierzeni piłkarze z powodzeniem i to wielkim zastąpią w ŁKS wyleniałe gwiazdy – Ricardinho i Rygaarda. Stało się inaczej. Młodzi nie przespali ligowej jesieni. Okazali się ważnymi graczami zespołu, mającymi czasami wielki wpływ na końcowy wynik drużyny. Oby po zimie stali się piłkarzami pełną gębą, którzy poprowadzą ŁKS w drodze do ekstraklasy.

Tak o młodzieżowcach w „Piłce meczowej” w telewizji TOYA mówił trener Kazimierz Moskal: – Będę stawiał dalej na młodzieżowców, ale oczywiście zależnie od tego w jakiej będą dyspozycji. W kilku meczach grało nawet trzech młodzieżowców i to nie było tak, że graliśmy młodzieżowcem tylko przez przepis. Zasłużyli, żeby być w jedenastce. W tej chwili Mateusz Kowalczyk to postać numer jeden jeśli chodzi o młodzieżowców. Kelechukwu, Janek Kuźma i Olek Bobek to na pewno są zawodnicy, którzy mają bardzo duży potencjał. Trochę więcej oczekiwałem od Kelechukwu. Miał bardzo dobre momenty, ale potem przytrafiła mu się kontuzja i cały czas musi znaleźć stabilizację. Zawsze przywiązywałem dużą wagę nie tylko do tego, żeby mój zespół dobrze funkcjonował, ale także do tego, aby poszczególni jego zawodnicy robili postępy.

Mundial. Piłka nożna coraz bardziej przypomina piłkę… ręczną

W piłkarskich mistrzostw świata Europa nadal ma przewagę, ale nie można mówić o dominacji. W półfinałach Chorwacja zagra z Argentyną, a Maroko z obrońcą tytułu – Francją. Co pokazują dotychczasowe pojedynki?

Piłka nożna jest coraz bliższa piłce… ręcznej. Gra po obwodzie, aż do znudzenia i zaśnięcia, sprawia że pierwsze połowy, nawet tych hitowych meczów, są trudne do przełknięcia. Czyhanie na jeden jedyny błąd przeciwnika, możliwość strzału z dystansu – tak wygląda większość pierwszych 45 minut mistrzowskich starć. Więcej walki, prób odbioru piłki, niż składnych akcji, kończonych uderzeniami na bramkę.

Co można z tym fantem zrobić? Zmniejszyć liczbę grających do dziesięciu w każdej drużynie! Nie, taka epokowa zmiana w futbolu jest dziś niemożliwa. Interes taki, jaki on dziś jest, jest po prostu złoty i nikt nie będzie wprowadzał w nim rewolucyjnych zmian. Może zatem poszukać wzorów w… rugby i wprowadzić karę wykluczenia na 10 minut za każdą ujrzaną żółtą kartkę. To mogłoby mieć wielki wpływ na przebieg spotkań, może, bo oczywiście żadnej pewności nie ma, wpłynęłoby pozytywnie na jego atrakcyjność.

A wracając do mundialu. Trenerzy od przygotowania ogólnego zawodników powinni zarabiać nie mniej niż główni szkoleniowcy. Sukcesy w mistrzostwach, co pokazuje drużyna Maroka, można wybiegać, mając żelazną kondycję, a przy tym jednak spore umiejętności, charakter, determinację i prezentując ogromne zaangażowanie wszystkich piłkarzy mundialowej kadry, bo przy takim nastawieniu, każdy (no może poza rezerwowymi bramkarzami) okazuje się potrzebny. Historia lubi się powtarzać. Ja doskonale pamiętam, jak mundialowy Kopciuszek – Polska zdobywał mistrzowskie szczyty w 1974 roku.

Widzew. Jordi Sanchez w czołówce jokerów. ŁKS. Stipe Jurić strzelał gole co 27 minut

Fot. widzew.com

Portal 90minut.pl przygotował ligowe statystyki po rundzie jesiennej.

Widzew jest drużyną grającą najbardziej fair w ekstraklasie. Łódzcy piłkarze zobaczyli 25 żółtych kartek, żadnej czerwonej. Druga Stal Mielec – 28 (24 żółte, dwie czerwone).

W czołówce jokerów jest napastnik Jordi Sanchez, który dwa razy wchodząc z ławki rezerwowych strzelał bramki. W sumie zdobył ich pięć (cztery w drugich połowach).

W gronie liderów jest Juliusz Letniowski, który 12 razy… schodził z boiska przed końcem meczu.

Niepokoi procentowy udział zawodników ur. 2001-01-01 lub później w barwach drużyn – wg minut na boisku. Widzew jest trzeci od… końca. Młodzieżowcy łodzian spędzili na boisku 1441 minut, co stanowi 8,56 procent udziału minut na boisku zawodników poniżej 21 lat w stosunku do udziału wszystkich zawodników. W przypadku lidera – Zagłębia Lubin to 27,74 procent.

Obcokrajowcy Widzewa spędzili na boisku 7126 minut, co daje 42,34 procent. W Miedzi Legnica to aż 71,28 procent.

Fot. lkslodz.pl

Teraz o I lidze. Nie bez racji pisaliśmy, że Stipe Jurić jest najbardziej wygranym piłkarzem ŁKS rundy jesiennej. Napastnik przewodzi na liście strzelców w przeliczeniu na minuty. Zdobywał gole co 27 minut (w sumie cztery). Drugi na liście Kamil Wojtyra strzelał co 46 minut. Jurić jest w czołówce na liście jokerów. Zdobywał gole dwa razy wchodząc z ławki rezerwowych.

Pod względem udziału młodzieżowców ŁKS jest w czołówce, na czwartym miejscu: 3073 minuty, 17,25 procent. Liderem jest Skra Częstochowa – 21,26 procent. Drugi na liście najmłodszych strzelców jest odkrycie ligi – Mateusz Kowalczyk (18 lat 105 dni).

Obcokrajowcy ŁKS spędzili na boisku 5 166 minut, co daje 28,99 procent. Liderem jest Podbeskidzie – 51,63 procent.

Cały medialny szum wokół Łódzkiej Nagrody Literackiej im. Juliana Tuwima przepadł w szumie… mundialowym

W Łodzi, ale nie tylko tu, jak nigdzie indziej potrafią zabić propagandowo ważną imprezę. Poeta Jerzy Jarniewicz został laureatem Nagrody Literackiej im. Juliana Tuwima. Wyniki ogłoszono podczas niedzielnej gali finałowej, która rozpoczęła się o godz. 17, w chwili gdy zaczynała się druga połowa meczu Polaków z Francuzami na piłkarskim mundialu. To nie był dobry pomysł. Cały medialny szum wokół nagrody i laureata przepadł w szumie… mundialowym.

Wiem, futbolem interesują się miliony Polaków, literaturą już znacznie, znacznie mniej rodaków, ale… ja, o zgrozo fan futbolu, jestem też fanem literatury i gotów byłem wybrać się na galę. Wierzyłem, że w literackiej rywalizacji zwycięży po raz pierwszy łodzianin i tak właśnie się stało. Jarniewicz, poeta i wykładowca współczesnej literatury angielskiej na Uniwersytecie Łódzkim, to w ogóle wielki wygrany kończącego się literackiego sezonu. Najpierw nagroda Nike, teraz ta w rodzinnym mieście (warta 50 tysięcy złotych). Na liście nominowanych byli: pisarka i eseistka Renata Lis oraz pisarz i felietonista Michał Witkowski.

Chciałem uczestniczyć w tym ważnym wydarzeniu, chciałem posłuchać koncertu zespołu Opla Stasiuk Trzaska. Cóż, koszula bliższa ciału, postawiłem na mundial. Musiałem się obyć literackim smakiem.

Przypomnę. Poprzedni laureaci Nagrody Literackiej im. Juliana Tuwima: Magdalena Tulli, Hanna Krall, Jarosław Marek Rymkiewicz, Michał Głowiński, Ewa Lipska, Izabela Filipiak, Małgorzata Szejnert, Ewa Kuryluk i Wojciech Nowicki.

Łódź nie była jedyna, która chciała się tego dnia wybić ponad piłkarskie mistrzostwa świata. W Bydgoszczy, gdy zaczynał się mecz Polska Francja złoty medal na zimowych pływackich mistrzostwach Polski zdobywał łodzianin Jan Kałusowski, a gdy się kończył na najwyższych stopniach podium stawały łodzianki: Paulina Piechota i Aleksandra Knop. Tu też widać uznano naiwnie, że jest impreza ważniejsza od futbolowych mistrzostw, która nie przepadnie w informacyjnym szumie.

Patryk Lipski w Widzewie czyli niestety sportowy ostry zjazd utalentowanego piłkarza

Fot. marek młynarczyk

To co się stało z 28-letnim pomocnikiem Widzewa Patrykiem Lipskim pokazuje, że nic w futbolu nie jest pewne. Talentu i umiejętności nikt Patrykowi nie mógł odmówić. Zagrał 15 meczów w reprezentacji Polski U 21, strzelił jedną bramkę i w ciągu dwóch lat grania w tej drużynie stał się jej ważnym zawodnikiem.

Piłkarz rozegrał 173 mecze w ekstraklasie, zdobył 20 bramek, z Lechią Gdańsk wywalczył Puchar Polski. Na Wybrzeżu grał coraz mniej, przeniósł się do Piasta, gdzie też nie było lepiej, choć w obu klubach zaliczyłwystępy w kwalifikacjach do Ligi Europy, w których zdobywał bramki w meczach z duńskim Broendby oraz białoruskim Dinamo Mińsk.Postanowił odbudować formę w Widzewie.

W meczach I ligi rozegrał 10 spotkań, tylko dwa w pełnym wymiarze, w sumie dało to 843 minuty na boisku. Nie był to imponujący bilans, ale… Łodzianie awansowali do ekstraklasy, gdzie swego czasu Patryk czuł się jak ryba w wodzie. I co? I nic, choć…

Początek tego nie zapowiadał. Zdobył dwie bramki w samych końcówkach meczów: z Legią (1:2) i zwycięską w pojedynku z Wartą (1:0). Potem jednak był to sportowy zjazd po równi pochyłej, w czym na pewno miała udział przerwa z powodu kontuzji. Patryk grał ligowe ogony, bez wyrazu, bez chemii, bez wielkiej pomocy dla zespołu. Wszedł w 89 minucie na boisko w meczu przeciwko Radomiakowi (1:3). To było 6 listopada. Od tego czasu nie pojawił się na ekstraklasowych boiskach.

W sumie 10 meczów w ekstraklasie, jedno spędzone na boisku od pierwszej do ostatniej minuty – 302 minuty na boisku, dwa gole. Podsumowanie w łódzkim klubie musiało być jedno. Patryk ma szukać sobie nowego klubu. Czy w innym miejscu pracy odnajdzie się i znów będzie błyszczał na boisku, czy może wzorem innego utalentowanego piłkarza, który ostatnio nie potrafił się odnaleźć w ligowym graniu Waldemara Soboty, poszuka sobie miejsca w… futsalu? Na to chyba za wcześnie. Patryk jest od Waldka siedem lat młodszy! Chcemy wierzyć, że gdzieś jeszcze pokaże swój piłkarski talent. Czy okaże się gwiazdą… III ligi i Wieczystej Kraków?

Jacek Bogusiak przypomina tragiczną postać kibica ŁKS – Mariusza Jakubowskiego, zamordowanego 40 lat temu przez bandytów, uważających się za fanów Legii

Został zamordowany za to, że miał na sobie szalik ŁKS. 40 lat temu (3 grudnia 1982 roku) zginął wielki kibic łódzkiego klubu – Mariusz Jakubowski, zamordowany przez bandytów, mieniących się kibicami Legii Warszawa.

Wspomnienie kustosza pamięci ŁKS i bliskiego przyjaciela Mariusza – Jacka Bogusiaka: – W grudniową noc z 3 na 4 grudnia 1982 roku Mariusz jechał pociągiem z kolegami na Wybrzeże na spotkanie z kibicami Arki Gdynia. W pociągu natknął się na czterech starszych od niego o kilka i kilkanaście lat bandytów, kibicujących Legii. Bandyci pobili Mariusza, okradli go, wycięli literę L na szyi, wokół niej zawiązali szalik, a potem wyrzucili go z pociągu. Nie mogli mu darować tego, że kibicuje łódzkiemu klubowi, a nie Legii.

Około w pół do drugiej w nocy kierujący pociągiem towarowym maszynista w okolicy miejscowości Góry zobaczył postać zaczepioną na żywopłocie. Zatrzymał skład. Pobiegł do postaci i doznał szoku. Zobaczył zmasakrowane zwłoki.

Sprawcy dojechali do Gdyni. Tam sprzedali zrabowaną kurtkę Mariusza. Tam też dotarli nieświadomi niczego koledzy Mariusza. Myśleli, że znalazł miejsce w przedziale i po prostu śpi. Stało się inaczej...

Mariusz został pochowany 10 grudnia na cmentarzu na Zarzewie. To była swoista manifestacja przeciwko agresji i nienawiści. Na pogrzebie były tłumy łodzian, przyjechali przedstawiciele wielu klubów. W momencie składania trumny do grobu zrobiło się biało – czerwono – biało od wyciągniętych i trzymanych w górze szalików. Bandytów w końcu schwytano, cztery lata później zostali skazani na 25 i 15 lat więzienia. Dzięki staraniom klubu kibica ŁKS w tym i moim oraz prezesa Edwarda Gliszczyńskiego postawiony został pomnik na grobie Mariusza.

Pamięć o Mariuszu nigdy nie zagaśnie – śpiewają fani ŁKS i tak rzeczywiście jest do dziś. Kolejne pokolenie kibiców drużyny z al. Unii pamiętają i oddają hołd tragicznie zmarłemu Mariuszowi. W 10 rocznicę śmierci kibice ŁKS z zespołu szkół przy ul. Drewnowskiej postawili przy gronie ławeczkę. W 20 rocznicę z inicjatywy grupy Ełkaesiak odnowiona została lastrykowa płyta nagrobna. W rocznicę tragicznej śmierci przy grobie pojawili się kibice wielu polskich klubów. Na 30 rocznicę, dzięki zaangażowaniu prezesa stowarzyszenia kibiców Andrzeja Sztyllera i właściciela zakładu kamieniarskiego Krzysztofa Szymczaka, postawiona została nowa płyta nagrobna i pomnik z granitu. Teraz dzięki staraniom Krzysztofa odnowione zostały napisy na grobie.

Warto dodać, że Krzysztof wykonał dwie tablice ku pamięci zmarłych sportowców i kibiców ŁKS zamontowane na ścianie frontowej głównej trybuny ŁKS. Tacy są oddani przyjaciele i fani ŁKS.

Historia zamordowanego kibica Mariusza Jakubowskiego powinna być cały czas nauczką i przestrogą dla kolejnych pokoleń fanów polskich klubów, że nietolerancja, fanatyzm, przemoc mogą w najgorszej konsekwencji doprowadzić do bezsensownej, brutalnej zbrodni.

Mariusz Jakubowski jest pochowany na cmentarzu katolickim na Zarzewie przy ul. Lodowej. Kwatera 124, rząd 17, grób 9.

Robert Lewandowski: – Zostaniemy na ziemi i pokażemy z Argentyną to, co jeszcze mamy

Polska pokonała Arabię Saudyjską 2:0 i ciągle jest w grze o awans do drugiej rundy mundialu. Robert Lewandowski (136 spotkań, 77 bramek) to pierwszy kadrowicz od roku 1982, od czasu wyczynu Janusza Kupcewicza w spotkaniu z Francją (3:2), który zapisał na swoim koncie bramkę i asystę w jednym meczu mundialu.

Robert Lewandowski: – To spełnienie marzeń trafić na mundialu. Zawsze dobro drużyny jest na pierwszym miejscu, ale jestem napastnikiem i jest w głowie kilka, kilkadziesiąt procent tego, żeby strzelić bramkę. Pomimo pierwszej bramki i asysty głęboko walczyłem o to, żeby strzelić i udało się. Mogliśmy wykorzystać więcej sytuacji, ale może dzięki temu jakoś zostaniemy na ziemi i pokażemy z Argentyną to, co jeszcze mamy. Z Argentyną to będzie inny mecz, ale teraz mamy cztery punkty i nic nam nie pozostaje, jak walczyć do końca.

Czesław Michniewicz: – Cztery punkty niczego nie rozwiązują, ale cieszę się, że strzeliliśmy dwie bramki. Mieliśmy kilka niezłych sytuacji do podwyższenia, przeciwnik też miał swoje szanse, jak to w każdym meczu bywa. Myślę, że było dużo akcji, które chcieliśmy grać, wykorzystać przestrzeń za plecami przeciwnika. Najważniejsza była pierwsza bramka i obroniony rzut karny, to nas wprowadziło w dobry nastrój przed przerwą, czuć było moc w tej drużynie. Cieszę się bardzo, że się udało wygrać i to jest w pełni zasłużone zwycięstwo.

Wojciech Szczęsny: – Zdecydowanie dobitkę było trudniej obronić, ale wydaje mi się, że nie byłaby uznana, bo zawodnik stał już przy mnie jak był karny wykonywany, ale fajnie, miło. Analizowaliśmy karny, wiedzieliśmy, że on czeka na bramkarza, zrobiłem pierwszy krok w prawo, żeby rzucić się w lewo i nabrał się. Narzekaliście na „lagę”, wiec dałem jedno dobre podanie. Moje „lagi” są zawsze precyzyjne. Zwycięstwo daje nam poczucie wartości. Mnie jest szkoda, że skończyło się tylko 2:0, mogło się skończyć dużo wyższym wynikiem, ale bardzo jest fajnie wygrać mecz o coś na mundialu. Żeby „Lewy” do mojego poziomu mógł dojść, to musiałby wykorzystać tę sytuację w 90. minucie, na razie wykonał połowę roboty.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑