Rezerwowy Pafka

Tag: piłka nożna (Page 25 of 39)

Uff. Widzew wywalczył punkt w Krakowie w doliczonym czasie gry!

Widzew potrafi być niesamowity. 11 ostatnich goli strzelił po 65 minucie gry. Brawa za ambicję i walkę do końca. Tak wykuwa się widzewski charakter. To ósmy remis łodzian w sezonie.

Miejsce kontuzjowanych Stępińskiego i Terpiłowskiego w podstawowej jedenastce Widzewa zajęli Kreuzriegler i młody, zdolny Zawadzki, który po raz pierwszy zagrał od pierwszej minuty ligowego spotkania.

Pierwszy groźny strzał był dziełem gości, a dokładnie Shehu, ale piłka trafiła wprost w bramkarza. Inicjatywa należała jednak do Cracovii, która atakowała coraz groźniej. Po centrostrzale Konoplanki piłka odbiła się od słupka. Po główce Knapa robinsonadą popisał się Ravas.

Widzew nie zamierzał się tylko bronić. Po odbiorze piłki i kontrze Pawłowski zagrał do Sancheza, ale strzał Hiszpana został zablokowany. W kolejnej akcji było jeszcze bliżej gola. Po główce Kreuzrieglera piłka odbiła się od poprzeczki. To trzynasta sytuacja w rozgrywkach, gdy po uderzeniach łodzian piłka lądowała na słupku lub poprzeczce.

Gospodarze mieli inicjatywę, łodzianie szukali szansy w kontrze. Za dwóch starał się Konoplanka, ale przesadził, gdy urządził padolino w polu karnym, za co został ukarany żółtą kartkę. W kolejnej akcji ratował gości Ravas po główce Kallmana.

Po przerwie pojawił się na boisku Czorbadżijski niewidziany na nim od… września minionego roku. Po godzinie gry Widzew mógł prowadzić. Po zagraniu Sancheza Sypek uderzał pod poprzeczkę, ale Niemczycki nie dał się zaskoczyć. W kolejnej udanej akcji bramkarz Cracovii nie dał się zaskoczyć Zielińskiemu. Mecz stał się letni, usypiający, co zapowiadało bezbramkowy remis.

Nic z tego. Futbol jest grą przypadku. Gdyby w polu karnym Widzewa nie odbiła się od blokującego podanie Pawłowskiego, nie trafiła do nieobstawionego Oshimy, który strzelił pierwszą bramkę w ekstraklasie, gol pewnie by nie padł. Stało się inaczej.

Widzew próbował odrobić straty. Zaatakował. Rapa sfaulował w polu karnym Czorbadżijskiego, a Kreuzriegler w czwartej doliczonej minucie gry wykorzystał jedenastkę!

Cracovia –Widzew 1:1 (0:0)

1:0 – Oshima (81), 1:1 – Kreuzriegler (90+4, karny)

Widzew Łódź: Ravas – Żyro (46, Czorbadżijski), Szota, Kreuzriegler, Zieliński, Shehu (84, Letniowski), Hanousek, Kun (84, Ciganiks), Zawadzki (58, Sypek), Pawłowski – Sanchez

8 kwietnia Widzew o godz. 15 podejmie Stal Mielec.

Piłkarze ŁKS nie protestowali, ale grali w piłkę i pokonali outsidera tabeli

ŁKS nie przegrał ostatnich dwunastu meczów na własnym boisku. Ma na koncie najwięcej zdobytych goli – 46. Jest liderem. Ma pięć punktów przewagi nad Ruchem.

Przed spotkaniem krakano, że piłkarze ŁKS, protestując przeciwko finansowym zaległościom, wyjdą na mecz z opóźnieniem. Nic takiego się nie stało, choć kłopoty na pewno nie zniknęły. Seniorzy ŁKS apelowali, żeby zawodnicy na bacząc na problemy, skupili się na grze i tak właśnie się stało. W ŁKS zabrakło leczącego uraz Kowalczyka.

Już w 2 min ŁKS powinien prowadzić. Dankowski zagrał wzdłuż bramki rywali, ale Ochronczuk do niej nie zdążył. Rywale nie zamierzali się kurczowo bronić, starali się konstruować składne akcje, ale…

W 19 min po odważnej, dynamicznej akcji stopera Monsalve i rozegraniu piłki z Pirulo, bramkarz Kuchta obronił strzał łódzkiego obrońcy. W odpowiedzi po szybkiej kontrze źle trafił w piłkę Ryczkowski.

W 28 min po centrze Dankowskiego nikt z drużyny gości nie był w stanie przeciąć lotu piłki, trafiła ona do Szeligi, a ten pewnym uderzeniem umieścił ją w siatce po raz piąty w sezonie. Chojniczanka mogła wyrównać, ale Bobek obronił strzał Ryczowskiego, za chwilę pomylił się Mikołajczak.

ŁKS grał spokojnie, rozważnie, ale nie był w stanie wypracować kolejnej bramkowej sytuacji.

W drugiej połowie goście byli aktywni, starali się konstruować ataki. Gospodarze czekali na swoją szansę. Wreszcie w 55 min po akcji Pirulo strzelił na bramkę rywali, ale za słabo, żeby zaskoczyć Kuchtę.

ŁKS spokojnie stopował chaotyczne akcje Chojniczanki, ale sam nie potrafił niczego sensownego skonstruować. Do czasu…

Łodzianie mieli szansę. Po centrze Pirulo i sprytnym muśnięciu piłki przez Ochronczuka piłka o centymetry minęła słupek. W następnej akcji padł drugi gol. Po strzale z rzutu wolnego z blisko 30 metrów i rykoszecie Dankowski zdobył cenną bramkę, bo… Po faulu na Jakóbowskim i analizie VAR arbiter podyktował jedenastkę dla gości. W doliczonym czasie Skrzypczak wykorzystał jedenastkę.

Uff, odetchnęliśmy. ŁKS mógł się cieszyć z 15 ligowego zwycięstwa. Łodzianie zrewanżowali się za jesienną porażkę 0:1.

ŁKS – Chojniczanka 2:1 (1:0)

1:0 – Szeliga (28), 2:0 Dankowski (77, wolny), 2:1 – Skrzypczak (90+1, karny)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Monsalve, Marciniak. Spremo (64, Tutyskinas), Pirulo 90+3, Dąbrowski), Trąbka (64, Śliwa), Ochornczuk, Mokrzycki, Szeliga (90+3, Kelechukwu), Janczukowicz (76, Jurić)

widzów: 8790

W 26 kolejce I ligi ŁKS zagra w Łęcznej z Górnikiem – 11 kwietnia o godz. 20.30. Ostatnio Górnik wygrał z Odrą Opole 1:0.

Zdjęcia lkslodz.pl

Lider – ŁKS gra z outsiderem, ale to może nie być łatwe i przyjemne spotkanie dla łodzian

Fot. lkslodz.pl

Wraca ligowe granie. W niedzielę o godz. 12.40 lider ŁKS podejmie outsidera – Chojniczankę. Pozory mylą. To nie będzie łatwe spotkanie i faworyt nie dostanie punktów za darmo. Jesienią wygrali rywale 1:0 po bramce Patryka Tuszyńskiego. W ostatniej kolejce Chojniczanka zremisowała na wyjeździe z Górnikiem Łęczna 0:0 i to robi większe wrażenie, niż fakt, iż zespół z Chojnic, nie wygrał żadnego spotkania na wyjeździe.

Chojniczanka w ligowej przerwie zagrała sparing z Chrobrym Głogów i zremisowała 3:3. Dwa gole nomen omen zdobył… Patryk Tuszyński. Trener Krzysztof Brede powiedział: Było wiele momentów, które chcemy widzieć w zespole.

Hitowe starcie w I lidze piłkarskiej pomiędzy Ruchem, a ŁKS 3:3, pokazało, że tak prostych błędów w defensywie, jak w tym spotkaniu, popełniać nie wolno. Grający tyłem do łódzkiej bramki rywale, niby dokładnie pilnowani, potrafili tak zakręcić łodzianami, że strzelili gola. Dobrze by było, żeby do wyjściowej jedenastki wrócił Nacho Monsalve.

Łodzianie przy wyprowadzaniu szybkiego ataku muszą uważać na to, co robią młodzi piłkarze. Oni mają papiery na granie, ale też prawo do popełniania błędów. Taki przydarzył się w meczu z Ruchem Mateuszowi Kowalczykowie. Gdyby był mądrze asekurowany, do szybkiego kontrataku, który przyniósł gola chorzowianom by nie doszło.

Dorobek łodzian w jednym z najlepszych meczów I ligi, starciu z Ruchem jest optymistyczny: podania kluczowe: 8 (najlepszy wynik w sezonie). Pojedynki: 202 (najwyższy wynik w sezonie). Pojedynki powietrzne: 73 (najwyższy wynik w sezonie). Strzały/celne: P. Janczukowicz (2/2). Wypracowane okazje: M. Mokrzycki (2).

Przy rosnących parametrach ŁKS jest w stanie odnieść w niedzielę przekonujące zwycięstwo i zrehabilitować się za jesienną porażkę.

Bartosz Salamon. Nagłe zastępstwo wykreowało lidera defensywy reprezentacji Polski

Bartosza Salomona w piłkarskiej reprezentacji Polski by nie było, gdyby nie kontuzja Kamila Piątkowskiego i powołanie w ostatniej chwili dla obrońcy Lecha – Bartosza Salomona. Czy Fernando Santos wysłuchał mądrej podpowiedzi, a może sam przeanalizował mecze Lecha, w każdym razie była to bardzo dobra decyzja. Salamon okazał się podporą defensywy w spotkaniu z Albanią. Trzymał poziom formacji, nie dał się jej rozłazić w szwach, dyscyplinował kolegów, miał dobry przegląd pola, jego zagrania były przemyślane. To nieoczywisty bohater, bo wszyscy zapatrzyli się i słusznie na dający nam trzy punkty celny strzał z trudnej pozycji Karola Świderskiego i dwie bardzo dobre obrony Wojciecha Szczęsnego.

Wypowiedzi po meczu za 90minut.pl – Fernando Santos: Najważniejsza była wygrana, po przegranej wygrana jest ważna, aby skonsolidować pewne procesy. Za nami niecały tydzień pracy, kilka treningów, możemy poprawić dużo rzeczy, jeśli chodzi o środek pola, operowanie piłką natomiast będzie to budować krok po kroku. To co mi się najbardziej spodobało, to podejście zawodników, wszyscy nawzajem sobie pomagali i myślę, że to było fundamentalne.

Jeżeli podtrzymamy ten poziom koncentracji, zaangażowania to jest to punkt wyjścia, abyśmy mogli lepiej pracować. Czasami widzę jeszcze problemy z konstruowaniem akcji, żebyśmy zagrali w sposób widowiskowy, aby podobało się to publiczności. Przed następnym meczem o punkty będziemy mieli więcej czasu, będziemy mieli mecz towarzyski, inaczej zaplanujemy treningi, tak aby stworzyć warunki by ta ekipa ewoluowała i grała widowiskowo i zwycięsko.

Robert Lewandowski: „Świder” mocno pracował w defensywie, ciężko było dostać się pod bramkę, ale Karol zdołał wykorzystać moment zawahania obrony. W drugiej połowie było więcej sytuacji, ale nie było ostatecznego uderzenia i chyba tego w tym meczu zabrakło. Przy lobowaniu bramkarza, chyba minimalnie za lekko uderzyłem. Zespół albański grał bardzo mocno w defensywie, ciężko było to nam sforsować. Z przebiegu spotkania wydaje się, że mieliśmy je pod kontrolą, zabrakło strzelenia drugiego gola.

Karol Świderski: Trudniej było mi strzelić bramkę w Tiranie, ale gdzieś to pierwsze uderzenie było nieczyste, na szczęście piłka została mi gdzieś pod nogami i chciałem uderzyć szybko po krótkim rogu, bo widziałem, że jest odkryty. Cieszę się, że wpadło. To ważne zwycięstwo, gdyż chcieliśmy zmazać plamę po Pradze.

Bartosz Salamon: Patrząc na to w jakich okolicznościach dołączyłem do kadry, nie wyobrażałem sobie wyjść w pierwszym składzie. Po kiepskim początku w Pradze, dzisiaj liczyły się tylko trzy punkty. Mam wrażenie, że kontrolowaliśmy ten mecz. Wydaje mi się, że nie było raczej niebezpieczeństw z tyłu, może poza jedną sytuacją. Chodziło o to, żeby zrobić trzy punkty i to dzisiaj zrobiliśmy. Myślę że reakcja po stratach była dobra. Był szybki powrót i goście nie dochodzili do strzałów. Dobrze reagowaliśmy przy stałych fragmentach, żadne strzały z tego nie wyszły. Jestem zadowolony z reakcji na błędy, a wiadomo, że one pojawiają się.

Koniec futbolowej klątwy. Reprezentacja Polski wreszcie wygrała mecz!

Nieważne jak, ważne że doczekaliśmy się końca futbolowej klątwy. Reprezentacja Polski po trzech porażkach z rzędu z Argentyną (0:2) i Francją (1:3) na mundialu oraz Czechami w eliminacjach ME (1:3), wreszcie wygrała. Faktem jest, że rywale byli mocno osłabieni brakiem kilku ważnych graczy i to było widać na boisku. Najważniejszy jest jednak wynik, korzystny dla naszej reprezentacji.

Nie mogło być inaczej. Po kompromitującym występie przeciwko Czechom w premierze eliminacji mistrzostw Europy trener Fernando Santos dokonał sporych zmian w wyjściowej jedenastce Polaków, m.in. postawił na grę dwoma napastnikami.

Pierwszy celny, choć niegroźny, strzał Zalewskiego, miał miejsce nomen omen w 13 minucie. Polacy mieli inicjatywę, grali jednak wolno i przewidywalnie. Popełniali też błędy. Taki przytrafił się Zielińskiemu i po szybkiej akcji Albańczyków i strzale Cikalleshiego, Szczęsny wybił piłkę na róg. Pierwszą jako tako groźną akcję nasza drużyna przeprowadziła w 31 minucie, ale strzał Świderskiego nie sprawił wielkich trudności bramkarzowi Albanii.

Kolejne uderzenie napastnika przyniosło mu dziewiątego gola w reprezentacji. Strzelał Kamiński, piłka odbiła się od słupa, ale czujny Świderski, do którego trafiła piłka, posłał ją sprytnie do siatki. Pozytywem pierwszej połowy był oczywiście gol i czujna gra Polaków w defensywie, co skutkowało tym, że rywale nie byli przeprowadzić groźnej akcji.

W drugiej połowie obraz gry się nie zmienił. Polacy mieli inicjatywę, ale z każdą upływającą minutą rywale byli odważniejsi. Na szczęście w bramce mieliśmy Szczęsnego, który dwa razy popisał się udanymi interwencjami. Na szczęście w bramce mieliśmy Szczęsnego, który dwa razy popisał się udanymi interwencjami.

W odpowiedzi po indywidualnej akcji Lewandowskiego rywale musieli wybijać piłkę z pustej bramki, a Kiwior główkował minimalnie obok słupka. Albańczycy się starali, próbowali. Szkoda, że w najlepszej dla nas akcji Lewandowski posłał piłkę nad poprzeczkę. W odpowiedzi po składnym ataku w jeszcze lepszej sytuacji Uzuni z trzech metrów posłał piłkę obok słupka.

Uff, odetchnęliśmy z ulgą. Ostatecznie wygraliśmy, choć mecz nie był wielkim widowiskiem. Ważne są jednak trzy punkty i zakończenie serii porażek.

Mecz oglądało 57 tysięcy widzów

Polska – Albania1:0 (1:0)

1:0 – Świderski (41)

Polska: Szczęsny – Frankowski, Bednarek, Salamon, Kiwior, Kamiński, Linetty (77, D. Szymański), Zieliński, Zalewski (68, Skóraś), Lewandowski, Świderski (89, S. Szymański)

Klęska z Czechami pokazuje jedno. Jesteśmy piłkarskimi słabeuszami, coraz bliżej nam do San Marino czy Andory

Gorzej eliminacji mistrzostw Europy rozpocząć nie mogliśmy. Po 2 minutach i 12 sekundach przegrywaliśmy 0:2! Błędy naszych zawodników w kryciu były na poziomie… trampkarzy. Pierwszego gola straciliśmy w 28 sekundzie spotkania po… wrzucie z autu, a potem Cash zagrał tak, jakby pojawił się na boisku pierwszy raz w życiu i padł drugi gol. Niemożliwe, ale prawdziwe. Czarna rozpacz! Pogubionych kompletnie Polaków jakby nie było na placu gry. Prezentowali się jak chłopcy do bicia. Wstyd, żal było patrzeć. Kompletna sportowa degrengolada. Coś niebywałego.

W 20 min nastąpiło chwilowe przebudzenie Polaków. Po inteligentnym zagraniu Lewandowskiego, Frankowski w sytuacji sam na sam trafił jednak w Pavlenkę.

Przez 45 minut graliśmy w piłkę chyba gorzej niż europejscy słabeusze Andora czy San Marino. Wolni, nieporadni, zagubieni, nie potrafiący wymienić kilku dokładnych podań. Naszych piłkarzy trzeba by było wysłać do futbolowego przedszkola, a nie wystawiać w poważnych futbolowych rozgrywkach. Pod koniec pierwszej połowy nasi nieporadnie próbowali coś zmienić. Strzelał z dystansu Linetty, ale bramkarz Czechów nie dał się zaskoczyć. Za to tylko fenomenalna interwencja Szczęsnego uchroniła nas od straty trzeciej bramki.

Łapię się za głowę, nie mogę w to uwierzyć. To niemożliwe, a jednak prawdziwe. Do przerwy to był słaby, słabiusieńki pokaz futbolu w wykonaniu naszej drużyny.

W drugiej połowie nabijaliśmy minuty z piłką przy nodze. Nasze wolne akcje przypominały niestety bicie głową w mur. Jedna, druga kontra Czechów mogła im przynieść trzecią bramkę. Dobrze, że naszym bramkarzem był Szczęsny. Gdy jednak trzema dokładnymi podaniami Czesi rozpracowali nas jak dzieci, to musiał paść gol i niestety padł. Bramka zdobyta przez D. Szymańskiego w końcówce spotkania to był jedynie gol na otarcie łez, który nie był w stanie zmienić oceny fatalnego występu polskiej reprezentacji.

Mieliśmy przy nowym selekcjonerze uwolnić swój ofensywny styl, cieszyć się akcjami i skutecznymi strzałami na bramkę rywali. Tymczasem na wygrany indywidualny pojedynek czekaliśmy do 86 minuty. Nic dodać, nic ująć. Okazało się, że na takie fantazyjne i skuteczne granie, jesteśmy po prostu za słabi. To, co sobą dziś prezentujemy, to europejska III, a może nawet IV liga.

Czechy – Polska 3:1 (2:0)

1:0 – Krejcil (1, głową), 2:0 – Cvancara (3), 3:0 – Kuchta (64), 3:1 – D. Szymański (87)

Polska: Szczęsny – Cash (9, Gumny), Bednarek, Kiwior, Karbownik (46, Skóraś) – Frankowski, Bielik (46, Świderski), Zieliński, Linetty (77, D. Szymański), S. Szymański (65, Zalewski) – Lewandowski

Czy wspomnienie katarskiej kłótni o kasę reprezentantów Polski nie położy się cieniem na eliminacjach piłkarskich mistrzostw Europy?

W cieniu ciągle niewyjaśnionego do końca skandalu z katarskich mistrzostw świata, trwa zgrupowanie piłkarskiej reprezentacji Polski przed premierowym meczem eliminacji mistrzostw Europy z Czechami w Pradze w piątek o godz. 20.45.

Trener Fernando Santos ma mocno pod górę. Nie dość, że musi sobie radzić z plagą kontuzji, która dopadła reprezentantów, to jeszcze gasić pożar, jakim była kłótnia o 30 milionów złotych obiecanych przez premiera Mateusza Morawieckiego.

W trakcie katarskich dyskusji wyszła na wierzch małość i pazerność nie należących do najbiedniejszych Polaków panów piłkarzy, dla których każdy grosz jest na wagę złota i trzeba o niego walczyć do końca, odsuwając na dalszy plan granie i wygrywanie.

– Wychodzimy z grupy i zamiast się cieszyć, nagle zaczęliśmy kłócić się o tę premię. Ci mają mieć tyle, inni tyle. Ale to tak się kłóciliśmy, że nie gadaliśmy z pewnymi zawodnikami – powiedział bramkarz reprezentacji Polski Łukasz Skorupski w rozmowie z Przeglądem Sportowym.

Podobno pazerni piłkarze po tym, gdy okazało się, że premia była obiecana, ale wypłacona nie będzie, wyjaśnili sobie wszystkie wątpliwości i wróciła dobra atmosfera, ale… tacy naiwni nie jesteśmy.

Co sądzą, czują, jaką mają przemyślenia reprezentanci Polski, tego przynajmniej na razie się nie dowiemy, bo dalszego ciągu publicznego prania brudów nie będzie. Portugalski szkoleniowiec na chwilę zamknął usta piłkarzom, wydając zakaz rozmawiania z dziennikarzami. Czy to doraźne działanie ratunkowe okaże się skuteczne, przekonamy się już w piątek.

Z drugiej strony czy możemy mieć pewność, że piłkarze, którzy wyjdą na boisko, będą walczyć w myśli zasady jeden za wszystkich wszyscy za jednego? Może ważniejsza będzie zadra w sercu, nieprzepracowane katarskie żale i pretensje?

Czy ludzie, którzy pokazali brak życiowej i sportowej klasy, małość i słabość, mogą wzbić się na wielkość i przenosić futbolowe góry? Fernando Santos jest doświadczonym człowiekiem i szkoleniowcem czy jednak okaże się też wytrawnym… psychologiem.

Ruch – ŁKS 3:3. Ta sprawa jest niezwykle skomplikowana i niejasna. Po jakich zagraniach ręką dyktować jedenastkę?

Znów piłkarska I liga w propagowaniu pełnego emocji i niespodziewanych zwrotów akcji futbolowego widowiska przebiła ekstraklasę. Pojedynek ŁKS z Ruchem (3:3) okazał się prawdziwym, a nie papierowym hitem. Było w nim wszystko, co kibice kochają najbardziej – grad goli, wielka ambicja i wola walki do ostatniej piłki.

ŁKS musiał zadowolić się remisem, gdyż w 11 minucie doliczonego czasu gry sędzia Paweł Raczkowski z Warszawy podyktował jedenastkę za zagranie ręką w polu karnym. Tym razem padło na Macieja Śliwę. Po kolejnej centrze i zamieszaniu pod bramką piłka trafiła go w rękę. Czy to było celowe czy przypadkowe zagranie nie mające wpływu na przebieg wydarzeń musiała rozstrzygać technologia czyli VAR. Arbiter obejrzał akcję i uznał, że gospodarzom należy się jedenastka, którą wykorzystał Tomasz Foszmańczyk.

Trener ŁKS Kazimierz Moskal po najbardziej emocjonującym pojedynku potrafi trzeźwo i sprawiedliwie oceniać wydarzenia. Tym razem odniósł się też do rzutu karnego i trudno nie przyznać mu racji.

Kazimierz Moskal: – Wydaje mi się, że tak ogólnie patrząc na to co się dzieje, z sytuacjami z rękami w polu karnym – to ten przepis powinien być jakoś zmieniony czy uporządkowany. Kto jest od tego żeby sprawdzić czy ręka jest ułożona naturalnie czy nienaturalnie, gdy zawodnik skacze, biegnie czy się przewraca? Kiedy jest naturalnie ułożona? Ja nie wiem. Jest tyle kontrowersji w ostatnim czasie, jeśli chodzi o te zagrania ręką w polu karnym, że naprawdę warto by było to mocno przemyśleć. 

Gol w doliczonym czasie smakuje wyjątkowo. ŁKS wygrał, jest liderem, a teraz czeka łodzian starcie z wiceliderem Ruchem. Ach, co to będzie za mecz!

W piłce wiara w sukces czyni cuda. Zawsze trzeba walczyć do końca, bo jeśli, pomożesz szczęściu, to ono się do ciebie w końcu uśmiechnie. Na dodatek zawsze trzeba grać ze świadomością, że decydujące bramki padają w doliczonym czasie gry. Tak też stało się w spotkaniu ŁKS ze Stalę Rzeszów.

W 91 min Kamil Dankowski wykonywał rzut rożny. Piłkę przedłużył Piotr Janczukowicz, trafiła ona do Władysława Ochronczuka, który z bliska posłał ją ją do siatki. Trudno się dziwić, że na trybunach zapanowała euforia ponad 9 tysięcy fanów

Łodzianie z 47 punktami na koncie otwierają tabelę I ligi. Drugi jest Ruch Chorzów, który ma dwa punkty mniej. W niedzielę (19 marca) w Gliwicach „Niebiescy”, jak kibice nazywają często Ruch podejmują ełkaesiaków.

Władysław Ochronczuk: – Nie wiem, czy mi uwierzycie, ale przed tym rożnym pomyślałem sobie, że muszę wierzyć do końca w to, że muszę znaleźć się w polu karnym i jestem w stanie zdobyć bramkę. Nie zdobyłem w trakcie mojej kariery wielu goli, ale kilka tak i ten był jednym z najważniejszych. Sprawił mi wiele radości. Nie będę ukrywał, z radości straciłem głos. Zawsze mnie to cieszy kiedy wygrywamy i śpiewamy w szatni. Trenujemy takie rzuty rożne i dzisiaj udało się strzelić z tego gola.

Daniel Myśliwiec (trener Stali): Czujemy ogromny niedosyt, bo grając na stadionie tak dobrej drużyny, stworzyliśmy wraz z zespołem lidera dobre widowiskom, a jednak wracamy do domu bez żadnej zdobyczy punktowej. Wynik uważam za bardzo niesprawiedliwy.

Kazimierz Moskal (trener ŁKS-): Wcisnęliśmy dziś zwycięską bramkę w ostatnich sekundach i to chyba też dla nas ważna rzecz. Wcześniej w takich okolicznościach wygrywali Ruch czy Wisła, dziś nam się udało. Chcieliśmy wrócić do naszej gry i chociaż zawodnicy dziś bardzo się napracowali, nadal brakowało mi trochę płynności. Oczywiście najważniejsze są trzy punkty.

ŁKS Łódź – Stal Rzeszów 1:0 (0:0)
1:0 – Władysław Ochronczuk (90+1)

ŁKS: Aleksander Bobek – Kamil Dankowski, Maciej Dąbrowski, Adam Marciniak, Milan Spremo – Pirulo, Michał Mokrzycki (88, Piotr Janczukowicz), Mateusz Kowalczyk, Michał Trąbka (72, Władysław Ochronczuk), Bartosz Szeliga (62, Maciej Śliwa) – Nelson Balongo (62, Stipe Jurić).

Zdjęcia lkslodz.pl

ŁKS może wygrać ze Stalą, ale pomocnicy muszą się obudzić, a napastnik – skutecznie zaistnieć na boisku!

W niedzielę o godz. 12.40 ŁKS podejmie Stal Rzeszów (transmisja w Polsat Sport). Ostatnia ligowa kolejka: porażka 0:1 łodzian z Puszczą w Niepołomicach, zwycięstwo Stali w Rzeszowie z Chojniczanką 3:1, imponując skutecznością. Z czterech celnych strzałów, trzy przyniosły gole. ŁKS jest pierwszy 44 punkty, 7 z 13 wygranych meczów na własnym boisku, Stal jest ósma 32 punkty z 9 zwycięstw 2 odniesione na na obcym boisku W Rzeszowie ŁKS przegrał po samobójczym golu Bartosza Szeligi.

Taki jest bilans, a przecież statystyki nie grają. Liczy się to co tu i teraz czyli wielka gra na boisku przy al. Unii o bezcenne trzy ligowe punkty, które pozwolą łodzianom z góry patrzeć na pozostałych rywali.

ŁKS ma dwa wielkie cele – jeden sportowy, drugi organizacyjny. Sukcesem będą: awans do ekstraklasy oraz zainwestowanie milionów złotych w klub przez rodzinę Platków (komunikat w tej sprawie podobno w ciągu najbliższych kilkunastu dni!). Powiedzmy od razu. Cele są do osiągnięcia, ale tego sportowego nie uda się zrealizować, jeśli ŁKS będzie grał tak jak z Puszczą w Niepołomicach – wolno, schematycznie, nieskutecznie, przy paraliżu drugiej linii i napastniku, który był człowiekiem… niewidzialnym.

Stal ma indywidualności. 33-letni Serb Andreja Prokić ma za sobą ekstraklasową przeszłość. Dla rzeszowian strzelił siedem bramek, o dwa więcej od Damiana Michalika. Postawa obu piłkarzy była kluczowa dla sukcesu w starciu z Chojniczanką. W kadrze zespołu jest Patryk Małecki, który ma dość charakteru, ale i talentu, żeby pociągnąć pozostałych do dobrej, skutecznej gry.

W niedzielnym pojedynku wiele będzie zależeć od graczy ŁKS, którzy znaleźli się w jedenastce lutego tygodnika Piłka Nożna czyli Kamila Dankowskiego, Pirulo i Michała Mokrzyckiego, ale w trójkę meczu nie wygrają. Pogubił się Michał Trąbka (czy już jest myślami w Mielcu?), którego gra ligową wiosną nie jest twórcza i nie daje ofensywnych impulsów zespołowi. Jaki jest przepis na napastnika? Bardzo prosty, postawić na piłkarza, który będzie strzelał bramki. Wydaje się, że najbliższy spełnienia tych oczekiwań może być Stipe Jurić.

Pocieszająca jest konstatacja weszlo.pl, że od 2004 roku, tylko raz zespół z 44 punktami bądź ich większą liczbą po 22. kolejkach nie awansował do ekstraklasy. Trzymamy kciuki za ŁKS!

Fot. lkslodz.pl
« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑