Rezerwowy Pafka

Tag: książki (Page 2 of 3)

Historia emerytowanego górnika opływającego świat na… Zalewie Rybnickim ma spory literacki potencjał, ale Szczepanowi Twardochowi tego było za mało…

Temu nie da się zaprzeczyć. Szczepan Twardoch umie znakomicie opowiadać. Ech, gdyby jak Bóg przykazał, skupił się na jednej wciągającej opowieści. Historia emerytowanego górnika 73-letniego Erwina Piontka, który często budząc się rano, wybiera się ciągle do pracy, a który ma wielkie marzenie. Chciałby opłynąć świat.

Za oszczędności kupuje łódkę, zabiera gumowy sztormiak, harcerską busolę, żeglarski worek, kupuje zapasy na cały rok i rusza w wielką podróż… po Zalewie Rybnickim, bez zawijania do przystani, tak żeby natłuc tyle mil, ile potrzeba od opłynięcia świata. Ta historia ma, moim zdaniem, spory literacki potencjał.

Ale Twardoch jest… przewrotny. Jednej dobrej opowieści mu za mało. Zaczyna toczyć literacką grę z czytelnikiem. Rzuca swojego bohatera w wir historycznych i fantastycznych wydarzeń, pokazując, jak w innej rzeczywistości mogłyby wyglądać losy Piontka. Toczy z nim, jako narrator, polemikę. Jako autor pokazuje czytelnikowi, jakie ma możliwości panowania nad wykreowanym światem. Niespodzianką to jest, ale czy wciągającą i błyskotliwą? Raczej irytującą… I tyle.

Szczepan Twardoch Powiedzmy, że Piontek Wydawnictwo Literackie

Nowy Andrzej Stasiuk! Nie było urodzinowej wyprawy na zabajkalskie stepy, tylko podróż szlakiem Bugu – rzeki dzieciństwa. Wyszła z tego arcypolska, przejmująca opowieść

Nowej książki Andrzeja Stasiuka, czy to się komu podoba czy nie, po prostu nie wolno przegapić. To jeden z najważniejszych polskich współczesnych pisarzy i bodaj, jak nikt w naszej literaturze, potrafi uważnie patrzeć na krajobraz i ludzi, a potem to wspaniale opisać, tak że ciarki przechodzą po plecach.

Przyznaję, w nowej książce bardziej mi się podoba Andrzej Stasiuk nostalgiczny niż publicystyczny, ale bez względu na to, na czym w danym momencie się skupia, to jest to warte uwagi, zastanowienia i przemyślenia.

Na 60. urodziny Andrzej Stasiuk miał ruszyć samochodem w idącą w tysiące kilometrów podróż do Tuwy lub na zabajkalskie stepy: Albo tu albo tam, byle rozbić namiot na pięknym pustkowiu, rozpalić ogień i schlać się w samotności (…) Taki był plan. Otworzyć oczy, jako sześćdziesięciolatek, chociaż oczywiście nic to nie znaczy. Na lekkim kacu. Zrobić sobie kawę i patrzeć na gęsi, żurawie i Jenisej. Sześć tysięcy kilometrów od domu.

Ale pandemia zmieniła wszystko. I pisarz ruszył szlakiem rzeki swego dzieciństwa – Bugu w arcypolskie krajobrazy. Sycił się ich widokiem, wiejskimi wspomnieniami, ale też zaangażował w pomoc dla Ukraińców, malując momentami wręcz przerażające krajobrazy, gdy podążył śladami swego ulubionego poety Eugeniusza Tkaczyszyna – Dyckiego. Wyszła z tego zastanawiająca książka o pisarzu i o tym, co mu w duszy gra.

Andrzej Stasiuk Rzeka dzieciństwa Wydawnictwo Czarne Wołowiec 2024

Mariusz Czubaj. Krótkie pożegnanie. Dawno nie czytałem polskiego kryminału, w którym tak ważny jest klimat opowieści

Mariusz Czubaj napisał czarny kryminał o winie i zemście. To się czyta, bo zawodowa sprawność jest mu dana. Dodatkowym smaczkiem są nawiązania do mistrza Raymonda Chandlera i jednej z jego najlepszych powieści Długie pożegnanie oraz do wybitnego amerykańskiego malarza Edwarda Hoppera, który jak nikt potrafił portretować Amerykę od lat dwudziestych minionego wieku – czasy, miejsca i ludzi.

U Chandlera i Hoppera ważne są klimat i sugestywne tło i tak jest też w przypadku Czubaja. Wciągający i zapadający w pamięć jest kreowany przez niego obraz starej, odchodzącej w zapomnienie warszawskiej Pragi. Nie mniej sugestywny i poruszającyopis opuszczonego miasta duchów – Pstrąży, gdzie były policjant, a teraz właściciel sklepiku z jazzowymi winylami, tropiący mordercę swojej siostry, dokonuje ważnego odkrycia. Czy wreszcie miejsce w tarnobrzeskim lesie zwanym Zwierzyniec, gdzie znajduje się osiem kręgów, które są pozostałością po przedwojennym Centralnym Okręgu Przemysłowym, a gdzie dochodzi do finałowej konfrontacji.

Za to wyjątkowo mocno namalowane tło, a nie mnożenie kryminalnych czy obyczajowych atrakcji, jestem wdzięczny autorowi, bo tego coraz mniej w polskich powieściach sensacyjnych, a to jak nic dodaje takim utworom głębi i smaku, a mnie dało ogromną radość czytania.

Mariusz Czubaj. Krótkie pożegnanie. Wydawnictwo Znak

Chłopki – znakomita, porażająca książka, której nie wolno nie przeczytać!

Sukces czytelniczy jest ogromny. Posypały się nominacje do prestiżowych literackich nagród (będzie Nike?!). Nic dziwnego. Dzięki tej książce znika kolejna biała plama w naszej, polskiej historii. Aż dziw bierze, że do tej pory nikt się nie zajął na poważnie tym tematem. Brawa dla Joanny Kuciel-Frydryszak za determinację, odwagę i przede wszystkim świetnie prowadzoną narrację, która wciąga i nie pozwala oderwać się od kolejnych stron książki.

Historia przedwojenna polskich chłopek, to nasza historia, historia wielu polskich rodzin, wszak nie z królów jesteśmy, a z chłopów powstaliśmy. Ich los białych niewolnic, z którym czasami próbują heroicznie walczyć, jest wstrząsający, a zarazem… budujący. Pokazujący siłę polskich kobiet, którym także z tej chłopskiej matni i beznadziei udawało się wyrwać. Szkoda, że wtedy tak nielicznym, a licznym tak późno!

Obraz męki ich codziennego życia, pajęczych powiązań patrialchalnej rodziny, w której przyszło im egzystować, jest sugestywny i tak porażający, że z dzisiejszej perspektywy aż trudny do uwierzenia. Jak można było tak żyć i na dodatek godnie przeżyć! Wielu z nas po lekturze lepiej będzie rozumieć, skąd brały się takie, a nie inne, czasami trudne do zaakceptowania, zachowania naszych prababek i babek.

A ja już sięgam po poprzednią książkę autorki – Służące do wszystkiego.

Joanna Kuciel-Frydryszak, Chłopki, wydawnictwo Marginesy

Wspaniałe śląskie opowieści Henryka Wańka. Trzeba się w nie zanurzyć. Cudownej lektury!

Zaczyna się od tego, że trzeba mieć talent i umieć zajmująco opowiadać. Już to sobie wyobrażam, gdzieś na Ziemi Olbrzymów, siedząc przy ognisku i słuchając w skupieniu i przejęciu jego kolejnej śląskiej gawędy, pełnej różnych, nieoczywistych tropów, zaskoczeń, zdumień, wspaniałych odkryć. Wspaniała duchowa uczta.

Gdy się czyta eseje Henryka Wańka, leżąc na kanapie w środku Polski, to chciałoby się natychmiast wstać, założyć traperskie buty, nieprzemakalny płaszcz, wziąć plecak i ruszyć w drogę wytyczonym przez autora szlakiem z jego Wędrowcem śląskim jako inspirującym choć nieoczywistym przewodnikiem.

Waniek nie tylko oprowadzi nas po wydeptanych przez siebie śląskich ścieżkach, zabierze w głąb historii, zanurzy się w czasy Cesarstwa Rzymskiego, migracji Celtów i Germanów, by pokazać czarno na białym i przekonać nas swoim sugestywnym wywodem, że odnaleziona w Ziembicach rzymska cegła nie znalazła się tam przypadkiem.

Będziemy się wraz z nim zastanawiali, co by się stało z tym miastem, gdyby nie zostało ono trywialnie nazwane Ząbkowice Śląskie, tylko jak kierują nas literackie inspiracje i kanony literatury – Frankenstein. Wejdziemy na Ślężę, próbując zgłębić jej tajemnice. Ruszmy dalej, po kolejne śląskie, historyczne, obyczajowe, kulturowe odkrycia i przygody, a gdy doczytamy z wypiekami na twarzy do ostatniej strony, to będziemy żałować, że to już koniec tej wspaniałej podróży.

Polecam, przyjemność lektury jest wyjątkowa!

Henryk Waniek Wędrowiec śląski. Wydawnictwo: W.A.B.

Rok Marka Hłaski. Czy warto dziś sięgać po książki tego pisarza? Może warto robić to… wybiórczo!

Kiedyś czytałem jego opowiadania z wypiekami na twarzy, bez dystansu. Teraz nadarzyła się okazja, żeby do niego wrócić, do jego twórczości, choć… nie mogę przeboleć, że wiele, wiele lat temu, będąc w wojsku gdzieś na krańcach Polski, nie wypożyczyłem z biblioteki na tzw. wieczne nieoddanie pierwszego wydania Pierwszego kroku w chmurach, jak i innych cennych polskich książek wydanych w drugiej połowie lat 50.

Teraz, z okazji roku Marka Hłaski sięgnąłem znów po utwory pisarza, posiłkując się głównie publikacjami z drugiej połowy lat 80 minionego wieku. Czytałem, przewracając kolejne kartki, a one rozklejone zostawały mi w rękach. Cóż, upływ czasu robi swoje, podobnie jest z utworami kultowego, jak się dziś mówi, polskiego, literackiego buntownika.

Pisane w większości na wyjątkowo wysokiej emocjonalnej amplitudzie utwory, w trakcie czytania zaczynają po prostu męczyć, stają się nieznośnie pretensjonalne i nie ratują ich nawet filmowe dialogi, które w powieściach wręcz przytłaczają fabułę. Dialogi się przydają w… filmie więc…Kim byłby Hłasko dziś? Sprawdziłby się pewnie jako autor dialogów kultowych seriali.

Czasami żal, że brakuje Hłasce skupienia się przez dłuższą chwilę na opisie rzeczywistości, na jej wnikliwym oglądzie. Widać nie miał do tego literackiej mięty. Gdy tego próbuje, jak w Pięknych, dwudziestoletnich, to zamienia się to czasami w niestrawne gadulstwo. Ale, ale…

Jest na przykład takie opowiadanie, reportaż, list z Ameryki – tekst zamieszczony w trzecim numerze paryskiej Kultury z 1968 roku zatytułowany Zadziwiający człowiek pająk, dla mnie znakomity, zaskakujący portret ludzi zajmujących się sortowaniem… komiksów. Celne, wnikliwe obserwacje, wciągające dialogi, to się po prostu czyta. Niestety, gdy fragmenty tego tekstu stają się częścią większej całości, w tym wypadku utworu Palcie ryż każdego dnia, tracą gros swojego uroku.

Przypowieści członka Akademii Szwedzkiej, która przyznaje Nobla. Dwunasta jest o… obrońcy, który nigdy nie podawał piłki do tyłu

W zalewie kryminałów, thrillerów i mniej lub bardziej rzewnych obyczajowych opowieści, to jak łyk, no może łyczek świeżego literackiego powietrza, coś innego, ciekawego, nieznanego, poruszającego.

Trzynaście krótkich przypowieści ważnego szwedzkiego (choć u nas raczej nieznanego) pisarza, członka noblowskiej Akademii Szwedzkiej, inspirujących się mitami, apokryfami, ale na wskroś oryginalnych, sprawiających, że po lekturze trzeba się zatrzymać, dać upust myślom i wyobraźni, poczekać chwilę na refleksję.

Z racji prowadzenia sportowego bloga moją uwagę przykuła opowieść dwunasta – piłkarska (autor wie, o czym pisze) o skutecznym obrońcy, który nigdy nie zagrywał piłki do tytułu. I co z tego wyniknęło, gdy raz musiał złamać tę zasadę…

Książka ukazała się w serii Cymelia – przybliżającej dzieła światowej literatury niesłusznie zapomniane. Mają się ukazać m.in. Dashiell Hammett Sokół maltański w tłumaczeniu Tomasza S. Gałązki czy Pierre Boulle Planeta małp w przekładzie Agaty Kozak.

Torgny Lidngren Legendy. Przekład Tomasz Feliks, wydawnictwo artrage.pl

Komisarz Bernard Gross powrócił! I to powinno ucieszyć czytelników, bo czwarta kryminalna powieść o nim trzyma poziom i czyta się świetnie

Nareszcie. Po wielu ostatnich próbach trafiłem na książkę kryminalną napisaną tak, jakbym tego oczekiwał, gdzie jedna atrakcja nie goni drugiej, fabuła nie skrzy się od (wątpliwych) atrakcji i gna bez opamiętania na złamanie karku, wbrew książkowej logice i zdrowemu rozsądkowi. Wiem jednak doskonale dlaczego na półkach księgarskich jest aż tyle takich właśnie utworów.

Portal Kryminalny podał, że w 2023 roku ukazały się w Polsce 484 powieści kryminale (były jeszcze wznowienia!). Rekordziści, a jest ich jedenastu, napisali po cztery takie powieści w ciągu 12 miesięcy. No po prostu stachanowcy powieści kryminalnej. No po prostu taśma produkcyjna.

Konkurencja jest ogromna, żeby się wybić trzeba pisać szybko, przystępnie, mnożąc atrakcje – tak chyba uważa większość autorów, a zwłaszcza tych, których można uznać za Kraszewskich współczesnej polskiej powieści kryminalnej. Przypomnę: Józef Ignacy w ciągu 57 lat napisał ich 232, w tym 144 powieści społecznych, obyczajowych i ludowych i 88 historycznych. Widać, że są tacy, którzy próbują mu dorównać!

Zrost Roberta Małeckiego jest inny niż większość polskich powieści kryminalnych. Dobrze, że autor po raz czwarty powrócił do bohatera, który zyskał przychylność, ba, uznanie czytelników. Wraca zatem komisarz Bernard Gross, który prowadzi kolejne nieoczywiste śledztwo.

Ma prawo się pomylić, ma prawo napić się herbaty, żeby się rozgrzać, bo rzecz dzieje się podczas ostrej zimy, ma prawo zająć się swoim hobby, czy wrócić do traumatycznych zdarzeń z przeszłości, odwiedzić w szpitalu pogrążoną w śpiączce żonę, czy starać się naprawić relacje z synem. Podobnie jest z innymi nieoczywistymi bohaterami powieści, gdzie momentami codzienne życie okazuje się ważniejsze od prowadzonego śledztwa. A rozwiązanie zagadki powiązane z traumatyczną wojenną przeszłością, nie jest łatwe, proste, oczywiste, raczej podszyte wątpliwościami i życiową goryczą. A jednak choć tempo jest nieśpieszne, książka trzyma cały czas w napięciu i trudno się od niej oderwać.

Robert Małecki Zrost Wydawnictwo Literackie

Wielka saga o Dzikim Zachodzie. Czyta się jednym tchem. Dla fanów westernu lektura obowiązkowa!

Od dziecka uwielbiam westerny. Fascynacja zaczęła się, gdy zobaczyłem w kinie klasyka gatunku Dyliżans Johna Forda z Johnem Wayne w roli głównej. Potem było W samo południe, Siedmiu wspaniałych, opowieści Sergio Leone czy Sama Peckinpaha, po wyjątkowy antywestern Clinta Eastwooda Bez przebaczenia… Czytałem książki Karola Maya i Wiesława Wernica. Rozpierała mnie duma, gdy na początku lat 90 zdobyłem wydaną po polsku epopeję o Dzikim Zachodzie – Na południe od Brazos (drugi w historii książkowy western uhonorowany Nagrodą Pulitzera). Przeczytałem jednym tchem, z wypiekami na twarzy.

Sięgnąłem po nią po raz kolejny, gdy zobaczyłem udany serial, a ostatnio dlatego, że Marek Król i Michał Kłobukowski przełożyli kolejne dwie części westernowej sagi – jej część pierwszą i ostatnią. Na tłumaczenie czeka jeszcze książka Comanche Moon, którą należałoby czytać, jako drugą w kolejności.

Larry McMurtry, autor Ostatniego seansu filmowego czy Czułych słówek, chciał skończyć westernową historię na jednej opowieści – Na południe od Brazos, ale czytelnicy mu na to nie pozwolili. Saga okazała się książkowym hitem, więc autor postarał się o więcej.

Wielka przygodowa opowieść nie stron od humoru, ironii, ale i okrucieństwa. Przedstawia tamten świat, odnosząc się do autentycznych wydarzeń z dziejów podboju tych ziem, bez upiększeń.

Ulice Laredo ukazały się w USA na początku lat 90 minionego wieku. I tu moje zaskoczenie… To klasyczny antywestern. Burzenie mitu, odarcie go ze złudzeń, a zarazem opowieść o… sile kobiet, które trafiły na Dziki Zachód. Mnie podoba się najbardziej. Jak na to nie patrzeć lektura sagi zapewnia radość czytania!

Western wiecznie żywy. Właśnie czytam zapowiedź pojawienia się książki Jarosława Dobrowskiego Dziwny Zachód – połączenie westernu, horroru i opowieści fantasy.

Larry McMurtry. Szlak umrzyka. Na południe od Brazos. Ulice Laredo

Nemezis Macieja Siemiedy czyli za szybko i za łatwo, żeby się przejąć losami bohaterów

Łatwość pisania może być błogosławieństwem, ale też przekleństwem. Maciej Siemieda bez wątpienia umie opowiadać. Robi to jednak błyskawicznie, bez chwili wytchnienia, a zarazem pogłębionej refleksji, zmieniając błyskawicznie rzetelnie pokazane historyczne i geograficzne tło opowiadanej historii. Nemezis toczy się za szybko, przenosząc nas w coraz to nowe historyczne krajobrazy, wikła bohaterów w ciekawe wydarzenia, ale zamiast je rozwijać, już goni za następnymi. Niestety to w gruncie rzeczy tylko opis, a nie zagłębienie się w przedstawianym świecie bohaterów.

Na dodatek plakatowe jest też tło, na którym toczy się akcja – historia braci i saga o poszukiwaniu zadośćuczynienia za doznane krzywdy. A już posługiwanie się w tytule, treści i reklamie Nemezis – czyli boginią zemsty, sprawiedliwości i przeznaczenia – wydaje mi się po prostu literackim nadużyciem. Nie znajduje uzasadnienia w opowiedzianej błyskawicznie. wielobarwnej rodzinnej sadze.

W sumie czyta się ten literacki thriller bez większych problemów, a po zamknięciu książki szybko o nim zapomina. Tak, jak powieści młodzieżowe, widziane z dorosłej perspektywy, czy oglądane telewizyjne sagi, zbyt jednowymiarowe, żeby się nimi przejąć.

Autor raczy nas co kilka chwil kolejnymi atrakcjami, żebyśmy tylko nie oderwali się do lektury. Jak czytamy w opisie główny bohater Bruno Janoschek w każdej z brawurowych ról, które napisało dla niego życie: fenomenalnego artysty cyrkowego rzucającego nożami, hitlerowskiego komandosa w czasie II wojny światowej z legendarnego oddziału Otto Skorzenego, PRL-owskiego więźnia, wreszcie uczestnika niebezpiecznej gry o przyszłość Śląska w nowej Europie.

Brzmi świetnie, gorzej, gdy w sumie kończy się na ciekawej historii, opowiedzianej jednak bez psychologicznych i obyczajowych niuansów.  

Maciej Siembieda, Nemezis, Wydawnictwo Agora

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑