Wielki sportowy sukces. W finale walki o tytuł mistrza Polski ekstraligi rugby drużyna Budo 2011 Aleksandrów Łódzki pokonała Ogniwo Sopot 12:8.
– Czy takiego meczu się pan spodziewał?
Trener Budo 2011 – Przemysław Szyburski: Spodziewałem się zaciętego, wyrównanego meczu i taki on był. Gra była jednak rwana, było sporo błędów popełnianych przez oba zespoły, brakowało widowiskowych akcji, które przyciągają uwagę widzów, ale… była niesamowita walka od pierwszej do ostatniej minuty. Szkoda, że przegraliśmy tyle piłek w aucie, bo gdybyśmy byli je w stanie wygrać, mecz mógł się potoczyć jeszcze korzystniej dla nas.
Wygraliście, choć nie byliście faworytami. Co zdecydowało?
Znakomita, konsekwentna gra w obronie. Ona była kluczem do zwycięstwa, zapewniła nam sukces, którego nikt nam nie wróżył. Nie byliśmy faworytami fachowców, a jednak jesteśmy mistrzami. Jestem dumny z moich chłopaków i nie jestem w stanie do dziś ukryć emocji i wielkiej radości.
Czy spodziewał się pan, znakomitego widowiska na… trybunach?
Widziałem kilkanaście ostatnich finałów, w tym i taki, w którym na stadionie w Łodzi przy al. Piłsudskiego było ponad siedem tysięcy widzów, ale ten był wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. To było prawdziwe sportowe święto, a jednocześnie sportowy piknik. Atmosfera na obiekcie im. Włodzimierza Smolarka w Aleksandrowie Łódzkim była niepowtarzalna, czuć były buzujące emocje, energetyczny doping. Myślę, że nasi rywale z Sopotu tego się nie spodziewali, trochę ich to zaskoczyło i nieco… zdeprymowało. Dla moich chłopaków to był wiatr w żagle, czynnik motywacyjny, który popchnął ich do niesamowitej walki.
Ważne, było to, że zagraliście na naturalnej nawierzchni?
Tak, ona nam sprzyjała, lepiej walczyło nam się w formacji młyna. Gdybyśmy grali w Sopocie, sztuczna nawierzchnia sprzyjałaby Ogniwu.
Nie dokonał pan żadnej zmiany.
Chłopaki dawali radę, a ja nie chciałem zaburzać tego, co świetnie funkcjonowało na boisku.
W ostatniej chwili doszło w waszej drużynie do zmiany reżysera gry – niedysponowanego Elguja Kikvadze zastąpił Paweł Urbaniak.
I to zaprocentowało. Paweł podejmował bardzo dobre decyzje, stabilizował naszą grę. Toma Mchedlidze zabrał złoty medal i meczową koszulkę do Gruzji, żeby wręczyć je Kikvadze, bo na nie sobie po prostu zasłużył!
Nie bał się pan, że mecz prowadził sędzia z Sopotu?
Szybko się okazało, że kto ma obawy, to są one nieuzasadnione. Łukasz Jasiński sędziował czytelnie, uczciwie i sprawiedliwie. Dawno nie widziałem polskiego arbitra tak dobrze prowadzącego zawody.
Które spotkanie w sezonie było najlepsze w wykonaniu Budo 2011?
Wydaje mi się, że oba mecze z Orkanem Sochaczew. Było w nich wszystko za co kochamy rugby – walka, widowiskowe akcje i to, że sprawa zwycięstwa ważyła się do ostatnich sekund obu pojedynków. Ważne były zwycięstwa w Siedlcach i Krakowie, tam gdzie potknęło się Ogniwo. One przybliżyły nas do tego, że wielki finał był w Aleksandrowie Łódzkim.
Co dalej?
Było fantastyczne zakończenie sezonu. Czeka nas spotkanie z burmistrzem Aleksandrowa Łódzkiego – Jackiem Lipińskim, a potem zasłużone urlopy. Ja wybieram się z rodziną nad ukochane polskie morze i już nie mogą się doczekać wakacji.
Kiedy zaczniecie przygotowanie do nowego sezonu?
W połowie lipca. Zajdą zmiany w składzie. Jedno jest pewne. Kadra naszej drużyny musi być liczniejsza i mocniejsza.
Zdjęcia Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl
Dodaj komentarz