Nie mam cienia wątpliwości, że fachowiec(?), który po jednym z meczów zdołował Dominika Kuna, twierdząc autorytatywnie, że to co najwyżej piłkarz pierwszoligowy, powinien posypać głowę popiołem i publicznie przeprosić.

Okazało się, że w nowej, spowodowanej kontuzjami układance łodzian to gracz kluczowy, na którym opiera się w dużej mierze taktyka Widzewa.

Jest ona prosta. Przetrwać trudne ligowe chwile w pierwszych 45 minutach spotkania, bez względu na to, jak mocno będziemy za to krytykowani, a potem wykorzystać swoje atut czyli konstruowanie szybkich kontrataków, w których Kun jest jedną z najważniejszych postaci. Nie dziwni mnie, że w spotkaniu ze Stalą w Mielcu zdobył bramkę i zaliczył asystę, bo po pierwsze nikt z rywali w drugiej połowie spotkania nie był w stanie go dogonić. Na dodatek ku utrapieniu rywali łódzki pomocnik ma umiejętności, które pozwalają kontrę skutecznie rozwijać.

W Mielcu Widzew miał czterech muszkieterów, którzy poprowadzili go do efektownego zwycięstwa. Byli nimi: jeden z najlepszych bramkarzy w ekstraklasie – Henrich Ravas, potrafiący znaleźć się we właściwym czasie w odpowiednim miejscu obrońca Patryk Stępiński, płucoserce drużyny Dominik Kun oraz atakujący niczym rugbowy taran, potrafiący zdobywać gole napastnik Jordi Sanchez.

O sukcesie mogło zdecydować też to, co powiedział w przerwie w szatni trener Janusz Niedźwiedź, a stwierdził on wprost: Grajcie odważniej! Piłkarze go posłuchali.