Rezerwowy Pafka

Tag: łks arka

Jest źle? Nie, jest fatalnie! ŁKS znów bez gola i bez punktów na własnym boisku. Łodzianie to co najwyżej I-ligowy średniak

Dopełniła się czarna ligowa seria łodzian. Na zakończenie tegorocznych zmagań przegrali na własnym obiekcie z Arką Gdynia. Stadion im. Władysława Króla stał się futbolową zmorą… gospodarzy.

ŁKS ostatni raz zdobył trzy punkty u siebie… 13 września, pokonując Pogoń Siedlce (2:0). Od tego czasu rozegrał przy al. Unii pięć ligowych spotkań, w których wywalczyli zaledwie 2 punkty, nie strzelając przy tym nawet gola! Na dodatek w Pucharze Polski uległ Legii 0:3. Wygrał po raz ostatni 26 października, gdy pokonał na wyjeździe Stal Rzeszów. Taka jest statystyka, która wskazuje na to, że ten zespół nadaje się jedynie do kolejnej gruntownej przebudowy.

Mecz zaczął się od genialnego 40-metrowego prostopadłego podania Wysokińskiego, niestety zmarnowanego przez Feiertag, który zamiast strzelać starał się sprytnie odegrać piłkę. W kolejnej sytuacji Austriak już strzelał, ale za słabo. Arka z każdą minutą była odważniejsza, a bramkowe znakomite szanse mieli Oliveira i Czubak. Na szczęście dla łodzian niewykorzystane. W pierwszej części gry była duża intensywność, była walka, ale więcej bramkowych sytuacji nie było.

W drugiej połowie po blisko 15 minutach wreszcie dogodną sytuację wypracował ŁKS. Po dobrym podaniu Mokrzyckiego trzy metry od bramki został zablokowany Feiertag. Napastnik bez dwóch zdań w takich sytuacjach powinien się zachować lepiej. W odpowiedzi Czubak główkował wprost w ręce Bobka. W kolejnej sytuacji centra była łatwa do przewidzenia, a jednak łodzianie wyblokowani przez Czubaka pozwolili celnie uderzyć głową Marcjanikowi.

Potem po złej interwencji musiał faulować Iwańczyk i ujrzał czerwoną kartkę. Od 89 minuty łodzianie grali w dziesiątkę. Jeszcze okazję na wyrównanie miał Feiertag, ale główkował w dogodnej sytuacji jak początkujący junior. Takie sytuacje się mszczą. W odpowiedzi po kompletnym chaosie w łódzkiej defensywie, na listę strzelców wpisał się Sobczak. Ełkaesiascy doznali siódmej porażki, czwartej na własnym stadionie. Można tylko sobie rwać włosy z głowy!

ŁKS – Arka Gdynia 0:2 (0:0)

0:1 – Marcjanik (82, głową), 0:2 – Sobczak (90+4)

ŁKS: Bobek – Gulen, Wiech, Tuystkinas, Głowacki, Arasa, Mokrzycki (58, Iwańczyk), Wysokiński, Pirulo, Młynarczyk (83, Zając), Feiertag

Taka jest prawda. ŁKS w trudnych chwilach może liczyć tylko na Aleksandra Bobka, który sam jednak punktów nie uratuje!

Fot. Cyfrasport

Historia w ŁKS zatoczyła koło. Wielka kadrowa rewolucja wróciła do punktu wyjścia. Był czas, choćby w ekstraklasie, gdy wszystko zależało od dobrej postawy bramkarza Aleksandra Bobka, bo inni, szczególnie w defensywie, grali słabo lub bardzo słabo i nie inaczej jest teraz. Bobek dwoił się i troił, trzymał dobry wynik, a jednak schodził z boiska w Krakowie, jak i jego koledzy, z opuszczoną głową, bo nie mógł nic zaradzić na juniorskie błędy w defensywie w ostatniej akcji meczu.

Wydawało się, że spory sportowy postęp zanotował boczny obrońca Piotr Głowacki, tymczasem ostatnio znów pokazuje, że nie można mu do końca ufać. Kłopoty z upilnowaniem skrzydłowych. W akcjach ofensywnych brak właściwej współpracy.

Trzeba jednak przyznać, że nie tylko on notuje regres. Ta uwaga dotyczy też niestety Michała Mokrzyckiego, który do tej pory był filarem drużyny, nie mówiąc już o Hiszpanach – Pirulo czy Andreu Arasie. Co zrobić, żeby zmienić drużynę na lepsze? Sprowadzić zimą… lepszych piłkarzy i dokonać kolejnej przebudowy? Czy jednak ŁKS na to stać?

Na razie przed łodzianami dwa ważne pojedynki. Oby to nie było bylejakie kończenie futbolowego roku. Najpierw w czwartek ŁKS zmierzy się w pucharowym boju z Legią (godz. 18), a potem 9 grudnia o godz. 19 niezwykle ważne ligowe starcie przy al. Unii z Arką Gdynia. Ono pokaże, o co wiosną będzie grała łódzka drużyna. Czy tylko o bezpieczne miejsce w środku ligowej tabeli, co mówiąc szczerze, nie satysfakcjonuje nikogo.

W ŁKS zmieniło się wszystko, a jakby się nic nie zmieniło

Fot. Mateusz Słodkowski/Cyfrasport

W ŁKS zmieniło się wszystko, a jakby wszystko pozostało po staremu. W meczu z Arką (1:2) pojawiło się w składzie siedmiu nowych piłkarzy, są: nowy trener i nowy dyrektor sportowy, a tymczasem… Kardynalne błędy w defensywie, po których padają bramki dla rywali, jak się zdarzały, oj zdecydowanie za często, w ekstraklasie, tak zdarzyły się w I-ligowej premierze.

Najlepszymi piłkarzami drużyny byli zawodnicy grający na pozycjach, na których ełkaesiacy mieli atuty w ekstraklasie czyli bramkarze: w ekstraklasie Aleksander Bobek, w I lidze Jakub Bomba, pomocnicy starający zachować równowagę w grze defensywnej i ofensywnej: w ekstraklasie Michał Mokrzycki, w I lidze Mateusz Kupczak.

Inna sprawa, że trudno zrozumieć, dlaczego trener Jakub Dziółka posadził Mokrzyckiego na ławce rezerwowych, skoro po wejściu na boisko, był on najlepszy na placu.

Mądry ełkaesiak po szkodzie. Klub powinien nawet… przepłacić i zatrzymać Daniego Ramireza (wybrał II-ligową Turcję), bo Pirulo w roli reżysera gry się po prostu nie sprawdza. Efekt, mało, bardzo mało składnych akcji łodzian kończonych strzałem na bramkę i tylko 59 procent celnych podań!

To nie wróży dobrze na przyszłość, a już dziś o godz. 20.30 ŁKS podejmie Górnika Łęczna. Łodzianie mają nowego austriackiego napastnika, ale ostatnio grał on niewiele, więc czy i kiedy będzie z niego pożytek?! Oby łódzki zespół był w stanie z meczu na mecz notować sportowy progres, bo inaczej zostanie I-ligowym przeciętniakiem, albo, aż strach pomyśleć, jeszcze gorzej…

Nieudana premiera. ŁKS miał za mało atutów, żeby zdobyć w Gdyni choćby punkt

ŁKS przegrał w swojej ligowej premierze, prezentując niestety przeciętne sportowe możliwości. Proste błędy w defensywie (skąd my to znamy!), dziecinnie proste straty w ofensywie. To musiało się źle skończyć i tak się skończyło.

Wyjściowa jedenastka ŁKS nie do poznania z poprzednim sezonem. Zwraca uwagę brak w kadrze bramkarza Bobka i miejsce tylko na ławce rezerwowych najlepszego piłkarza minionego sezonu – Mokrzyckiego. W roli napastnika… Balić. W Arce jeden z dotychczasowych liderów, napastnik Czubak, wylądował na ławce rezerwowych. Jednym z telewizyjnych komentatorów był Marciniak – tak tak – były gracz Arki i jedna z ikon ŁKS!

Mecz zaczął się od samych łódzkich nieszczęść. Już w 6 minucie sprzed linii bramkowej piłkę musiał wybijać Gulen. W następnej akcji swoje fatalne oblicze z poprzedniego sezonu pokazał Louveau. Niby krył, a tak naprawdę pozwolił na zbyt dużo, ba na wszystko, Marcjanikowi, który pewnym uderzeniem głową posłał piłkę w róg bramki łodzian.

W miarę upływu czasu łodzianie próbowali przejąć inicjatywę. Na pierwszy strzał (panu Bogu w okno) łodzianie zdobyli się po blisko 38 minutach gry. Jego autorem był Młynarczyk. Drugi, równie beznadziejny, tym razem głową, był autorstwa kapitana Pirulo.

Do trzech razy sztuka. Po bardzo dobrej centrze Młynarczyka i jeszcze lepszym uderzeniu głową, Louveau doprowadził do wyrównania, rehabilitując się za wpadkę z początku meczu. W doliczonym czasie pierwszej połowy znakomitą interwencją popisał się Bomba.

W drugiej połowie znów po rzucie wolnym dobrze zachował się Bomba. W ofensywie łodzianom brakowało dobrego ostatniego podania. Szkoda, bo to ŁKS miał inicjatywę w grze. Do pierwszej groźnej kontry gospodarzy, gdy w dogodnej sytuacji Gaprindaszwili strzelił nożycami nad poprzeczkę. Ełkaesiacy sami prowokowali groźne ataki gospodarzy w beznadziejnie prosty i bezsensowny sposób tracąc piłkę.

To musiało się źle skończyć. Łodzianie dali miejsce do strzału w polu karnym Skórze, który uderzył między nogami Gulena i trafił do bramki. Szansę na wyrównanie miał Arasa (grający z numerem 9!), ale fatalnie skiksował. Potem jeszcze raz Bomba ratował łodzian, broniąc strzał Oliveiry.

Kto wypadł najlepiej z ełkaesiaków? Bardzo dobrze zaprezentował się w roli komentatora Marciniak – konkretny, rzeczowy, spostrzegawczy, obiektywny. To był prawdziwie udany telewizyjny debiut. Tylko tak dalej!

Arka Gdynia – ŁKS 2:1 (1:1)

1:0 – Marcjanik (7, głową), 1:1 – Louveau (45+2, głową), 2:1 – Skóra (88)

ŁKS: Bomba – Dankowski, Gulen (89, Mihaljević), Louveau, Majenić, Kupczak, Pirulo (79, Mokrzycki), Wysokiński, Młynarczyk (79, Pawlak), Zając (67, Sitek), Balić (67, Arasa)

ŁKS. Stajnia Augiasza została posprzątana, ale czy łodzianie będą rozdawać karty w I lidze?

Fot. ŁKS Łódź

Tak być powinno. Nadszedł czas rozliczeń. Nie spełniłeś oczekiwań, zagrałeś poniżej ligowego poziomu to po prostu żegnaj – bez żalu, sentymentu, dobrych wspomnień.

Po kompromitującym, co tu kryć, sezonie w ekstraklasie, nowe władze ŁKS zrobiły pierwsze porządki – posprzątały sportową stajnię Augjasza, rezygnując z usług kilkunastu piłkarzy! Mnie, nawet jeśli odejdą też Kay Tejan i Aleksander Bobek, najbardziej żal Daniego Ramireza, który po fatalnym początku, potem pokazywał spore umiejętności i to, że może być nowym liderem ŁKS.

Cóż, tak się nie stanie. Trzeba sobie radzić bez Hiszpana. Podobnie, jak bez ełkaesiaka z krwi i kości – Oskara Koprowskiego, który słusznie nie czuł się gorszy od tych, którzy biegali po ekstraklasowych boiskach, ale ciągle spychany był do kąta. Zatem poszukał sobie nowego pracodawcy.

Na patencie promowania ludzi, których wcześniej nikt nie dostrzegł, a którzy spełnili sportowe oczekiwania, wypłynął Raków Częstochowa. Oby podobna historia teraz zdarzyła się z ŁKS!

Bo, to co się działo w ekstraklasie było po prostu… zawstydzające. Pokazują to statystyki w specjalnym ekstraklasowym wydaniu Przeglądu Sportowego. ŁKS stracił najwięcej goli z akcji aż 54 (przedostatni Radomiak – 48) i po stałych fragmentach gry – 21 (przedostatnia Cracovia – 18).

Tak w I lidze ŁKS grać nie może, bo znów będzie zbierał baty. Stare przysłowie mówi bowiem: pokaż mi, jak radzisz sobie w defensywie, a powiem ci, o co będziesz grał. Oby nowy szkoleniowiec nie okazał się nowym… Piotrem Stokowcem (beznadziejna średnia – 0,33 pkt. na mecz!). Na pocieszenie powiedzmy, że pozytywne było to, że ŁKS wygrał rywalizację Pro Junior System i zgarnął niezłą forsę do klubowej kasy.

29 lipca o godz. 20.30 ŁKS zagra w hitowym meczu drugiej kolejki I ligi z największym przegranym minionych rozgrywek – Arką w Gdyni (mecz pokaże na żywo TVP Sport). Oby łodzianie pokazali, że mają drużynę na miarę czołówki ligi, bo inaczej mogą, jak GKS Katowice, na długie lata dać się zaszufladkować na zapleczu ekstraklasy.

Młodzi, piekielnie zdolni – Bobek i Kowalczyk dali ŁKS punkt, premiujący łodzian awansem do ekstraklasy!

Na rozgrzewkę łodzianie wyszli w czarnych koszulkach z wyraźnym zielonym napisem: 600 lat Łodzi. To miało ich mobilizować o walkę o ekstraklasę dla drugiego łódzkiego klubu i pokazać, że Łódź jest ich miastem, a ŁKS ich klubem. Mecz rozpoczął się od rzucanych na murawę serpentyn, które trzeba było uprzątnąć. ŁKS dopingowało około 700 kibiców z Łodzi.

Uff. Było ciężko, ale się udało. ŁKS zdobył potrzebny punkt i wywalczył awans do ekstraklasy. Symboliczne, że gola na wagę awansu zdobył młody zdolny Kowalczyk, a wcześniej w grze utrzymał łodzian inny młody zdolny bramkarz Bobek, który obronił jedenastkę!

W 7 min ŁKS miał furę szczęścia. Wykładaną piłkę dostała na 14 metrze niepilnowany Stolc. Futbolówka nieco podskoczyła na nierównej murawie. Może dlatego gdynianin posłał ją obok słupka, a może dlatego że nie jest napastnikiem tylko obrońcą.

Do dwóch razy sztuka. Po kolejnej katastrofalnej postawie w defensywie łodzian, strzał Adamczyka obronił Bobek, ale był bezradny przy dobitce Stolca. Nomen omen gol padł w 13 minucie.

Ustawienie na lewej stronie Tutyskinasa ze Śliwą okazała się fatalnym pomysłem. Ratował sytuację w polu karnym Mokrzycki, i decydował przypadek. Pomocnik ŁKS upadł i przy okazji faulował Adamczyka. Jedenastkę wykonywał sam poszkodowany. Jego strzał obronił Bobek, a przy dobitce posłał piłkę nad poprzeczkę.

Pierwszy celny strzał łodzian dopiero w 25 minucie spotkania, oczywiście Pirulo. Niestety, w pierwszej połowie łodzianie nie pokazali nic lub prawie nic. Taka postawa drużynie, mającej ambicję grania w ekstraklasie, po prostu nie przystoi. Po 45 minutach mogło być nawet 3:0 dla gdynian.

W drugiej połowie ŁKS się starał, choć długo z tego nie wyniknął choćby jeden celny strzał. Jak mogło być inaczej, skoro pierwsza groźna akcja łodzian miała miejsce w 67 minucie. Do czasu, do czasu… Znów wielkie możliwości pokazał Kowalczyk. Wziął na plecy Adamskiego i płaskim strzałem w róg doprowadził do wyrównania. Potem też się działo. Strzał Czubaka z siedmiu metrów został zablokowany. Uff, odetchnęliśmy z ulgą. Udało się utrzymać remis i można było cieszyć się z awansu.

W ostatniej kolejce 3 czerwca o godz. 17.30 ŁKS podejmie Odrę Opole. Będzie święto przy al. Unii!

Arka Gdynia – ŁKS1:1 (1:0)

1:0 – Stolc (13), 1:1 – Kowalczyk (84)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Monsalve, Marciniak, Tutyskinas (79, Kelechukwu), Pirulo (88, Dąbrowski), Trąbka, Kowalczyk (88, Okhronchuk), Mokrzycki, Śliwa (61, Szeliga), Janczukowicz (79, Jurić)

Bez Hiszpana Pirulo ŁKS nie byłby w tym miejscu, w którym jest!

Jose Antonio Ruiz Lopez, czyli Pirulo, w wiosennych meczach swojej drużyny pokazuje, iż nie było w tym przypadku, że zwyciężył w plebiscycie tygodnika Piłka Nożna w kategorii Pierwszoligowiec Roku.

Teraz przed ŁKS i liderem zespołu Pirulo dzień wielkiej sportowej próby. W piątek o godz. 20.30 łodzianie zagrają ligowy mecz z Arką w Gdyni. Liderzy (w dwóch ostatnich meczach z Arką i Odrą Opole w Łodzi) potrzebują zdobyć punkt, żeby zapewnić sobie bezpośredni awans do ekstraklasy. Nie od dziś wiadomo, że gra na remis często kończy się porażką, dlatego już w piątek trzeba ze wszystkich sił walczyć o zwycięstwo. Transmisja meczu w Gdyni w Polsat Sport.

Kiedy lider ŁKS przyjechał do Polski transfermarkt.de wyceniał go na 250 tysięcy euro. Teraz jest przynajmniej dwa razy więcej wart. Pół miliona euro odstępnego, to kwota, którą ma zapisaną w kontrakcie. Powiedzmy wprost: gdyby Pirulo nie było wiosną w składzie, ŁKS pewnie byłby dalej niż bliżej awansu do ekstraklasy.

Szukam w pamięci ostatnich graczy, charyzmatycznych piłkarzy z pola prących do przodu, z którymi utożsamialiby się kibice. To byli Jacek Ziober, Marek Saganowski i Mirosław Trzeciak. Teraz jest Pirulo!

Pirulo po raz pierwszy, według lkslodz.pl: pierwszy mecz: vs. Lechia Gdańsk (0:0), 19 lipca 2019 (Ekstraklasa). Pierwszy gol: vs. Górnik Zabrze (2:0), 29 października 2019 (Puchar Polski). Pierwszy gol w lidze: vs. Wisła Kraków (1:2), 3 lipca 2020 (Ekstraklasa). Pierwsza asysta w lidze: vs. Piast Gliwice (1:2), 15 grudnia 2019 (Ekstraklasa). Pierwszy gol w wygranym meczu w lidze: vs. Odra Opole (4:0), 28 sierpnia 2020 (I liga). Pierwszy zwycięski gol w lidze: vs. Zagłębie Sosnowiec (2:1), 19 września 2020 (I liga). Pierwszy dublet w lidze: vs. GKS Bełchatów (3:1), 30 września 2020 (I liga).

Hiszpan przekonał się, co znaczy życiowa i sportowa stabilizacja. Gra na wysokim poziomie, gdy poznał polskie realia, zadomowił się wraz z całą rodziną w Łodzi, zintegrował z zespołem. Tak nie było w Rumuni czy Bułgarii, gdzie spędził po pół roku. Tak nie stało się w Hiszpanii, do której wrócił. Tu okazał się jednym z wielu dobrych piłkarzy, znakomicie przygotowanych do wykonywanego zawodu, ale… ginął w tłumie.

Już w tym sezonie wcześniej Pirulo przeszedł do klubowej historii. Dzięki dwóm bramkom zdobytym w meczu z Chrobrym Głogów w rankingu najlepszych strzelców ŁKS na zapleczu ekstraklasy Hiszpan z 35 golami na koncie wyprzedził nie byle kogo, bo samego legendarnego Jerzego Sadka. W dawnej drugiej lidze Jerzy Sadek zdobył dla ŁKS 34 gole w 89 meczach (trzy sezony), natomiast Hiszpan do zdobycia 35 bramek potrzebował 83 spotkań (w to dwa mecze barażowe).

Zdjęcia Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Kazimierz Moskal: Moi piłkarze w drugiej połowie pokazali, że potrafią coś pozytywnego zrobić

Po bardzo dobrym meczu ŁKS pokonał Arkę Gdynia 3:1.

Trenerzy po meczu

Kazimierz Moskal: Gratulacje dla drużyny. Ważne, że piłkarze byli skupieni na tym, co mają zrobić. Po początku niemrawym, słabym w drugiej połowie pokazali, że potrafią coś pozytywnego zrobić. Bardzo dziękuję kibicom za wsparcie. Mam nadzieję, że grą i tym zwycięstwem odwdzięczyliśmy się za ich doping, za to że byli z nami w tej rundzie.

Ryszard Tarasiewicz: Dotąd nasza dynamika spotkań na wyjazdach była dobra. Nasza gra diametralnie się nie różniła. Nie wiem, czy gdybyśmy wykorzystali rzut karny udałoby się wygrać, ale wydaje mi się, że pomogłoby to osiągnąć dobry wynik.

Znakomity mecz. Wspaniałe zwycięstwo ŁKS w wyjątkowym dniu. Wielkie brawa!

Po bardzo dobrym spotkaniu przy wypełnionych trybunach w rocznicę urodzin patrona stadionu Władysława Króla ŁKS jak najbardziej zasłużenie pokonał Arkę. W rolach głównych: Bobek, Nacho Monsalve i Trąbka. ŁKS na ten moment został liderem tabeli.

– Uznałem, że nie było sensu dokonywać zmian w składzie po ostatnim spotkaniu. Wypadł tylko kontuzjowany Mieszko Lorenc – powiedział przed spotkaniem Kazimierz Moskal.W drużynie rywali z powodu urazu nie wyszedł w pierwszym składzie były widzewiak – Czubak.

Zaczęło się fatalnie dla ŁKS. Nie minęło 60 sekund i Bobek wyciągał piłkę z siatki. Łodzianie stracili piłkę w środku pola. Haydary wykorzystał złe ustawienie defensywy i w sytuacji sam na sam z Bobkiem otworzył wynik spotkania. Koszmar!

Drugim wydarzeniem pierwszego kwadransa meczu były rozerwane przez rywala spodenki Pirulo. Dostał nowe od… Glapki.

Po kolejnej składnej akcji Arki ręką w polu karnym odbił piłkę Marciniak. Strzelał Haydary. Bobek wyczuł jego intencje i obronił źle uderzoną piłkę. Brawa dla młodego bramkarza łodzian! Ta sytuacja podziałała mobilizująco na gospodarzy.

W 35 minucie znakomitą okazję miał ŁKS. Po rajdzie Ochronczuka i dograniu piłki w pole bramkowe, nie zorientował się w sytuacji Janczukowicz. Co się odwlecze… Po rzucie rożnym egzekwowanym przez dobrze grającego Trąbkę, ubiegł rywali i bramkarza w polu bramkowym Mosalve i uderzeniem głową doprowadził do wyrównania.

Na początku drugiej połowy po akcji Pirulo i Trąbki strzał Trąbki został zablokowany, a Pirulo uderzył zbyt słabo i bramkarz rywali złapał piłkę. Po kapitalnym podaniu Trąbki w sytuacji sam ma sam uderzając po długim słupku Szeliga minimalnie chybił. W kolejnej akcji rywal w ostatniej chwili uprzedził Janczukowicza. Marciniak główkował tuż obok słupka. ŁKS był w natarciu. Dwoił się i troił Trąbka.

W końcu stało się to, co musiało się stać. Sprawiedliwości stało się zadość. Po kapitalnej akcji Pirulo z Trąbką i dośrodkowaniu Dankowskiego rezerwowy Szeliga posłał piłkę do siatki! To na pewno była akcja godna najlepszych meczów ekstraklasy. Na tym nie koniec. Po kolejnym doskonałym dośrodkowaniu Dankowskiego, piłka skozłowała przed Szeligą i dlatego ten zamiast do bramki posłał ją nad poprzeczkę. W ostatniej kontrze po świetnym prostopadłym podaniu Okhronchuka, Jurić wykorzystał sytuację sam na sam posyłając piłkę obok bramkarza.

Spisali się też kibice. Mecz oglądało 11 tysięcy 5 widzów. Szkoda, wielka szkoda, że był to ostatni mecz w tym roku na stadionie im. Władysława Króla. W dwóch ostatnich kolejkach ŁKS zagra z Odrą w Opolu i GKS w Katowicach.

ŁKS – Arka Gdynia 3:1 (1:1)

0:1 – Haydary (1), 1:1 – Monsalve (36, głową), 2:1 – Szeliga (65), 3:1 – Jurić ( 90+3)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Monsalve, Marciniak, Tutyskinas – Okhronchuk – Nowacki (46, Koprowski), Trąbka (74, Kort) – Pirulo (90+2, Biel), Balongo (45+4, Szeliga), Janczukowicz (74, Jurić)

ŁKS gra z drużyną wyjątkowo groźną na wyjazdach, ale w takim dniu po prostu nie może zawieść

W niedzielę o godz. 12.40 pojedynek na I-ligowym szczycie. Trzeci w tabeli ŁKS podejmie czwartą Arkę Gdynia i to w dniu urodzin patrona stadionu przy al. Unii Władysława Króla. W ostatniej kolejce oba kluby wygrały swoje mecze. Gdynianie u siebie z Chojniczanką 2:1 (czwartą żółtą kartkę ujrzał Michał Marcjanik i nie zagra z ŁKS), a łodzianie 3:0 na wyjeździe z Resovią.

Gdyby kolejność w tabeli ustalana była wyłącznie poprzez grę na stadionach rywali, Arka Gdynia byłaby na pierwszym miejscu w Fortuna I lidze. Żółto-niebiescy zdobyli osiemnaście punktów na dwadzieścia cztery możliwe i są najlepszym zespołem w rozgrywkach, jeśli weźmiemy pod uwagę tylko spotkania na obcych boiskach. Wygrywali w Bielsku-Białej, w Rzeszowie, w Łęcznej, w Katowicach, w Bełchatowie (tam swoje mecze rozgrywa Skra Częstochowa), a także ostatnio w Chorzowie. Przytrafiły się też dwie przegrane (z Wisłą Kraków i z Puszczą Niepołomice), więc nie jest to szczególny powód do wstydu – czytamy na stronie gdynian.

Na meczu będzie gość specjalny. Wybitny zawodnik ŁKS, 91-letni Wiesław Jańczyk. To jedyny łódzki sportowiec, który złoty medal mistrzostw Polski zdobył w piłce nożnej i koszykówce.

Ciekawa opinia Kazimierza Moskala o roli trenera w drużynie: Po to jestem w ŁKS, żebym decydował o tym jak będzie wyglądał skład, jak będzie grała drużyna. Potem nie odpowiada za to prezes, dyrektor sportowy, właściciel klubu, czy dziennikarze tylko ja. Każdy ma inne pomysły na to kto ma grać i jak ma grać, ale od tego jest trener. My nie jesteśmy idiotami, którzy sadzają na ławce najlepszego zawodnika, bo mamy takie widzimisię. Skoro tak postanowiliśmy to znaczy, że mamy powody. To nie jest tak, że wybierając skład bierzemy go na podstawie biorytmów, fazy księżyca, czy losujemy karteczki z nazwiskami z kapelusza. Bierzemy pod uwagę jak zawodnicy wyglądają w treningu, co może wydarzyć się w meczu. Tu nie chodzi o to, żeby zaskakiwać dziennikarzy i kibiców, tylko żeby wybrać jak najlepszy skład na nmecz i tym się kierujemy. Mateusz Kowalczyk wraca do zajęć z zespołem. Problemy zdrowotne ma Jan Kuźma, natomiast wszyscy pozostali, wyłączając z tego Mieszka Lorenca, którego czeka zabieg, więc poczekamy na niego dłużej, są zdrowi.

© 2024 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑