Rezerwowy Pafka

Tag: łks porażka (Page 2 of 2)

Obce boiska niczym ligowa zmora. Jedenasty mecz i jedenastka porażka ŁKS, choć łodzianie strzelali…trzy bramki, niestety nieuznane!

W jedenastym ligowym meczu na obcym boisku ŁKS doznał jedenastej porażki. Po prostu wstyd. Wydarzeniem spotkania była beznadziejna gra defensywy łodzian do przerwy i pięć… nieuznanych goli, w tym trzy dla ŁKS.

Bez napastnika – Tejana i mającego uchodzić za jokera w talii – Hotiego zagrał ŁKS zaległy ligowy mecz w Mielcu ze Stalą. Za Tejana wszedł na boisko Jurić i to była jedyna zmiana w podstawowym składzie w porównaniu ze spotkaniem z Pogonią (2:4).

ŁKS zaczął odważnie, jak w Szczecinie. I co z tego, skoro szybko stracił gola (8 minuta). Na szczęście VAR sprzyjał łodzianom. Sędziowie uznali, że wcześniej był spalony. Uff! Inna sprawa, że defensywa ŁKS przypominała pijane dzieci we mgle. W kolejnej groźnej akcji niepewnych defensorów znakomitą interwencją wyręczył Bobek. W kolejnej sytuacji taka akcja bramkarza nie pomogła. Padł gol, ale znów z pozycji spalonej.

Ile można mnożyć prostych błędów, tworzyć, z braku umiejętnośc,i zapalnych sytuacji? Kolejny koszmarny błąd w polu karnym – dwóch niepilnowanych rywali, no po prostu coś nieprawdopodobnego, przyniósł prawidłowo zdobytą bramkę. Tak, jak ŁKS nie grają w defensywie juniorzy! A kto się wpisał na listę strzelców? Oczywiście Szkurin (11 gol). Goli mogło być więcej, bo ŁKS popełniał błąd za błędem, ale sprzyjało mu szczęście.

Tymczasem cała futbolowa odwaga ŁKS w pierwszej połowie skończyła się na jednym słabym, niecelnym strzale Mokrzyckiego. Płakać czy może jednak się śmiać?!

Błędy, błędy i dramatyczne, choć skuteczne interwencje w defensywie łodzian – tak się zaczęła druga połowa. Z upływem minut ŁKS przesunął grę na połowę rywali. Zamieszanie w polu karnym gospodarzy skończyło się pewną interwencją Esselinka, zanim dopadł do piłki były gracz Stali – Flis.

W kolejnej akcji obrońca zdobył gola, ale arbiter Krasny uznał, że wcześniej było zagranie faul na Matrasie. Czy miał rację? Mówiąc szczerze, śmiem wątpić. Było tu więcej aktorstwa niż faulu. ŁKS został skrzywdzony! No cóż nie wszyscy sędziowie w polskiej lidze są Marciniakami.

W kolejnej sytuacji po rzucie rożnym atakowany Getinger nie upilnował Balicia i ŁKS doprowadził do wyrównania. Sytuację analizował VAR i gola nie uznał! Na dodatek Balić ujrzał żółtą kartkę za niebezpieczne zagranie.

ŁKS się nie zniechęcał. Po główce Mammadova świetnie interweniował Kochalski. Po centrze Ramireza do siatki piłkę posłał Mokrzycki. Coś niesamowitego. Sędzia odgwizdał (tym razem słusznie) spalonego! Przez ostatnie sześć minut goście grali z przewagą jednego zawodnika. Para w gwizdek. ŁKS musiał się znów obejść ligowym smakiem.

Stal Mielec – ŁKS 1:0 (1:0)

1:0 – Szkurin (27)

ŁKS: Bobek – Szeliga (70, Młynarczyk), Mammadov, Flis, Durmisi – Mokrzycki, Ceijas (61, Letniowski)- Pirulo (46, Dankowski), Ramirez, Balić (90, Głowacki)- Jurić (46, Janczukowicz)

Odważna gra, dwa gole ŁKS i… 10 wyjazdowa porażka. To kolejny, bardzo bolesny gwóźdź do ekstraklasowej trumny

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

Trzeci trener ŁKS (Matysiak, a wcześniej Moskal i Stokowiec) w sezonie i efekt ten sam. Bez cienia sukcesu na wyjeździe. Odważna, otwarta, bez wątpienia lepsza (przez godzinę) niż ostatnio gra łodzian nic nie dała. ŁKS przegrał trzeci mecz wiosną, dziesiąty na wyjeździe (zero remisów, zero zwycięstw), piętnasty w sezonie. Czarna sportowa rozpacz i kolejny bardzo bolesny gwóźdź do ekstraklasowej trumny.

Łodzianie mogli ustanowić kolejny (niechlubny) rekord ekstraklasy. Tak szybko jeszcze chyba nikt w rozgrywkach gola nie stracił, ale stało się coś niesamowitego. W 30 sekundzie ŁKS powinien przegrywać 0:1, ale w futbolu cuda się zdarzają. Z metra do pustej bramki nie skierował piłki Kolouris… Poplątały mu się nogi!

W 11 min pudłem, mając przed sobą tylko bramkarza, (nie)popisał się (który już raz w tym sezonie) Pirulo. Takie sytuacja natychmiast się mszczą. I tak się stało, na dodatek w feralnej 13 minucie. Strzałem lewą nogą zza pola karnego w róg bramki popisał się Kurzawa i Pogoń objęła prowadzenie. Czy tą piłkę można było obronić?

ŁKS grał odważniej i lepiej niż w derbach. Akcje zaczepne mądrze organizował inteligentnymi podaniami… No kto? Zgadniecie Państwo? Napastnik Tejan. Nie tylko on. Stąd wzięło się kilka składnych ataków. Niestety, żadnych bramkowych konkretów z tego nie było, choć w pierwszej połowie łodzianie mieli pięć (tak, to nie przekłamanie) sytuacji do zdobycia gola. Mecz był otwarty, Pogoń też mogła powiększyć przewagę, ale tego nie zrobiła.

Druga połowa zaczęła się od dwóch ataków ŁKS (rozpoczętych po beznadziejnym wybiciu piłki przez bramkarza gospodarzy) i gola. Ramirez zwiódł dwóch rywali w polu karnym i strzałem pod poprzeczkę doprowadził do wyrównania. Przypomniał sobie czasy, gdy decydował o grze i wyniku łódzkiej drużyny. Wszystko stało się po dośrodkowaniu w pole karne… Tejana.

Niestety, w odpowiedzi trzech piłkarzy ŁKS (głównie Pirulo) odpuściło zatrzymanie Gorgona. Biernie asystowało przy jego akcji. Efektem był celny i skuteczny strzał zza pola karnego, dający prowadzenie gospodarzom. Potem pokazał się Grosicki, a rezerwowy szczecinian po rykoszecie zdobył drugiego gola, strzelając do pustej bramki. Grosicki przy kolejnej okazji sam trafił do siatki.

ŁKS po stracie drugiego gola kompletnie się pogubił i zagubił na boisku w Szczecinie, ale ładnym i skutecznym uderzeniem popisał się Młynarczyk (pierwszy gol w ekstraklasie). To drobna, krótka chwila radości przy tej fali łódzkiej futbolowej goryczy.

Mecz oglądało ponad 18 tysięcy widzów.

Kolejna szansa na przerwanie fatalnej wyjazdowej passy łodzian już w środę w zaległym meczu ze Stalą w Mielcu, niestety bez wykartkowanych Tejana i Hotiego.

Pogoń Szczecin – ŁKS 4:2 (1:0)

1:0 – Kurzawa (13), 1:1 – Ramirez (47), 2:1 – Gorgon (63), 3:1 – Gorgon (71), 4:1- Grosicki (82), 4:2 – Młynarczyk (85)

ŁKS: Bobek – Durmisi, Flis, Mammadov, Szeliga – Ceijjas (69, Hoti) – Balić (83, Dankowski), Mokrzycki, Ramirez, Pirulo (69, Janczukowicz) – Tejan (83, Młynarczyk)

W II lidze ŁKS II też przegrał, ze Stalą w Rzeszowie 0:1, choć przez blisko 40 minut grał w przewadze jednego zawodnika. Wystąpili m.in. Koprowski i Louveau

Danny Trejo, jak jego filmowy odpowiednik – człowiek Maczeta, okazał się dla ŁKS wyjątkowo czarnym charakterem!

Kay Tejan Fot. Michał Stańczyk/Cyfrasport

To był bohater ostatniej akcji, człowiek który pogrążył ŁKS. Dla łodzian zły facet, czarny charakter. Danny Trejo zdobył kapitalną bramkę, która pozwoliła pokonać Koronie ŁKS 2:1. Okazał się wyjątkowo wyrazistą postacią meczu, jak starszy od niego o pół wieku wyrazisty czarny charakter wielu filmów akcji… Danny Trejo, ale i główny bohater dla wielu kultowego i krwawego filmu Maczeta – pisze o tym strona sport.tvp.pl!

Pewnie wielu piłkarzy ŁKS go oglądało, a teraz w czarnych snach będzie widzieć akcję Trejo z Kielc. Nie tak miało być. Łodzianie mieli mocno wejść w sezon, zdobyć punkty i pokazać, że walka o utrzymanie jest realna. Niestety, nic takiego się nie stało. Prawdą jest, że dzięki solidnemu występowi Mammadova, ŁKS lepiej prezentował się w defensywie. Wystarczyła jednak chwila zapomnienia, odpuszczenia i stało się nieszczęście, pogrążające drużynę.

Nie mogę zrozumieć dlaczego w decydującym fragmencie meczu trener Stokowiec zdjął z boiska swojego kluczowego, bodaj najlepszego piłkarza – Tejana. Wpuszczone na plac dzieciaki szarpały aż miło, ale to Tejana kielczanie się bali i pilnowali, jak oka w głowie. Na pewno przy niebezpiecznym Holendrze byliby ostrożniejsi w atakowaniu w ostatniej fazie pojedynku. Niezłe momenty w meczu mieli Balić i Ramirez, choć trzeba też powiedzieć, że na wiele minut ginęli z boiskowego radaru. Na nic zdało się ciężka boiskowa praca za dwóch Mokrzyckiego. Punkty zostały w Kielcach, bo za dużo było łódzkich pustych przebiegów, łatwych strat powodujących boiskowy chaos i braku woli zwycięstwa w końcówce, co przyniosło opłakane skutki.

Statystyki meczu przemawiały raczej za remisem. Gospodarze strzelali co prawda 11 razy na bramkę, łodzianie – 5, ale oba zespoły po 4 razy celnie. Obie drużyny przebiegły trochę ponad 113 kilometrów, miały mniej więcej taki sam procent celnych podań (67 i 66). Nie da się jednak ukryć, że to Korona prowadziła grą, będąc przez 61 procent czasu w posiadaniu piłki, wymieniając przy tym 437 podań przy 390 ŁKS.

Bilans Stokowca w Łodzi jest fatalny. Trzy remisy i sześć porażek. Jeżeli przegra derby, to kto wie, jak potoczą się jego łódzkie losy. To co się dzieje potwierdza, przynajmniej na razie, moje przekonanie, że zwolnienie Moskala było wielkim, niewybaczalnym błędem działaczy ŁKS!

ŁKS. Gol debiutanta nie pomógł. Łodzianie doznali dziewiątej wyjazdowej porażki w doliczonym czasie gry. Czarna rozpacz

Miało być Odwracamy To. Nic z tego. ŁKS rozegrał dziewiąty wyjazdowy mecz i doznał dziewiątej porażki, po przepięknym golu strzelonym przez kielczan w doliczonym czasie gry. Uratowanie się przed degradacją wygląda coraz bardziej iluzorycznie.

Niespodzianka. W bramce ŁKS pojawił się Arndt. Bobka nie było nawet na ławce rezerwowych. Wyeliminowała go drobna kontuzja, podobnie jak Durmisiego. Zagrał więc Głowacki. Jako młodzieżowiec, na skrzydle – Zając. Jak powiedział przed meczem dyrektor sportowy Korony, były ełkaesiak – Golański: To jest arcyważne spotkanie dla obu zespołów.

Pierwszą groźną sytuację wypracował ŁKS. Po rzucie wolnym z 18 metrów i strzale (za słabym i przewidywalnym) obok muru Ramireza pewnie interweniował Forenc. Po kilkunastu minutach Arndt obronił strzał Zatora.

To pokazuje, że więcej było walki i niedokładności niż prawdziwego grania. Bardziej widoczni, a raczej słyszalni od piłkarzy, byli obecni na trybunach fani łodzian. Agresywni, ale ostrzy w graniu łodzianie, w ciągu pół godziny zobaczyli trzy żółte kartki.

Niby goście kontrolowali grę, ale nie byli w stanie przewidzieć fatalnej interwencji Arndta, który po centrze z rzutu wolnego nie potrafił wybić piłki i Homeister wepchnął ją do siatki. Sytuacja była analizowana przez VAR. Był faul na bramkarzu czy nie? Był spalony czy nie? Nie było, więc gol został uznany.

Ta sytuacja zabiła na kilka minut ducha gry łodzian, którzy rozpaczliwie bronili się przed stratą kolejnej bramki ale… odzyskali równowagę. Piłkę przejął Tejan, potem dokładnie zagrał do szarżującego Balicia, który strzałem po kolanie Trojaka i rękach bramkarza doprowadził do wyrównania. Gol w debiucie. To jest to!

Druga połowa mogła się zacząć fantastycznie dla gości. Dynamiczny Tejan okazał się mocniejszy w walce o piłkę i pozycję od obrońcy Kwietnia, sprytnie i celnie posłał piłkę do bramki, ale okazało, się, że był na spalonym. Nie było spalonego w kolejnej akcji. Po świetnym podaniu Tejana, Ramirez znalazł się w sytuacji sam na sam, ale gdy coś próbował zrobić uprzedził go skuteczną interwencją Forenc.

Gospodarze mieli szansę na gola po przewrotce Szykawki, ale tym razem świetnie interweniował Arndt. W kolejnej nie miał szans. W doliczonym czasie pięknym uderzeniem popisał się Trecho i ŁKS jest coraz bliżej spadku!

Korona – ŁKS 2:1 (1:1)

1:0 – Hofmeister (38), 1:1 – Balić (45+6), 2:1 – Trecho (90+4 )

ŁKS: Arndt – Szeliga, Mammadov, Flis, Głowacki, Zając (69, Rostami), Ramirez (79, Hoti), Letniowski (69, Pirulo), Mokrzycki, Balić (79, Młynarczyk), Tejan (89, Sławiński)

ŁKS wielkimi krokami zmierza do spadku z ekstraklasy. Czwarta porażka w wyjazdowym meczu, druga z beniaminkiem. Tak grać po prostu nie można!

W taki sposób zmierza się wielkimi krokami do spadku. Co z tego, że ŁKS strzelił pierwszą bramkę na wyjeździe, skoro przegrał czwarty mecz na obcym boisku, drugi z beniaminkiem. Na dodatek łodzianie ujrzeli grad (osiem) żółtych kartek i aż dwie czerwone (Małachowski i trener Drechsler). Tak dalej być nie może, inaczej łodzianie polecą na łeb i na szyję do I ligi!

Spotkanie od mocnego akcentu zaczęli gospodarze (grający na stadionie Cracovii). Koj z 20 metrów posłał piłkę obok słupka. ŁKS ostro zaczął spotkanie. W ciągu 60 sekund żółte kartki po faulach ujrzeli Pirulo i Letniowski (pauzuje w kolejnym spotkaniu). A potem podobny kartonik ujrzeli Dankowski i członek sztabu ŁKS. Nie minęła 12 minuta spotkania!

Puszcza była konkretniejsza. Zbierała drugie piłki. Zmuszała łodzian do bronienia własnego przedpola. W 22 min po stałym fragmencie gry Mroziński sprawdził refleks Bobka. Pierwszy celny strzał. Za chwilę kolejny – Siemaszki. Znów lepszy był bramkarz gości.

Co z tego, skoro po analizie VAR arbiter uznał, że Pirulo kopnął w polu karnym Zapolnika. Craciun pewnym strzałem w róg wykorzystał jedenastkę.

Indywidualne szarże łodzian bez właściwego wsparcia kolegów kończyły się fiaskiem. Mecz wyglądał jak starcie futbolowego profesora z uczniakiem. W tej ostatniej roli występował niestety ŁKS. Bardzo, bardzo smutne.

Goście mieli szczęście, bo po kontrze i podaniu Siemaszki w sytuacji sam na sam Bartosz, który wyprzedził Dankowskiego, przestrzelił. W odpowiedzi po główce Letniowskiego piłkę sprzed linii bramkowej wybił Stępień.

W przerwie trener Moskal dokonał trzech zmian w składzie. Nie miał innego wyjścia. Trzeba było szukać lekarstwa na beznadziejną grę podopiecznych. I takie się znalazło. Debiutant Małachowski świetnie dograł piłkę do Tejana, a ten po 30 sekundach drugiej połowy zdobył debiutanckiego gola w barwach ŁKS. Małachowski krótko był bohaterem. Po niebezpiecznym ataku na nogę Bartosza w 54 minucie ujrzał czerwoną kartkę! Debiutant pograł w ekstraklasie… dziewięć minut.

ŁKS musiał walczyć w dziesiątkę. I stało się to, co musiało się stać. Cofnięty ŁKS dał się zaskoczyć składną akcją gospodarzy. Łodzianie (Dankowski, Flis, Monsalve) patrzyli bezradnie, jak rywale wymieniają piłkę. W podsumowaniu Cholewiak pewnym strzałem w róg dał gospodarzom prowadzenie. Po długiej analizie VAR gol został uznany. Bobek ratował ŁKS przed stratą kolejnego gola. ŁKS też miał szansę na bramkę, ale debiutant Fase trafił w boczną siatkę. ŁKS przegrał. Nie pomógł bramkarz Bobek w polu karnym rywali. Puszcza przebiegła ponad 128 kilometrów i wybiegała cenne zwycięstwo.

Mecz obserwowało ponad 2 tysiące widzów.

Puszcza Niepołomice – ŁKS 2:1 (1:0)

1:0 – Craciun (25, karny), 1:1 – Tejan (46), 2:1 – Cholewiak (75)

ŁKS: Bobek – Louveau (46, Małachowski), Monsalve, Flis, Dankowski (84, Fase), Letniowski (46, Hoti), Mokrzycki, Głowacki, Pirulo (46, Szeliga), Tejan, Ramirez (60, Tutyskinas)

Przestraszony uczniak – ŁKS dostał surową lekcję od kandydata na mistrza – Legii. Co będzie dalej? Oby łodzianie nie stali się ligowym chłopcem do bicia!

Premiera okazała się falstartem. ŁKS był przestraszony, zdeprymowany, uczniak przy futbolowym profesorze. Nie miał nic do powiedzenia w meczu z kandydatem na mistrza – Legią. Przegrał wyraźnie i jak najbardziej zasłużenie. Nowi gracze okazali się słabymi przeciętniakami, których w Polsce z polskim paszportem mamy na kopy. Po co takich piłkarzy sprowadzać do klubu? Drżę, myśląc co będzie dalej.

ŁKS swój ostatni mecz w ekstraklasie rozegrał… 1098 dni temu. Szmat czasu. To 67 sezon łodzian w najwyższej klasie rozgrywek. Kazimierz Moskal na premierowy mecz w Warszawie z głównym kandydatem do tytułu mistrza Polski – Legią, wystawił czterech nowych, sprowadzonych latem zawodników.

W 19 min po główce Pekharta wykazał się Bobek. To była pierwsza groźna akcja tego meczu. W kolejnej łódzki bramkarz pewnie obronił uderzenie Josue. Do trzech razy sztuka. Po szybkiej akcji zainicjowanej przez Josue, dokładnym dograniu Wszołka pewnym uderzeniem w róg popisał się Pekhart. Bobek był bez szans.

Legia nie przerywała natarcia. W kolejnej akcji Hoti zachował się jak junior zagrywając piłkę ręką w polu karnym. Jedenastki nie wykorzystał Josue, choć strzelił mocno przy słupku, bo fantastyczną interwencją popisał się Bobek.

Legia do przerwy dyktowała warunki gry. ŁKS nie przeprowadził żadnej groźnej akcji, nie oddał strzału na bramkę rywali. Miał za to w składzie najlepszego gracza pierwszych 45 minut – bramkarza Bobka.

W 50 min powinno, ba musiało być 1:1. Po znakomitym podaniu Ramireza w sytuacji sam na sam znalazł się Tejan. Strzelił obok Tobiasza, ale trafił w słupek. Dobry napastnik po prostu nie może marnować takich sytuacji. Mamy drugiego… Balongo?! ŁKS się nie zdeprymował. Po akcji Mokrzyckiego mocny strzał Szeligi pewnie obronił Tobiasz.

Nie strzelasz, to tracisz. Zacentrował Kun, Wszołek okazał się lepszy od dwóch graczy łodzian, dograł do Peckharta, a ten z dwóch metrów posłał głową piłkę do siatki. Dwie asysty Wszołka, dwa gole Peckharta. Kto ich pilnował, a raczej pogubiony na boisku, tego nie robił?

Futbolowa słabość ŁKS była coraz większa. Po zbyt słabym i przewidywalnym podaniu Ramirezea do Kelechukwu poszła kontra gospodarzy. Ramirez nie był w stanie dogonić rywala, co skończyło się trzecim golem czyli hat trickiem Peckharta.

Wynik mógł wyższy. gdyby nie udane interwencje Bobka, który piłkarsko przewyższał swoich kolegów o głowę.

Mecz obserwował ełkaesiak z NBA- Gortat, ale z każdą upływającą minutą miał coraz bardziej kwaśną minę. Ja po premierze też. Z niepokojem patrzę na to, co będzie dalej.

Legia – ŁKS 3:0 (1:0)

1:0 – Peckhart (25), 2:0 – Peckhart (56, głową), 3:0 – Peckhart (68)

ŁKS Łódź: Bobek – Dankowski, Monsalve, Marciniak, Głowacki – Mokrzycki – Ramirez (80, Lorenc) , Hoti (64, Letniowski)– Pirulo (82, Śliwa), Tejan (80, Janczukowicz), Szeliga (64, Kelechukwu)

Nie było sytuacji, nie było goli. Czwarta ligowa porażka ŁKS, co tu kryć, po słabym meczu

Jeszcze raz okazało się, że statystyki nie grają. Trzy ostatnie mecze ŁKS wygrał z Puszczą 2:0. W pięciu ostatnich starciach łodzianie strzelali przynajmniej dwie bramki. Tym razem żadnej, praktycznie nie mając ku temu żadnej okazji. Nic zatem dziwnego, że doznali czwartej porażki w tych rozgrywkach. Tak słaba, nieskuteczna gra liderowi nie przystoi.

Trener Moskal postawił na tych samych ludzi, którzy zaczęli pojedynek z Chrobrym (5:2). – Jesteśmy przygotowani na trudny pojedynek – powiedział przed spotkaniem łódzki szkoleniowiec. – Cały czas musimy mieć chłodną głowę, pokorę i mocno stąpać po ziemi.

Pierwszy celny, choć słaby, strzał Thianake w 10 minucie spotkania. W odpowiedzi Spremo odebrał piłkę, strzelił z dystansu, ale Komar nie dał się zaskoczyć. Puszczy to nie zniechęciło. Uderzenie Klisiewicza zablokował Monsalve.

W pozornie niegroźnej sytuacji w 21 min, gdy Puszcza oddała piłkę, Monsalve zagrał do Bobka, który bieg w… innym kierunku. Do piłki w sytuacji sam na sam dopadł Klisiewicz. Z ostrego kąta trafił w słupek. Po dobitce Zapolnika Bobek wybił piłkę nad poprzeczkę. Co się odwlecze…

Po mocnym strzale z linii pola karnego nieupilnowanego obrońcy Wojcinowicza piłka odbiła się od poprzeczki i wylądowała za linią bramkową. Gol był wypadkową przewagi, jaką na boisku mieli gospodarze.

Łodzianie nie byli w stanie rządzić w środku pola. Gra do przodu kończyła się stratą najpóźniej po trzecim podaniu.

Wreszcie po ponad pół godzinie gry z dobrej strony pokazał się Pirulo. Zagrał inteligentnie do wbiegającego w pole karne do Kowalczyka. Ten się jednak pogubił i akcja skończyła się na nieudanym zagraniu, a nie na groźnym strzale.

Kompletnie nieudane 45 minut w wykonaniu ŁKS, który był statyczny, bierny, dawał się wyprzedzać i nie potrafił skonstruować groźnej podbramkowej sytuacji.

W pierwszej akcji drugiej połowy w 49 min pokazał się Spremo. Minął trzech rywali, ale strzelił za słabo, żeby sprawić kłopot Komarowi. ŁKS przejął inicjatywę. Zepchnął rywali do defensywy, ale szybkie kontry gospodarzy były składne i groźne. Dankowskiego ograł Thiago, wpadł w pole karne, strzelił w krótki róg, ale Bobek nie dał się zaskoczyć. Tak groźnej akcji łodzian nie było. ŁKS znów, jak do przerwy, tracił piłki po dwóch, trzech podaniach, a rywale, starając się to wykorzystać, tworzyli groźne kontry. Bilans celnych strzałów ŁKS w końcówce drugiej połowy, to: główka Koprowskiego w 86 min spotkania. Piłkę bez trudu chwycił Komar. Im daje w las, tym gorzej. Dośrodkowania Korta ze stojącej piłki w pole karne były… poniżej krytyki. Pomocnik swoimi nieudolnymi kopnięciami piłki odebrał gościom szansę na stworzenie w końcówce groźnej sytuacji.

Za podsumowanie występu łodzian niech posłuży bilans Balongo (choć nie tylko on grał słabo): 21 występów w ŁKS, 0 bramek, 0 asyst i niewiele, żeby nie powiedzieć nic, pożytku dla drużyny w meczu z Puszczą.

Puszcza Niepołomice – ŁKS1:0 (1:0)

1:0 – Wojcinowicz (25)

ŁKS: Bobek – Dankowski (74, Wszołek), Nacho Monsalve, Marciniak, Spremo (81, Koprowski), Mokrzycki, Trąbka, Kowalczyk (59, Janczukowicz), Pirulo (59, Kort), Balongo (74, Jurić), Szeliga

Kolejne ligowe mecze ŁKS

12 marca (niedziela): 12:40 – ŁKS – Stal Rzeszów (Polsat Sport)

19 marca (niedziela): 14:45 – Ruch Chorzów – ŁKS (Polsat Sport)

2 kwietnia (niedziela): 12:40 – ŁKS – Chojniczanka Chojnice (Polsat Sport)

11 kwietnia (wtorek): 20:30 – Górnik Łęczna – ŁKS (Polsat Sport)

Newer posts »

© 2024 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑