Nie mogę tego zrozumieć. W Widzewie cały czas mówi się o nawiązaniu do czasów wielkiego Widzewa i na słowach się kończy. Nikt w klubie nie ma pomysłu na to, jak włączyć ludzi, którzy tworzyli wielki Widzew, którzy są tu na miejscu, spacerują po Łodzi, przeżywają mecze ukochanej drużyny, żyją futbolem, do wzmacniania legendy i budowania solidnych podstaw pod lepszą przyszłość.

Gdy podsumowuje się miniony sezon i przypomina, kto ile czasu spędził na ligowym boisku, warto wrócić do starych, wspaniałych czasów. W minionych rozgrywkach zagrało 31 zawodników, żaden z nich nie wystąpił we wszystkich spotkaniach. Najwięcej czasu spędził na boisku przemianowany na obrońcę (na szczęście dla Widzewa to już przeszłość) Czech Marek Hanousek. To 2900 minut.

I tu odwołałam się do historii. Był taki piłkarz w Wielkim Widzewie, mieszkający nie tak znów daleko od stadionu, człowiek, który gdyby dziś grał, byłby rozchwytywany przez kluby ważnych europejskich lig czyli Krzysztof Kamiński, który w trakcie dwóch sezonów rozegrał w Widzewie wszystkie mecze – od pierwszej do ostatniej minuty za co otrzymał pamiątkowy proporczyk od tygodnika Piłka Nożna.

Taka jest prawda. Dzisiejszym widzewskim herosom i herosikom bardzo daleko do ludzi ze wspaniałych czasów siły i potęgi Widzewa.