Rezerwowy Pafka

Tag: widzew (Page 17 of 30)

ŁKS i Widzew. Jedni na wozie, drudzy pod wozem. Co zrobić z tymi, którzy dołują?

ŁKS miał piłkarza – Pirulo, który poprowadził drużynę do bezcennego zwycięstwa. Widzew miał do 33 minuty (kontuzja) też lidera zespołu – Bartłomieja Pawłowskiego, ale niestety zespół nie próbował nawet wejść na jego poziom gry. Nic dziwnego, że ŁKS w arcyważnym meczu pokonał Resovię 2:1, a Widzew doznał kolejnej upokarzającej porażki, tym razem z Radomiakiem 1:3.

Przypadła mi do gustu nieco ironiczna, ale celna opinia pana Radka Wilka na Twitterze o Widzewie: Nie ma co się stresować. Piłkarze po prostu nie realizowali założeń taktycznych, zaskoczyła nas temperatura i to, że Radomiak potrafił grać w piłkę nożną. Wyciągniemy przecież wnioski, chcemy zagrać lepiej przed naszą publicznością i zakończyć ten sezon zwycięstwem.

Jest postęp w Widzewie. Trener Janusz Niedźwiedź nie gadał już na okrągło, jak zwykł robić to ostatnio i ubarwiać rzeczywistość, tylko stwierdził wprost: – Wygrał zespół lepszy. Nie byliśmy w stanie dopasować się poziomem do gry Radomiaka. Nie było momentu, w którym mogliśmy wrócić do gry, przejąć inicjatywę, wziąć sprawy w swoje ręce. Szczególnie druga połowa bardzo mnie boli. I nie chodzi tylko o stratę bramkę, ale sposób, w jakim graliśmy. Nie będziemy zakłamywać rzeczywistości, każdy widział, że źle wyglądaliśmy w każdym elemencie.

Nie zazdroszczę, pod względem sportowym, mentalnym, charakterologicznym sytuacja w zespole jest podbramkowa!

ŁKS jest bardzo bliski osiągnięcia celu – awansu do ekstraklasy. Brakuje mu punktu, który musi zdobyć w dwóch ostatnich meczach. Swoje aspiracje potwierdził w spotkaniu z Resovią.

Znamienne słowa trenera rywali – Mirosława Hajdy (za Sportowymi Faktami): Gratuluję ŁKS nie tylko zwycięstwa, ale myślę że też awansu, bo na to się zanosi. ŁKS potwierdził, że jest na pierwszym miejscu nieprzypadkowo. Gdybym policzył sytuacje ŁKS, było ich na tyle dużo, że można ten zespół chwalić także za grę. To zespół kreatywny i za to trzeba chwalić.

Trener łodzian – Kazimierz Moskal: – Zostały dwie kolejki, jesteśmy w grze i mamy wszystko w swoich rękach. Jestem ostrożny w takich sytuacjach. To wciąż jeden krok, który trzeba postawić. Zagraliśmy bardzo dobry mecz i kiedy wydawało się, że mamy już wszystko pod pełną kontrolą, dostaliśmy bramkę i znowu było nerwowo. Z przebiegu całego spotkania było to jednak absolutnie zasłużone zwycięstwo. Cieszymy się z tego, co mamy, bo te trzy punkty dla nas są niezwykle ważne.

Płacz i zgrzytanie zębów. Widzew przegrał 14 ligowy mecz, tym razem z Radomiakiem

Czarna rozpacz, a raczej czarne dni Widzewa. Drużyna przegrała 14 mecz w sezonie, w tym 6 na obcym boisku, po przerwie nie mając wiele do powiedzenia. Niestety, teraz więcej niż o grze zespołu, mówi się o tym co organizacyjnie dzieje się w klubie

Mecz zaczął się od mocnego uderzenia. W ciągu 60 sekund padły dwie bramki. Najpierw do siatki, w 6 min uderzeniem z 16 metrów trafił Castaneda, za chwilę sytuację, sam na sam wykorzystał Terpiłowski. Łodzianie poszli za ciosem. Znów na listę strzelców wpisał się Terpiłowski, ale był na spalonym. Bombę Pawłowskiego obronił Kobylak. Niestety, najlepszy ostatnio gracz łodzian z powodu urazu musiał zejść z boiska.

Nie trafili łodzianie, udało się to gospodarzom. Po centrze z prawej strony, uderzeniem z 15 metrów trafił do siatki Abramowicz. Był to klasyczny gol do szatni, zdobyty w ostatniej fazie pierwszej połowy.

Na początku drugiej połowy Radomiak chciał pójść za ciosem. Zyskał przewagę, co nie przekładało się na stuprocentowe sytuacje. Do czasu. Po godzinie gry Sarmiento z pięciu metrów posłał piłkę obok słupka bramki Ravasa. Potem Semedo przegrał pojedynek sam na sam z Ravasem. Potem jednak skierował piłkę do siatki. I było po meczu. W drugiej połowie Widzew nie miał wiele do powiedzenia.

Radomiak – Widzew 3:1 (2:1)

1:0 – Castaneda (6), 1:1 – Terpiłowski (7), 2:1 – Abramowicz (45), 3:1 – Semedo (85)

Widzew: Ravas – Stępiński, Żyro, Kreuzriegler – Milos, Shehu, Kun, Nunes (46, Zieliński) – Terpiłowski, Ciganiks (83, Zjawiński) – Pawłowski (33, Hansen, 73, Sypek)

Widzew. Klęska (sportowa) goniła ostatnio klęskę, więc głowę dał wódz naczelny czyli prezes klubu Mateusz Dróżdż

Miała być wiosenna ofensywa. Tymczasem drużyna doznała spektakularnych klęsk (pięciu z rzędu!) na własnym terytorium. W tej sytuacji ktoś musiał dać głowę. Skoro uznano, że główni dowódcy (trener i dyrektor sportowy) się nadają, to musiał oddać władzę wódz naczelny. Tak stało się podczas nocnej personalnej rewolucji w Widzewie. Pracę stracił prezes klubu Mateusz Dróżdż.

Mówiono, że jest kontrowersyjny. Powiedzmy szczerze, że gdyby taki nie był, a był ciepłą kluchą, pewnie nigdy nie zostałby prezesem klubu takiego jak Widzew. W walce o dobre imię swoje i Widzewa z Urzędem Miasta Łodzi miał nie sto, a dwieście procent racji, bo posługiwanie się zmanipulowanym filmem, to po prostu skandal, za który zresztą nikt w UMŁ nie poniósł poważnych konsekwencji. Inna kwestia, że ta sprawa chyba zabierała mu zbyt dużo czasu i energii.

Walcząc i walcząc z kolejnymi wrogami, prawdziwymi i wyimaginowanymi, nie potrafił jednak szukać kompromisów. Szedł po bandzie, czym zyskiwał błyskawiczny, ale krótkotrwały poklask na twitterze, ale też nieprzejednanych wrogów.

Starał się trzymać w ryzach finanse klubu (taka przynajmniej jest oficjalna opinia), ale jednak chyba zbytnio zaufał swoim ludziom i wydał niepotrzebnie kasę na beznadziejne transfery, które zapewniły drużynie nie wymarzony wzlot, a sportowy spadek, by nie powiedzieć wiosenny upadek, ze szczytów ekstraklasy do roli nieciekawego, ligowego średniaka.

Był bezkompromisowy, ale i pamiętliwy, więc pewnie dlatego toczył sądowe boje. Czy wiedział o sprawdzaniu alkomatem trzeźwości zaproszonych na mecz wybranych gości? Na dodatek doszła wizerunkowa plama, gdy klub straszył karnymi odsetkami sponsorów, którzy w ustalonym czasie nie dokonali wpłat na klubowe konto.

Czasami, widać coraz częściej, miał inne zdanie niż właściciel klubu – Tomasz Stamirowski, co też kładło się cieniem na atmosferze na szczytach widzewskiej władzy.

Nie zadbał zimą o znalezienie odpowiedniej bazy treningowej dla pierwszego zespołu na czas wiosennej batalii, co ma się przekładać na słabe wyniki drużyny. Gdyby umiał się dogadać z MOSiR i znalazł ludzi, prawdziwych fachowców, takich jacy tuż obok przygotowują korty Eurotenisa do letniego sezonu, pewnie boiska Łodzianki, które wymagają generalnego remontu, byłyby mimo wszystko wiosną w lepszym stanie. Ale… doprowadził do tego, że dojdzie za grube miliony do gruntownej modernizacji ośrodka przy ul. Małachowskiego.

Tego nie wiem, choć to bardzo ważne, czy za mało poświęcał czasu i uwagi ośrodkowi treningowemu w Bukowcu i gromadzeniem na jego budowę funduszy. Na pewno tradycja Widzewa i szacunek dla ludzi, którzy ją tworzyli, nie był jego oczkiem w głowie. Wielkich, wybitnych piłkarzy minionych czasów nie miał niestety w gronie swoich doradców i mentorów. A szkoda, bo to mądrzy ludzie, którzy wiele w życiu osiągnęli, widzieli, przeszli i mogli służyć nie jedną dobrą radą.

Na pewno (dużo) mniej obiecywał i działał skuteczniej niż jego poprzedniczka Martyna Pajączek. Jaki będzie jego następca (lepszy – gorszy?!) i czy poznamy go podczas wtorkowej konferencji zapowiedzianej przez właściciela Tomasza Stamirowskiego? Mówi się, że nowym prezesem zostanie boss Stali Mielec – Jacek Klimek. Pożyjemy, zobaczymy.

Dobrze by było, gdyby trener Janusz Niedźwiedź posłuchał ludzi z doświadczeniem, choćby byłych widzewiaków, którzy potrafili zadziwić świat!

Smutne, bardzo smutne. Miała być walka wiosną o czołowe lokaty, tymczasem nastąpił zjazd po równi pochyłej. Nikt chyba zimą się nie spodziewał, że Widzew w rundzie rewanżowej przegra pięć spotkań z rzędu na własnym stadionie, choć za każdym razem wspierał go gorący doping kilkunastu tysięcy widzów!

Jest kryzys sportowy oraz mentalny i chyba nie widać w sztabie zespołu pomysłu na to, co zrobić, żeby go zażegnać.

Trener Janusz Niedźwiedź znów opowiadał na konferencji prasowej banialuki. Mówił tak: Zespół walczył do końca, tworzył okazje, chciał zmienić sytuację na boisku. Końcówka była w naszym wykonaniu energetyczna. My jako sztab szukaliśmy zmian, wprowadzenia świeżej krwi. Zmiany były dobre, tak samo, jak w ostatni meczu. Drużyna walczyła do końca i to, że kibice dziękowali nam brawami po spotkaniu, to jest docenienie naszej postawy, mimo błędów i straconych bramek.

Wniosek z tych słów jest taki. Przegraliśmy, ale byliśmy ambitni. Walczyliśmy, ludziom się to podobało i to się liczy. Nie, drogi trenerze, po raz kolejny trzeba to jasno powiedzieć: liczą się punkty, a nie wrażenia artystyczne, bo w przyszłym sezonie wrażeń może nadal być moc, a zabraknie punktów, żeby utrzymać się w ekstraklasie!

Szkoleniowiec mówi, że dobrze by było wzmocnić sztab szkoleniowy o trenera mentalnego, cokolwiek miałoby to znaczyć. Moim zdaniem Januszowi Niedźwiedziowi bardziej potrzebny jest mentor – trener z doświadczeniem, autorytetem, który podzieli się swoimi krytycznymi uwagami i podrzuci parę dobrych rad.

Tacy ludzie są tuż za… stadionem. Nie tak dawno honorowano ich za wyeliminowanie Liverpoolu i awans do półfinału Pucharu Mistrzów. Jestem przekonany, że gdyby zostali poproszeni, to Krzysztof Kamiński, Józef Młynarczyk czy Wiesław Wraga, chętnie usiedliby przy kawce z Januszem Niedźwiedziem i pogadali sobie szczerze jak widzewiak z widzewiakiem. Na pewno coś pozytywnego by z tego wyniknęło.

W kolejnym meczu okazało się, że Widzew przespał zimowe okienko transferowe albo też dokonywał beznadziejnych wyborów, czego koronnym dowodem postawa Mato Milosa, Julina Shehu czy brak młodzieżowca, który nie osłabiałby zespołu. Na dodatek tak skonstruował umowę, że pozwolił Termalice na wykup robiącego systematyczne postępy Kacpra Karaska.

Może w tej sytuacji dyrektor sportowy Tomasz Wichniarek powinien skupić swoje zaangażowanie na sprawach akademii czy budowaniu ośrodka szkoleniowego, a sprawy transferów oddać w inne, powiedzmy szczerze, lepsze ręce.

I w tej sytuacji warto by było popytać byłych wybitnych widzewiaków. Oni dużo wiedzą, widzą i ich spostrzeżenia na temat graczy, których można by tanio sprowadzić do Widzewa, a którzy by byli jego wzmocnieniem, a nie osłabieniem, mogłyby się okazać bezcenne.

Pytanie, tylko czy w dzisiejszym zapatrzonym w siebie Widzewie, jest ktoś, kto chciałby poważnie i uważnie ich wysłuchać?!

Widzew musi się zmierzyć z ostatnim bilansem trenera Górnika Jana Urbana – jest imponujący!

W sobotę o godz. 20 zespół, który wygrzebał się z ligowych kłopotów – Widzew podejmie inny zespół, któremu spadek już nie grozi czyli Górnik. Pytanie, kiedy oba zespoły znów będą grać na poziomie pozwalającym walczyć o ligowe medale?

Na razie łodzianie muszą się zmierzyć z bilansem powołanego na ratunek w trybie awaryjnym trenera Jana Urbana, który nie po raz pierwszy i nie ostatni pokazał, że jest fachowcem z prawdziwego zdarzenia.

Bilans Jana Urbana po powrocie do Górnika: 4 wygrana, 1 remis, 1 porażka, bramki 8-2. W ostatnim meczu 2:0 z Wartą. Bardzo dobry mecz Lukasa Podolskiego i atomowy skuteczny strzał Roberta Dadoka.

Jan Urban: Kiedy widzisz, że zespół funkcjonuje, że jest to rzeczywiście kolektyw jest zdecydowanie łatwiej. Obracamy się w wąskiej grupie piłkarzy, bo nie ma czasu na eksperymenty. Nie ma czasu, aby odbudowywać nie wiadomo ilu zawodników, a ta atmosfera jest naprawdę dobra.

Osobista dygresja. Pamiętam doskonale, jak dobrym piłkarzem był Jan Urban. O takich polska liga może dziś tylko pomarzyć. Pamiętam, że po jednym z meczów Górnika, gdy strzelił gola marzenie napisałem, że futbolowa Europa zawitała do Zabrza.

Prezes Górnika Adam Matysek, którego już nie kochają kibice, zapowiada, że wkrótce zostaną podpisane nowe umowy z Podolskim i Urbanem. Czy to będzie krok prowadzący zabrzan w nowym sezonie w górne rejony ekstraklasy?

Czekamy z niecierpliwością na to, co stanie się w Widzewie. Czy Janusz Niedźwiedź dostanie asystenta od przygotowania mentalnego? Czy w drużynie dojdzie do kolejnej karowej rewolucji czy tylko ewolucji? Oby nie powtórzyła się sytuacja z zimy, gdy dla Widzewa okienko transferowe okazało się wielkim niewypałem!

Janusz Niedźwiedź w kanale „Rozmowy Tylko Sportowe”: Musimy przeanalizować nasz ostatni, trudniejszy okres i to, jak poszczególni zawodnicy sobie radzili. Musimy sobie też powiedzieć jasno, że jeśli wzmocnimy się dwoma lub trzema zawodnikami, to jeszcze pamiętajmy, że potrzebujemy młodzieżowców. Wciąż patrzymy też na kwestię tego, co  będzie z zawodnikami, którym kończą się kontrakty. Jesteśmy blisko konkretnych decyzji i ich finalizacji. Najpierw będą to nasze wewnętrzne rozmowy, a potem zostanie to przekazane zawodnikom. Każdy z nich wciąż walczy o to, żeby zostać w klubie i zapracować na to, żeby móc grać w Widzewie. Nie zamykałbym się teraz w żadnej konkretnej liczbie transferów.

Dwóch widzewiaków – Dominik Kun i Daniel Mąka – to kolejni piłkarze, którzy zapisują się pozytywnie w historii klubu!

Dwóch niewysokich, ale wielkich sercem i duchem piłkarzy właśnie na trwale zapisuje się w historii Widzewa. 30-letni Dominik Kun (173 cm wzrostu) jest piłkarzem, który strzelał kluczowe bramki dla łódzkiego zespołu. Najpierw jego trafienie dało awans do ekstraklasy, a teraz zapewniło utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywek.

Na dodatek ten ostatni sukces piłkarz przypieczętował jedną z najładniejszych, najbardziej odważnych i skutecznych akcji w tegorocznych rozgrywkach. To o rajdzie przez pół boiska, oszukaniu kilku rywali i strzale nie do obrony w przeciwległy róg bramki, mówi cała Polska, a akcję Dominika porównuje się z atakiem młodego Leo Messiego!

35-letni Daniel Mąka (171 cm wzrostu) przez wiele lat był sercem łódzkiej drużyny, teraz jest kapitanem drugiego zespołu. I właśnie w tym teamie dokonał wyjątkowej sztuki, zdobył bramkę numer 100 dla Widzewa!

Mąka zaczął swoją przygodę z Widzewem w sezonie 2016/2017, w pierwszym spotkaniu reaktywowanej drużyny po awansie do III ligi. Podopieczni Marcina Płuski, na boisku SMS przy ul. Milionowej wygrali ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki, a Daniel Mąka zdobył oba gole. Potem strzelał bramki jak na zawołanie, choć trudno go nazwać klasyczną dziewiątką. Tę sztukę zdobywania goli kultywuje do dziś. W barwach drugiej drużyny w IV lidzew tym sezonie już 24 razy wpisywał się na listę strzelców, a do końca zmagań jeszcze osiem spotkań!

Obaj piłkarze zasługują na szacunek i coś więcej. Dominik Kun zasłużył sobie na zaufanie sztabu szkoleniowego i dostanie szansy na bronienie barw zespołu w nowym sezonie. Daniel Mąka, gdy wszystko w lidze dla Widzewa jest już jasna, powinien zostać doceniony powołaniem do pierwszej drużyny i dostaniem szansy na występ w meczu ekstraklasy!

Daniel Mąka: – Gdybym miał wszystko podsumować, musiałbym pewnie opowiadać o tym kilka kolejnych dni. Mam nadzieję, że spełniłem oczekiwania które pojawiły się względem mojej osoby, gdy przychodziłem do drużyny w trzeciej lidze. Wierzę, że zostanę pozytywnie zapamiętany, bo dawałem z siebie wszystko. Serce, charakter, walka – jestem dumny z tego, co zostawię po sobie w Widzewie.

Trzeba też pamiętać, że Mąka może do dziś grałby w pierwszej drużynie. gdyby nie kontuzja odniesiona na początku listopada 2019 roku w spotkaniu z Resovią. Mąka zszedł z boiska w 50 minucie i ponownie pojawił się na murawie dopiero po siedmiu miesiącach, kiedy to wznowiono rozgrywki po okresie pandemii koronawirusa!

Zdjęcia Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Bohater Dominik Kun. Odwaga i fantazja w sporcie, w tym w futbolu, są bezcenne

Moje dobre rady przed meczem w Legnicy zdały się psu na budę. Sukcesu nie przyniosło ustawienie tramwaju przed własnym polem karnym i dalekie podanie na aferę na Jordi Sancheza.

Okazało się, że triumfowała odwaga, sportowa fantazja i umiejętności. Dominik Kun musi zostać w klubie, bo stał się jego ikoną. Bramka szybkiego, przebojowego pomocnika dała łodzianom awans do ekstraklasy, a teraz utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej, po pokonaniu Miedzi w Legnicy 1:0.

Lubię takie akcje, to jest mój atut, więc z tego korzystamy. Osiągnęliśmy cel, przed sobą mamy jeszcze trzy spotkania, więc będziemy musieli postawić sobie nowe cele i powalczyć o jak najwyższe miejsce – powiedział Dominik Kun.

Skuteczny atak pomocnika przez połowę boiska to jedna z najbardziej spektakularnych, widowiskowych akcji w całych rozgrywkach ekstraklasy. Odwaga, odwaga i jeszcze raz odwaga zaprocentowała. Wcześniej impuls do takich akcji dał lider drużyny Bartłomiej Pawłowski, ale jego przebojowe akcje były nieskuteczne. W jego ślady poszedł Kun…

Jeszcze jeden piłkarz powinien zostać doceniony – za przewidywanie wydarzeń i sprawność fizyczną. Znakomita interwencja Patryka Stępińskiego po rzucie wolnym na linii bramkowej uchroniła Widzew od straty gola.

29-letni piłkarz do historii Widzewa przeszedł w ubiegłym roku. To jego gol dał klubowi z Serca Łodzi awans do ekstraklasy po 8 latach. W ostatniej kolejce sezonu Kun pokonał bramkarza Podbeskidzia Bielsko-Biała i Widzew wygrał 2:1. Później była wielka feta.

– Widziałem trochę wolnego miejsca, w pierwszym momencie chciałem strzelać, ale pobiegłem przed siebie i uderzyłem. Weszliśmy na boisko z Hansim, mieliśmy trochę wszystko rozruszać. Weszliśmy po akcji, w której się w cudowny sposób obroniliśmy, więc pomyśleliśmy, że to jest odpowiedni moment, żeby zaatakować. Tak się stało. Wszyscy zmiennicy pokazali się z dobrej strony, ale wielką robotę zrobili również zawodnicy pierwszego składu, którzy od początku dobrze bronili i zmęczyli przeciwnika – stwierdził Dominik.

Teraz, w sobotę, rywalem Widzewa będzie Górnik Zabrze. – Przed nami mecz z Górnikiem i bardzo nam zależy, żeby pokazać się w nim z jak najlepszej strony. Dzisiaj było widać postęp w porównaniu do poprzednich spotkań. Musimy wybronić wszystkie sytuacje z tyłu, a z przodu zawsze coś strzelimy. Na tym musimy budować. Chcemy jak najlepiej zakończyć ten sezon – powiedział piłkarz.

Janusz Niedźwiedź: Długo czekaliśmy na to zwycięstwo, wszystkim nam zaczęło to już ciążyć. Nie wygrywaliśmy, choć miewaliśmy także dobre momenty. Nadeszło przełamanie, które doda zespołowi wiary w to, że to co robi może być skuteczne. Będziemy teraz podchodzić do ostatnich spotkań bez obaw na temat tego, co się może wydarzyć. Będziemy mieć wysoko podniesione głowy. Utrzymanie przestanie być tematem numer jeden, ze spokojną głową będziemy mogli przygotować się do spotkania z Górnikiem Zabrze. Chcemy iść za ciosem.

Grzegorz Mokry: Wiedzieliśmy, że Widzew jest najlepszą drużyną ekstraklasy pod kątem gry w ostatnim kwadransie, a mimo to daliśmy się zaskoczyć. Straciliśmy piłkę, zawodnik rywala podprowadził ją przez kilkadziesiąt metrów i zdobył gola. Powinniśmy byli przerwać jego akcję dużo szybciej. Ten błąd kosztuje nas bardzo dużo.

Uff, Widzew przerwał złą passę. Wygrał po raz pierwszy od 17 lutego i zapewnił sobie utrzymanie w ekstraklasie

Oba zespoły czekały na ligowe zwycięstwo od 21 kolejki czyli od połowy lutego. I ta sztuka udała się Widzewowi, dzięki złotej bramce Kuna. Ta wygrana, druga w rundzie wiosennej (dziesiąta w sezonie), zapewniła łodzianom utrzymanie w ekstraklasie

Piłkarze Miedzi przystąpili do meczu na luzie, chcąc na pożegnanie z ekstraklasą pokazać dobry futbol i już w 10 minucie mogli prowadzić. Strzał Velkovskiego z rzutu wolnego odbił Ravas, do piłki doszedł jeszcze Henriquez, Minimalnie się pomylił, uderzając piłkę głową trafił w… słupek .Łodzianie się nie przestraszyli. Próbowali groźnie kontratakować, przechwytując piłkę w środku pola. Brakowało jednak decydującego zagrania, otwierającego drogę do bramki.

W 29 min powinno być 1:0 dla gości. Pawłowski, strzelając z rzut wolnego, trafił w poprzeczkę. Dobijał piłkę głową przez nikogo nie atakowany Żyro. I co zrobił? Uderzył ją tak nieudolnie, że ta poszybowała nad poprzeczkę. W kolejnej akcji Pawłowski minął trzech rywali, ale niestety strzelił bardzo niecelnie. Po kolejnym rajdzie między rywalami Pawłowski od komentatorów zyskał pseudonim… Alberto Tomba – mistrz slalomu.

Od 21 października minionego roku Widzew nie potrafi strzelić gola w pierwszej połowie meczu. I tradycji stało się zadość.

W pierwszej groźnej akcji drugiej połowy po kontrze, a jakże, wyprowadzonej przez Pawłowskiego, ani Zieliński, anie Terpiłowski nie pokonali golkipera rywali, choć mieli do bramki nie więcej niż trzy – cztery metry. Po chwili mający już tylko metr do bramki Sanchez… minął się z piłką. Po godzinie gry Pawłowski strzelał z rzutu wolnego z odległości 35 metrów. Wyszła prawdziwa futbolowa bomba, nie do obrony, niestety minimalnie niecelna.

Bliżsi gola byli gospodarze. Po rzucie wolnym, znakomitą interwencją na linii bramkowej popisał się Stępiński, który zanotował paradę ligowej kolejki. Przy dobitce ratowała gości poprzeczka. W odpowiedzi strzał Hanouska obronił Abramowski.

A potem nastąpiła najodważniejsza akcja meczu. Po indywidualnej akcji, minięciu dwóch rywali rezerwowy Kun strzałem w róg bramki pokonał bramkarza Miedzi! To jego czwarty gol w tym sezonie, zapewniający utrzymanie łodzian w ekstraklasie.

Miedź Legnica – Widzew 0:1 (0:0)

0:1 – Kun (87)

Widzew: Ravas – Stępiński (90+2, Czorbadżijski), Szota, Żyro – Zieliński, Shehu (78, Kun), Hanousek, Milos (86, Kreuzriegler) – Terpiłowski, Pawłowski (86, Zjawiński) – Sanchez (78, Hansen)

Miedź – Widzew. Laga na Jordiego Sancheza i będą wreszcie trzy punkty dla łodzian?

W poniedziałek o godz. 19 Widzew spotka się z Miedzią w Legnicy. Dla rywali ratunku już nie ma. Pożegnali się z ekstraklasą. Dla łodzian to mecz o wielką stawkę. Jeśli wygrają na pewno utrzymają się w najwyższej klasie rozgrywek.

Kolejne niepowodzenia zdaje się nie zepchną Janusza Niedźwiedzia z raz obranej drogi. Mówi: Chcemy grać odważnie i grać jak najwięcej prostopadłych podań. Zapewniam, że ciężko pracujemy nad tym, by spróbować tego jak najwięcej.

Mnie się wydaje, że najprostsze sposoby są najlepsze. Nie ma co wybijać się na wielkość, gdy cię na nią nie stać. Nie ma co się zachwycać świetnymi ocenami za… wrażenia artystyczne. Liczy się efekt, czyli punkty.

Dlatego zastosujmy stary, wypróbowany sposób reprezentacji Polski. Bronimy się w dziesięciu, a potem laga na Robercika, no przepraszam na Jordiego (Sancheza). Hiszpan zdobył do tej pory dla Widzewa sześć bramek, ostatnią nomen omen 13 marca w meczu z Wisłą Płock (1:1).

Przypomnijmy skąd wzięło się to określenie: „Laga na Robercika” – styl gry reprezentacji Polski polegający na podawaniu piłki przez bramkarza (piłka przelatująca przez połowę boiska) do napastnika znajdującego się na zazwyczaj na połowie przeciwnika (tutaj Robert „Lewy” Lewandowski).

Wstydu nie będzie, jeśli ta taktyka przyniesie łodzianom trzy punkty. Wiele rzeczy w ich grze trzeba poprawić. Może na szybko przez kilka treningów, poprzedzonych długim wypoczynkiem, udało się zwiększyć celność dośrodkowań, bo te z ostatnich spotkań to obraz nędzy i rozpaczy.

– Mimo wszystkich negatywnych zdarzeń, które nastąpiły, jak najbardziej mobilizujemy się przed najbliższym meczem. Chcemy pokazać się z jak najlepszej strony. W każdym kolejnym starciu chcemy zdobyć maksymalną liczbę punktów i godnie pożegnać się z rozgrywkami ekstraklasy, dając chociaż trochę radości naszym kibicom – mówi trener Miedzi Grzegorz Mokry.

Uff. Znajdujący się w głębokim sportowym kryzysie Widzew może odetchnąć z ulgą. Rywale robią wszystko, żeby nie spadł

Śląsk  przegrał bardzo ważny dla siebie mecz z Radomiakiem i łodzianie na strefą spadkową mają nadal bezpieczną przewagę siedmiu punktów (procentuje kapitalik wypracowany jesienią!). Teraz czeka łodzian mecz z… outsiderem Miedzią Legnica (8 maja, godz. 19), który właśnie pogrzebał swoje szanse na utrzymanie się w ekstraklasie. O wszystkim zdecydował remis w Krakowie. Legniczanie, jak w wielu innych meczach, mieli okazje, żeby pokonać Cracovię. Nie wykorzystali jednak ze trzech dogodnych sytuacji. Gdy nie strzela się gola, to się go traci i Miedź zremisowała 1:1.

Gol dla spadkowicza padł po prostej starcie piłki przez krakowian, znakomitym prostopadłym podaniu Domingueza i golu nastolatka Drachala, który zachował się jak ligowy rutyniarz. Najpierw wyprzedził dwóch rywali, potem pewnym uderzeniem w długi róg pokonał bramkarza. O takim zachowaniu młodzieżowca od wielu spotkań Widzew może tylko pomarzyć.

Po ostatniej porażce widzewiacy, którzy przedłużyli serię meczów bez zwycięstwa do dziewięciu, zostali nagrodzeni kilkoma dnia wolnego. Przygotowania do spotkania z Miedzią rozpoczną w środę. Porażające, na trzynaście spotkań w rundzie wiosennej drużynie Widzewa udało się wygrać tylko jedno. Najwyższy czas skończyć z tym sportowym koszmarem.

Trzeba wykorzystać to, że Miedź znalazła się w sportowym i psychicznym dołku. Teraz w Legnicy nastąpi czas rozliczeń, a zawodnicy, więcej niż o kolejnych meczach, będą myśleli o swojej sportowej przyszłości – czy zostać w I-ligowym klubie czy poszukać sobie nowych pracodawców. Na pomocnika Domingueza chętnych nie zabraknie. Takiego rozgrywającego pewnie z otwartymi rękami zatrudniłby w nowym sezonie Widzew, no chyba że zdecyduje się jednak na innego Hiszpana, byłego ełkaesiaka – Ramireza. Na razie cieszy fakt, że umowę z łódzkim klubem przedłużył solidny bramkarz czyli Ravas.

Zdjęcia Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑