Statystyki nie kłamią, choć nie należy zbytnio się do nich przywiązywać. Pokazują jednak czarno na białym kto jest zdecydowanym faworytem niedzielnego spotkania Snadecji z ŁKS (godz. 12.40).

Łodzianie są liderami tabeli, rywale zajmują ostatnie miejsce. ŁKS strzelił już w tym sezonie 54 gole (do spółki ze Stalą Rzeszów) i jest najlepszym w tej klasyfikacji. Pod względem liczby traconych bramek (33) zespół Kazimierza Moskala ustępuje jedynie Ruchowi Chorzów (31), Puszczy Niepołomice i GKS Katowice (32). Dla porównania Sandecja tych bramek zdobyła 26, a straciła aż 47.

To pokazuje czarno na białym, że ŁKS jest w stanie zdobyć w tym spotkaniu trzy punkty i zrobić już teraz milowy krok w stronę ekstraklasy. Chcemy znów zobaczyć drużynę, która nie poddaje się przeciwnością, jest ze sobą na dobre i złe, walczy o korzystny wynik do ostatnich sekund spotkania.

Nie zagra wykartkowany Nacho Monsalve. Parę stoperów stworzą dwaj kapitanowie: Maciej Dąbrowski i Adam Marciniak. W drugiej linii znów powinien dzielić i rządzić najlepszy piłkarz ostatniej kolejki I ligi Michał Mokrzycki, a jakości grze dodawać Pirulo i Maciej Kowalczyk. A może pojedynek wykreuje innego nieoczywistego dziś bohatera?

 Sandecja spadnie i po raz pierwszy od 14 lat zagra w II lidze. – Teraz trzeba się skoncentrować na tym, żeby resztę honoru zachować – mówi kapitan drużyny Dawid Szufryn.

Jesienią ŁKS wygrał mecz po walce i złotym golu Piotra Janczukowicza w 63 minucie spotkania.

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź