Ryżową Szczotką

Rezerwowy Pafka

Page 63 of 170

Derby Łodzi jak najbardziej zasłużenie wygrał Widzew, ŁKS praktycznie spadł już do… I ligi!

W derbach zasłużenie wygrali lepsi. Widzew po przerwie nie dał żadnych szans rywalom. To szósta wygrana drużyny, druga na obcym boisku. ŁKS doznał 14 porażki, piątej u siebie. Praktycznie spadł już do I ligi. Czy w tej sytuacji do dymisji nie powinni się podać: trener Stokowiec (zero zwycięstw!) i dyrektor sportowy – Dziedzic, który znów posprowadzał futbolowych przeciętniaków lub wręcz słabeuszy.

Gikiewicz w swoim debiucie w Widzewie trafił na wyjątkowy mecz. Podobnie Durmisi w ŁKS. Gospodarze nastawieni wyjątkowo ofensywnie z Pirulo (co niespodzianka) w podstawowym składzie.

Zaczęli energetycznie ełkaesiacy ale pierwszy słaby strzał (Tkacz) dopiero w 19 minucie. Kolejny niecelny Pawłowskiego w 43 min, W doliczonym czasie Tejan próbował przelobować z 50 metrów Gikiewicza, wyjątkowo nieudanie. Do przerwy walki było dużo, akcji ofensywnych, sytuacji żadnych, na dodatek kontuzji doznał Hanousek. Szachy misiu, futbolowe szachy. To za mało, żeby mieć satysfakcję.

Udany początek drugiej połowy dla Widzewa. W 49 min po dobrym podaniu Pawłowskiego, Alvarez uderzał po ziemi, wprost w słupek. Bobek raczej nie zdążyłby i interwencją. ŁKS odpowiedział strzałem z dystansu w 52 min Mokrzyckiego, wprost w ręce Gikiewicza. Trzecia akcja, a druga Widzewa, przyniosła gola. Po centrze Alvareza, Sanchez, uprzedził Mammadova i głową posłał piłkę w róg bramki.

Zmiany w ŁKS po godzinie gry. Zeszli: Pirulo kompletnie bezbarwny i niewidoczny, po co pojawił się w wyjściowym składzie oraz Loveau, który ujrzał czwartą żółtą kartkę i to wyklucza go z kolejnego meczu.

Widzew miał przewagę, przygaszony gospodarze nic nie byli w stanie zrobić. Kibice krzyczeli: ŁKS grać!, no może mniej parlamentarnie. W 81 min celny strzał (wreszcie) ŁKS. Po centrze z rzutu rożnego Durmisiego, Tejan główkował w ręce Gikiewicza. W odpowiedzi czujny Bobek obronił strzał Pawłowskiego, a potem Klimka. ŁKS był po prostu słaby i bezradny. Nic dziwnego, że po serii błędów stracił drugiego gola. Po akcji Klimka trafił Nunes.

Mecz oglądał m.in. trener reprezentacji Michał Probierz. Powodów do zachwytów nie miał.

ŁKS – Widzew 0:2 (0:0)

0:1 – Sanchez (54, głową), 0:2 – Nunes (90+2)

ŁKS: Bobek – Szeliga, Mammadov, Flis, Durmisi -Pirulo (61, Zając), Louveau (61, Ceijas), Mokrzycki (76, Jurić), Balić (88, Dankowski) Ramirez (76, Hoti)- Tejan.
 Widzew: Gikiewicz – Zieliński, Żyro, Ibiza, Cigaņiks – Álvarez, Hanousek (39, Kun), Pawłowski(90+9, Cybulski) – Nunes ((90+9, Diliberto), Sanchez (86, Rondić), Tkacz (86, Klimek)

Taka jest smutna prawda. Trzeci europejski mecz polskich rugbistów i trzecia porażka

Fot. Polski Związek Rugby

Niestety, Polacy przegrali trzeci mecz w Rugby Europe Championship, tym razem z Belgią 10:31 (0:10) w miejscowości nomen omen… Waterloo. Pierwsze punkty nasi stracili w 4 minucie. W porównaniu z wysoko przegranym spotkaniem z Portugalią (7:54), doszło do ośmiu zmian w składzie Polaków (kontuzje, czerwone kartki). Wcześniej nasza drużyna uległa jeszcze Rumunii 8:20.

– Jesteśmy rozczarowani. Nie realizowaliśmy do końca naszego planu gry na dziś, szczególnie jeśli chodzi o grę otwartą z piłką. Belgowie świetnie bronili i za to trzeba im oddać honor, ale nam zabrakło wykończenia. Teraz musimy wziąć się do pracy, by w półfinale zagrać zdecydowanie lepiej niż dziś – podsumował po meczu trener Christian Hitt.

O tym kto będzie przeciwnikiem Polaków w kolejnym meczu zadecyduje zaplanowany na niedzielę pojedynek Holendrów z Niemcami. Zwycięzca tego spotkania za dwa tygodnie podejmie „Biało-Czerwonych” na własnym boisku.

Belgia – Polska 31:10 (10:0)

Belgia: Hugo de Francq 11, Maxime Jadot 5, Alexandre Raynier 5, Julien Berger 5, Maximilian Hendrickx 5. Polska: Stasio Maltby 5, Nicolas Saborit 5

Polska: Jakub Wojtkowicz (Thomas Fidler), Grzegorz Buczek (Michał Gadomski), Craig Bachurzewski (Zenon Szwagrzak), Mateusz Bartoszek (Max Loboda), Ronan Seydak, Vaha Halaifonua, Jordan Tebbatt (Dawid Rubaśniak), Kacper Palamarczuk, Mateusz Plichta (Sean Cole), Peter Hudson-Kowalewicz, Malakai Watene-Zelezniak, Przemysław Dobijański (Grzegorz Szczepański), NicolasSaborit, Stasio Maltby, Patryk Reksulak (Łukasz Korneć).

KS Hokej Start Brzeziny. Skuteczność i pozytywna energia oraz radość grania są potrzebne, żeby obronić tytuł halowych mistrzyń Polski

Rozstrzygnięcie nastąpi w niedzielę. W czwartym turnieju o halowe mistrzostwo Polski w kobiecym hokeju na trawie drużyna KS Hokej Start Brzeziny zmierzy się z pierwszym zespołem AZS Politechnika Poznańska. W tej chwili w tabeli AZS ma 16 punktów , bramki 25-10, KS Hokej Start o dwa punkty mniej, bramki 21-6.

Kalkulacja jest prosta, brzezinianki, jeśli chcą obronić tytuł, muszą to spotkanie wygrać.

Oba zespoły zmierzyły się ze sobą w tych rozgrywkach. Wtedy padł remis 1:1. Jak będzie teraz? – Musimy wygrać, aby jednak to stało się możliwe powinniśmy zaprezentować się tak, jak w ostatnim turnieju, kiedy wygrałyśmy dwa mecze, strzeliłyśmy jedenaście bramek, nie tracąc żadnej – mówi trenerka Małgorzata Polewczak. – Wreszcie pokazałyśmy dobrą skutecznością, była energia i radość grania. Te elementy pozwolą nam skutecznie powalczyć z poznaniankami. Gramy bowiem w niedzielę nie tylko z pierwszym, ale i drugim (dodajmy zdecydowanie słabszym) zespołem AZS.

Turniej odbędzie się w Skierniewicach. Dla brzezinianek będzie to premierowy w tym sezonie występ na tej hali. Do tej pory trenowały na mniejszym obiekcie w Jeżowie. Jak na to jednak nie patrzeć, to one właśnie najlepiej znają skierniewicką halę, w której w kolejny weekend z kolei zagrają w Klubowym Pucharze Europy.

W ostatnim turnieju o mistrzostwo kraju KS Hokej Start zagra w najsilniejszym składzie z trzema reprezentantkami Polski, które zdobyły brązowy medal mistrzostw świata i srebrny mistrzostw Europy. Do walki o tytuł poprowadzą zespół: Anna Gabara, Monika Polewczak i Paula Sławińska. Obok nich wystąpią: Karolina Grochowalska, Anastazja Szot, Patrycja Kalczyńska, Magdalena Pabiniak, Oliwia Krychniak, Oliwia Kucharska, Zuzanna Rubacha, Diana Voronovich.

Mecze KS Hokej Start: o godz. 11 z pierwszym zespołem AZS Politechnika Poznańska, o godz. 13.30 z drugim teamem AZS.

LINK DO TRANSMISJI: https://youtube.com/live/rm59xwEpiHE?feature=share

Piłkarskie derby ŁKS – Widzew. Po punkcie zostanie w Łodzi, ale to tylko zepchnie nasze drużyny na ekstraklasowe dno

W niedzielę o godz. 17.30 piłkarskie święto czyli derby Łodzi (nistety bez transmisji w otwartej telewizji). W pierwszej rundzie ekstraklasy spotkanie wygrał Widzew 1:0 po golu Jordiego Sancheza. Wtedy jeszcze nic w ekstraklasie nie było wiadomo, dziś już bardzo dużo. Stawka spotkania jest wyjątkowo wysoka. Porażka, ba nawet remis, to dla ŁKS praktycznie gwóźdź do ligowej trumny. Punkty dla Widzewa to odbicie się od strefy spadkowej i chwila oddechu przed arcytrudnymi spotkaniami z Górnikiem Zabrze (siódmy w tabeli), Śląskiem (wicelider) i Legią (czwarta drużyna ekstraklasy).

Porównuję jedenastki obu zespołów, zastanawiając się jaki wynik może paść na stadionie im. Władysława Króla, choć doskonale wiem, że derby rządzą się swoimi prawami, a jak mawiał niezapomniany Leszek Jezierski, punkty i tak zostaną w Łodzi.

Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że przy porównaniu możliwości wpływu na grą i wynik bramkarzy trzeba będzie zdecydowany plus postawić po stronie ŁKS ale… Nowym golkiperem Widzewa został 36-letni człowiek który z nie jednego futbolowego pieca chleb jadł czyli Rafał Gikiewicz. Czy okaże się lepszy od o 16 lat młodszego, czołowego golkipera rozgrywek Aleksandra Bobka? To jest niewiadoma – stawiam zatem na remis.

Defensywa ŁKS wiele zyskała, gdy doszedł do niej Rahil Mammadov, to może być plusik. Oba zespoły straciły dużo goli (Widzew – 30, ŁKS – 38). To nie są formacje, do których można mieć bezgraniczne zaufanie, ale Mammadov może robić różnicę, dlatego plusik stawiam przy ŁKS.

W drugiej linii ŁKS jest Dani Ramirez, który umie kreować grę, ale moim zdaniem, na dziś lepiej to robi lider Widzewa – Bartłomiej Pawłowski. Moce defensywnych pomocników: Michała Mokrzyckiego i Marka Hanouska, oraz skrzydeł są podobne, więc więcej aktywów w tej formacji po stronie Widzewa.

Gdyby brać pod uwagę nieudaną dla łódzkich drużyn wiosenną premierę, to wśród napastników pozytywnie wyróżniał się tylko Kay Tejan, bodaj najlepszy piłkarz ŁKS w spotkaniu z Koroną. On może zrobić różnicę. Rzecz w tym, że nie dokona tego w pojedynkę. Jordi Sanchez potrafi pokazać sportową moc, w dowodzie jest jeszcze Imad Rondić. Stawiam plusik przy… Nie w tej formacji też na remis.

Podsumujmy, po tej pobieżnej analizie wychodzi na to, że piłkarskie derby zakończą się remisem.

Po punkcie zostanie w Łodzi, ale to tylko zepchnie nasze drużyny na ekstraklasowe mokradła i grozi utopienie się w bagnie. Czy tak się stanie, przekonamy się w niedzielę. Oby tylko to nie były futbolowe szachy, ale spotkanie pełne emocji, składnych akcji i bramek.

Awantury i kontuzje zdziesiątkowały rugbową kadrę przed spotkaniem w… Waterloo. Czy to będzie mecz polskiej klęski?

Zdjęcia PZRugby

Polacy nie dość, że dostali bęcki od Portugalii (7:54) w Rugby Europe Championship, to jeszcze się nie popisali, wdając się w awantury, które skutkowały czerwonymi kartkami i urazami. Jak na to nie patrzeć przed meczem z Belgami w Waterloo (sobota, godz. 18), trener Chris Hitt ma prawdziwe Waterloo w drużynie. Musi grać bez pięciu czołowych zawodników, w tym kapitana. Czy marzenia o zwycięstwie, jak rok temu w Gdyni, są tylko iluzoryczne?

Jak podaje biuro prasowe PZRugby podczas ostatniego starcia z Portugalią, za udział w przepychance, sędziowie wyrzucili z boiska z czerwonymi kartkami Davida Wallisa z drużyny gospodarzy oraz Dawida Banaszka. Dla naszego łącznika ataku oznacza to zawieszenie na trzy mecze i koniec Championship w tym roku. Po analizie wideo całego zajścia, przeprowadzonej przez komisję dyscyplinarną Rugby Europe, czerwoną kartką i zawieszeniem na cztery mecze został również ukarany kapitan naszej reprezentacji Piotr Zeszutek.

Urazu barku doznał drugi złączników ataku, grający również jako obrońca Lucas Niedźwiecki. W składzie pozostał etatowy łącznik ataku Wojciech Piotrowicz, ale podczas treningu doznał kontuzji mięśnia dwugłowego. To oznacza, że „Biało-Czerwoni” stracili kapitana i trzech łączników ataku. Jeśli do tego dodamy informację o uszkodzeniu więzadła w stawie skokowym Michała Krużyckiego z drugiej linii młyna, to mamy pięciu podstawowych zawodników poza składem.

– Musimy wygrać, by zapewnić sobie pierwszy mecz fazy play-off na własnym terenie. I w nim również musimy odnieść zwycięstwo. Oczywiście mamy trochę przeszkód w postaci straty kilku podstawowych zawodników, ale to daje szansę innym graczom, żeby wyjść na boisko, wziąć na siebie odpowiedzialność i udowodnić swoją wartość – powiedział trener Christian Hitt.

W rozgrywkach Rugby Europe Championship już nie wystarczy walczyć honorowo i… przegrywać. Trzeba jeszcze sprawiać sensację. Ta stała się udziałem Belgów, którzy w pierwszej kolejce pokonali niespodziewanie Portugalczyków 10:6. Czy teraz o sensację postarają się Polacy – śmiem wątpić, ale dopóki piłka w grze…

Widzew. Trzeba zejść na ziemię i powiedzieć sobie wprost: największymi orłami ekstraklasy nie jesteśmy

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Powiedzieć, że nie jest dobrze, to nic nie powiedzieć. Miało być nowe otwarcie i wyraźny krok do przodu. Niestety w wiosennej premierze było po staremu, jak jesienią. Widzew starał się, ale przegrał po raz dziesiąty w sezonie, piąty na własnym stadionie, czwarty z rzędu i jest coraz bliżej strefy… spadkowej. Co z tego, że z aktualnym liderem rozgrywek. To nie jest żadne usprawiedliwienie.

A teraz przed drużyną kolejne wyjątkowe wyzwanie – derby Łodzi 18 lutego o godz. 17.30. W pierwszej rundzie 12 sierpnia zeszłego roku Widzew wygrał 1:0 po złotym golu Jordiego Sancheza.

Wróćmy do spotkania z Jagą. Oba kluby miały podobne statystyki. Po 10 strzałów, po 50 procent posiadania piłki, 11 fauli łodzian, 12 rywali, 76 procent celnych podań gospodarzy do 79 gości. 112,32 km przebiegniętych przez łodzian, przy 117,24 km rywali. Widzew miał o 54 więcej celnych podań, ale… tylko trzy razy celnie strzelał na bramkę gości, gdy Jaga zanotowała 6 takich uderzeń i ostatecznie wygrała spotkanie 3:1.

Nowy, lepszy Widzew miał wyróżniać się wysokim skutecznym pressingiem i szybkością budowania akcji. Przez parę meczowych chwil to jeszcze działało, ale łodzianie zbyt szybko uwierzyli w swoją wartość i możliwości, zaczęli grać zbyt odważnie (o co miał w telewizyjnej rozmowie pretensje Bartłomiej Pawłowski), niefrasobliwie w defensywie, gubiąc się po juniorsku w kryciu (to już doskonale znamy z jesieni!), co skutkowało kolejnymi golami i porażką.

No cóż, widzewiacy nie mieli też w składzie takiego piłkarza, jak Nene, który potrafiłby posklejać wszystko, tak w grze defensywnej, jak przy konstruowaniu ataków.

Trzeba zejść na ziemię, powiedzieć sobie wprost: największymi orłami ekstraklasy nie jesteśmy, musimy być do bólu pragmatyczni, konsekwentni i skuteczni, w sytuacjach, które uda się nam wypracować. Inaczej będzie tak jak z Jagą, widowiskowa, emocjonująca gra, która niestety nie przynosi ligowych punktów, a one w ostatecznym rozrachunku są najważniejsze!

O Widzewie znów zrobiło się głośno, z racji tego, że zawodnikiem klubu został bramkarz Rafał Gikiewicz. Oby ten rozgłos nie był chwilowy, tylko zamienił się w stały mocny pozytywny głos o klubie w polskich mediach, po kolejnych udanych meczach przynoszących ligowe punkty.

Danny Trejo, jak jego filmowy odpowiednik – człowiek Maczeta, okazał się dla ŁKS wyjątkowo czarnym charakterem!

Kay Tejan Fot. Michał Stańczyk/Cyfrasport

To był bohater ostatniej akcji, człowiek który pogrążył ŁKS. Dla łodzian zły facet, czarny charakter. Danny Trejo zdobył kapitalną bramkę, która pozwoliła pokonać Koronie ŁKS 2:1. Okazał się wyjątkowo wyrazistą postacią meczu, jak starszy od niego o pół wieku wyrazisty czarny charakter wielu filmów akcji… Danny Trejo, ale i główny bohater dla wielu kultowego i krwawego filmu Maczeta – pisze o tym strona sport.tvp.pl!

Pewnie wielu piłkarzy ŁKS go oglądało, a teraz w czarnych snach będzie widzieć akcję Trejo z Kielc. Nie tak miało być. Łodzianie mieli mocno wejść w sezon, zdobyć punkty i pokazać, że walka o utrzymanie jest realna. Niestety, nic takiego się nie stało. Prawdą jest, że dzięki solidnemu występowi Mammadova, ŁKS lepiej prezentował się w defensywie. Wystarczyła jednak chwila zapomnienia, odpuszczenia i stało się nieszczęście, pogrążające drużynę.

Nie mogę zrozumieć dlaczego w decydującym fragmencie meczu trener Stokowiec zdjął z boiska swojego kluczowego, bodaj najlepszego piłkarza – Tejana. Wpuszczone na plac dzieciaki szarpały aż miło, ale to Tejana kielczanie się bali i pilnowali, jak oka w głowie. Na pewno przy niebezpiecznym Holendrze byliby ostrożniejsi w atakowaniu w ostatniej fazie pojedynku. Niezłe momenty w meczu mieli Balić i Ramirez, choć trzeba też powiedzieć, że na wiele minut ginęli z boiskowego radaru. Na nic zdało się ciężka boiskowa praca za dwóch Mokrzyckiego. Punkty zostały w Kielcach, bo za dużo było łódzkich pustych przebiegów, łatwych strat powodujących boiskowy chaos i braku woli zwycięstwa w końcówce, co przyniosło opłakane skutki.

Statystyki meczu przemawiały raczej za remisem. Gospodarze strzelali co prawda 11 razy na bramkę, łodzianie – 5, ale oba zespoły po 4 razy celnie. Obie drużyny przebiegły trochę ponad 113 kilometrów, miały mniej więcej taki sam procent celnych podań (67 i 66). Nie da się jednak ukryć, że to Korona prowadziła grą, będąc przez 61 procent czasu w posiadaniu piłki, wymieniając przy tym 437 podań przy 390 ŁKS.

Bilans Stokowca w Łodzi jest fatalny. Trzy remisy i sześć porażek. Jeżeli przegra derby, to kto wie, jak potoczą się jego łódzkie losy. To co się dzieje potwierdza, przynajmniej na razie, moje przekonanie, że zwolnienie Moskala było wielkim, niewybaczalnym błędem działaczy ŁKS!

Kobiecy hokej na trawie to w tej chwili polski top topów. Dwa medale mistrzowskich imprez – srebrny i brązowy w ciągu zaledwie dwóch tygodni!

Od lewej: Monika Polewczak, Anna Gabara i Paula Sławińska Zdjęcia: PZHT, facebook.com/kshstartbrzeziny

Nie ma cienia wątpliwości. W tej chwili najlepszym polskim sportem zespołowym jest kobiecy hokej na trawie! Nasza narodowa drużyna w ciągu dwóch tygodni zdobyła dwa cenne medale. Najpierw reprezentacja Polski w hokeju 5-osobowym wywalczyła historyczny pierwszy medal mistrzostw świata, w meczu o brąz pokonując RPA 4:2. Barw Polski broniły trzy zawodniczki KS Hokej Start Brzeziny: bramkarka Anna Gabara oraz Monika Polewczak i Paula Sławińska.

To brzezińskie trio wzięło też udział w halowych mistrzostwach Europy w Berlinie, skąd przywiozło srebro. W finale Polki w dość kontrowersyjnych okolicznościach (krótki róg w ostatnich sekundach spotkania dla rywalek, ale wiadomo że gospodarzom zwykle pomagają ściany) przegrały z Niemkami 2:3.

Nasz team był jedynym, który potrafił napędzić strachu mistrzyniom, bo inne spotkania Niemki wygrywały wysoko i pewnie.

Biało-czerwone powtórzyły sukces sprzed ośmiu lat, kiedy to w Mińsku też były drugie. Pięciu najlepszych uczestników – Niemcy, Polska, Austria, Hiszpania oraz Czechy zapewniły sobie kwalifikację do przyszłorocznych mistrzostw świata. Polki wystartują też w kolejnych mistrzostwach Europy, mierząc znów w tytuł!

To nie koniec halowego sezonu. Przed dziewczynami z Brzezin jeszcze dwa tygodnie ciężkiej pracy. W najbliższy weekend ostatni turniej halowych mistrzostw Polski seniorek w Skierniewicach. Już pierwszy mecz zdecyduje pewnie o tytule. W samo południe KS Hokej Start zagra z pierwszą drużyn AZS Politechnika Poznańska. Musi go wygrać, żeby wywalczyć złoto. Natomiast za dwa tygodnie brzeziniaki pokażą się w Skierniewicach, w finałach Klubowego Pucharu Europy.

My w Łodzi możemy tylko zazdrościć takich sukcesów. Mamy tylko znakomite siatkarki, grające też w reprezentacji Polski, a oprócz nich… No cóż… piłkarzy nożnych broniących się przed spadkiem i mające lepszy lub gorszy dorobek, nie liczące się w walce o medale, a raczej głównie o przeżycie i awans, zespoły: koszykarskie, piłki ręcznej, rugby i żużla.

ŁKS. Gol debiutanta nie pomógł. Łodzianie doznali dziewiątej wyjazdowej porażki w doliczonym czasie gry. Czarna rozpacz

Miało być Odwracamy To. Nic z tego. ŁKS rozegrał dziewiąty wyjazdowy mecz i doznał dziewiątej porażki, po przepięknym golu strzelonym przez kielczan w doliczonym czasie gry. Uratowanie się przed degradacją wygląda coraz bardziej iluzorycznie.

Niespodzianka. W bramce ŁKS pojawił się Arndt. Bobka nie było nawet na ławce rezerwowych. Wyeliminowała go drobna kontuzja, podobnie jak Durmisiego. Zagrał więc Głowacki. Jako młodzieżowiec, na skrzydle – Zając. Jak powiedział przed meczem dyrektor sportowy Korony, były ełkaesiak – Golański: To jest arcyważne spotkanie dla obu zespołów.

Pierwszą groźną sytuację wypracował ŁKS. Po rzucie wolnym z 18 metrów i strzale (za słabym i przewidywalnym) obok muru Ramireza pewnie interweniował Forenc. Po kilkunastu minutach Arndt obronił strzał Zatora.

To pokazuje, że więcej było walki i niedokładności niż prawdziwego grania. Bardziej widoczni, a raczej słyszalni od piłkarzy, byli obecni na trybunach fani łodzian. Agresywni, ale ostrzy w graniu łodzianie, w ciągu pół godziny zobaczyli trzy żółte kartki.

Niby goście kontrolowali grę, ale nie byli w stanie przewidzieć fatalnej interwencji Arndta, który po centrze z rzutu wolnego nie potrafił wybić piłki i Homeister wepchnął ją do siatki. Sytuacja była analizowana przez VAR. Był faul na bramkarzu czy nie? Był spalony czy nie? Nie było, więc gol został uznany.

Ta sytuacja zabiła na kilka minut ducha gry łodzian, którzy rozpaczliwie bronili się przed stratą kolejnej bramki ale… odzyskali równowagę. Piłkę przejął Tejan, potem dokładnie zagrał do szarżującego Balicia, który strzałem po kolanie Trojaka i rękach bramkarza doprowadził do wyrównania. Gol w debiucie. To jest to!

Druga połowa mogła się zacząć fantastycznie dla gości. Dynamiczny Tejan okazał się mocniejszy w walce o piłkę i pozycję od obrońcy Kwietnia, sprytnie i celnie posłał piłkę do bramki, ale okazało, się, że był na spalonym. Nie było spalonego w kolejnej akcji. Po świetnym podaniu Tejana, Ramirez znalazł się w sytuacji sam na sam, ale gdy coś próbował zrobić uprzedził go skuteczną interwencją Forenc.

Gospodarze mieli szansę na gola po przewrotce Szykawki, ale tym razem świetnie interweniował Arndt. W kolejnej nie miał szans. W doliczonym czasie pięknym uderzeniem popisał się Trecho i ŁKS jest coraz bliżej spadku!

Korona – ŁKS 2:1 (1:1)

1:0 – Hofmeister (38), 1:1 – Balić (45+6), 2:1 – Trecho (90+4 )

ŁKS: Arndt – Szeliga, Mammadov, Flis, Głowacki, Zając (69, Rostami), Ramirez (79, Hoti), Letniowski (69, Pirulo), Mokrzycki, Balić (79, Młynarczyk), Tejan (89, Sławiński)

Widzew starał się, ale przegrał po raz dziesiąty w sezonie, czwarty z rzędu i jest coraz bliżej strefy… spadkowej

Wartości artystyczne nie grają i nie przynoszą punktów. Cóż z tego, że Widzew rozegrał emocjonujący, widowiskowy pojedynek, skoro zszedł z boiska pokonany, po raz dziesiąty w sezonie, po raz piąty na własnym stadionie. Łodzianie coraz bliżej strefy spadkowej!

Nowość. Widzew (trochę z konieczności) rozpoczął mecz z Jagiellonią z dwoma młodzieżowcami w składzie (Krzywański, Tkacz). Przed pierwszym gwizdkiem uhonorowano legendę – Wragę. Powstanie loża im. Wiesława Wragi. Czy to zmiana stylu działania klubie? Wreszcie byli świetni gracze będą doceniani i słuchani?!

Mecz rozpoczął się od kapitalnych interwencji bramkarzy. Najpierw Krzywańskiego, który obronił strzał w róg nie byle kogo, bo specjalisty od zdobywania goli – Imaza. W odpowiedzi Alomerovicia, który wyjął piłkę z okienka po uderzeniu Alvareza. To był początek emocji… Wyjątkowo składny atak gości, mimo mocnego pressingu Widzewa pod polem karnym rywali, przyniósł gola. Po podaniu Nene piłkę w róg posłał Pululu. Odpowiedź była natychmiastowa. Po dokładnej, mierzonej centrze Ciganiksa do siatki głową piłkę posłał kapitan Pawłowski. W ciągu jedenastu minut emocji było więcej niż w nie jednym całym spotkaniu ekstraklasy!

Po kilkunastu sennych minutach, w czasie których więcej z gry miał Widzew, wyjątkowo składna akcja Jagi, w czym wielka zasługa Wdowika i Nene, przyniosła prowadzenie. Czy jednak przed strzałem Marczuk nie faulował Ciganiksa? Po analizie VAR sędzia uznał, że nie i gol został uznany.

Druga połowa zaczęła się fatalnie dla gospodarzy. Po centrze byłego widzewiaka – Hansena niepilnowany przez nikogo Imaz umieścił piłkę w siatce. Łodzianie nie zdołali się otrząsnąć, a arbiter podyktował karnego dla gości po faulu Żyry na Nene. Na szczęście dla łodzian wcześniej piłkę ręką zagrał Marczuk.

Z każdą upływającą minutą wartość ofensywna rozczarowanych przebiegiem gry i wynikiem gospodarzy była coraz mniejsza, ale mieli oni jeszcze dwie okazje na kontaktowego gola. Skończyło się niestety na kolejnej, czwartej z rzędu porażce w ekstraklasie! Futbolowa makabra.

Wykartkowany Romanczuk pojawił się na łódzkich trybunach w roli kibica drużyny gości! Widzów: 17 658.

Widzew – Jagiellonia 1:3 (1:2)

0:1 – Pululu (9), 1:1 – Pawłowski (11, głową), 1:2 – Marczuk (33), 1:3 – Imaz (51, głową)

Widzew: Krzywański – Zieliński (80, Kastrati), Żyro, Ibiza, Ciganik – Nunes (61, Klimek), Hanousek, Alvarez, Tkacz (80, Cybulski) – Pawłowski, Sanchez (71, Rondić)

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑