Rezerwowy Pafka

Tag: piłka nożna (Page 38 of 39)

Za miesiąc premiera, a Widzew już pokazuje swoją moc!

Ale otwarcie. Każdy może go pozazdrościć! Do ligowych rozgrywek jeszcze dużo czasu, a Widzew już dwa razy zdołał zaskoczyć ekstraklasę, ba , całą futbolową Polskę.

Na kibicach Widzewa można polegać. W ciągu kupili aż 4073 karnetów. Do tej pory to było 3320 sztuki. By osiągnąć ten pułap, potrzebowali niespełna 20 godzin. Ostatecznie w 24 godziny kupili ich 4073 sztuki.
„19 godzin i 32 minuty – tyle potrzebowaliśmy, aby pobić dobowy rekord sprzedanych karnetów. Hej, Ekstraklaso, mamy nadzieję, że jesteś na nas gotowa” – napisał na twitterze Mateusz Dróżdż, prezes Widzewa.

A chwilę potem drużyna, dodajmy od razu: jeszcze nie skompletowana, w pierwszym spotkaniu sparingowym i to wyjątkowym, pokonała drużynę mistrza Polski – Lecha Poznań 2:1. No, niech nikt nie mówi, że to tylko mecz kontrolny, bo wynik poszedł w świat i dał sporo do myślenia środowisku. Gdy łodzianie w tak przebojowy sposób będą parli do przodu, to kto wie, jak szybko osiągną stawiane przed sobą ambitne cele.

Opinie łodzian po meczu musiały i były niezwykle pozytywne i optymistyczne

Juljan Shehu: Zaprezentowaliśmy się naprawdę dobrze. Mam bardzo dobry początek w szatni Widzewa – zostałem ciepło przyjęty wśród moich nowych kolegów. Za mną również pierwsze zwiedzanie Łodzi, po której oprowadzili mnie Fabio i Mattia.

Mateusz Żyro: Zawsze trzeba grać o zwycięstwo, bez względu na stawkę spotkania, bo to pozwala wyrobić sobie nawyk wygrywania i odpowiednią mentalność. Czy to mecz o punkty, sparing, czy gierka treningowa – trzeba walczyć o pełną pulę. Cieszy więc to, że dziś wygraliśmy, tym bardziej, że nasz zespół wyglądał dziś jak bardzo poukładana drużyna, która gra ze sobą o wiele dłużej niż jeden sezon.

Janusz Niedźwiedź: Na boisku widać było kilka fajnych zachowań. Wynik tego spotkania należy uznać za korzystny, jednak przy lepszej skuteczności mogliśmy dziś trafić do siatki rywali jeszcze kilka razy. Wchodząc na stadion Lecha mogliśmy poczuć choćby namiastkę wielkiej piłki – przed nami jeszcze miesiąc pracy i pierwsze, wyczekiwane spotkanie z Pogonią Szczecin.

Derbów nie będzie, ale rywalizacja łódzkich futbolowych klubów cały czas trwa

Niestety, w tym sezonie piłkarskich derbów Łodzi nie będzie. Wielka szkoda, bo to emocje na całą Polskę i wartościowy, kolorowy wkład Łodzi w bezbarwny przez gros sezonu polski futbol.

Nie ma derbów na boisku, są na razie w przestrzeni medialnej. Tu trwa zacięta walka. Prezentacja nowego trenera ŁKS w stylu Ojca chrzestnego, choć wszyscy domyślali się, że to Kazimierz Moskal, była imponująca. Bardziej przyciągała uwagę niż personalne szarady Widzewa.

Letnie transfery łódzkich klubów nie powalają na razie na kolana, ale najbardziej, przynajmniej dla mnie, rozpoznawalnym piłkarzem z grona nowych jest widzewiak Mateusz Żyro, który wbił gola Legii w Warszawie, a Stal Mielec wygrała mecz 3:1.

Oba kluby oddałyby królestwo za bramkostrzelnego napastnika. Widzew mógł o kilka długości wyprzedzić lokalnego rywala, gdyby udało mu się zatrudnić Bartosza Śpiączkę, który w 30 meczach w minionym sezonie strzelił 12 goli dla Górnika Łęczna. Na dodatek gros tych bramkowych sytuacji wypracował sobie sam. Niestety, wygląda na to, że napastnik zostanie graczem Korony Kielce.

Ciekaw jestem i to bardzo pojedynku na karnety kibiców obu łódzkich klubów. Widzewscy fani mają wypracowany system zakupów, sprawny i skuteczny. Można być pewnym, że stadion wypełni się do ostatniego miejsca. Ilu ełkaesiaków da się skusić na nowe, niższe ceny karnetów i biletów, trudno powiedzieć.

Będzie sensacyjny pojedynek łódzkich kibiców? Gdzie więcej fanów – w Sercu Łodzi czy na stadionie im Władysława Króla?

Widzew podał ceny karnetów na nowym ekstraklasowy sezon. Kibice nie są wstrząśnięci, jest drożej, ale ceny nie wzrosły w tak kosmiczny sposób, jak na najbliższym ryneczku czy sklepie mięsnym. – Ceny są ok. Zarząd nie zgłupiał, a jak będą chcieli za rok trochę ceny podnieść to też będzie do przeżycia – napisał jeden z fanów. Można przypuszczać, że znów wszystkie karnety zostaną sprzedane, a miejsca w Sercu Łodzi zajęte.

Przypomnijmy. Podczas meczu o awans do ekstraklasy z Podbeskidziem na trybunach stadionu przy al. Piłsudskiego 138 pojawiły się 18 004 osoby, ustanawiając tym samym nowy rekord frekwencji na obiekcie. Wcześniej – 17 987 kibiców pojawiło się na spotkaniu z Legią II Warszawa. Czy teraz rekord zostanie pobity w połowie sierpnia, kiedy w meczu ekstraklasy Widzew podejmie pierwszą drużynę Legii?

O ile pełne trybuny przy al. Piłsudskiego to pewnik, to liczba kibiców ŁKS na nowiutkim obiekcie przy al. Unii jest zagadką. Przypomnimy wiosenne dane: premierowy mecz na nowym obiekcie z Chrobrym obejrzało 17 052 widzów, derby – 15 998, a spotkanie z Odrą odbyło się bez udziału publiczności.

Pojemność stadionu im Władysława Króla to 18 029 widzów. Jeżeli drużynie ŁKS będzie szło w ligowych rozgrywkach, drużyna będzie w czubie tabeli, to stadion może się wypełnić pod koniec października podczas meczu z Arką Gdynia. ŁKS musi najpierw jednak odzyskać zaufanie fanów, czego najlepszym sposobem byłaby seria I-ligowych zwycięstw, zaczynając już od premierowego starcia przy al. Unii z GKS Katowice.

Na razie działacze ŁKS zrobili marketingowo ruch znakomity. W dzisiejszych czasach trzeba mieć sporo odwagi, żeby zejść z ceny. Tymczasem oni obniżyli ceny biletów na ligowe mecze. Ich cena nie bije po oczach. Są dostępne dla przeciętnego fana. Pierwszy ważny ruch w dobrym kierunku, a będziemy mieli pojedynek kibiców łódzkich klubów, na którym stadionie i kiedy pojawiło się więcej fanów.

Mecz na Stadionie Narodowym czyli kibicowska droga przez mękę

Po marnym meczu Polska przegrał w futbolowej Lidze Narodów z Belgią. Na spotkanie na Stadion Narodowy wybrał się mój przyjaciel Sławek. Garść jego refleksji nie jest niestety optymistyczna.

Dobrze, że Sławek wybrał się do stolicy ze sporym czasowym zapasem, bo pokonanie ostatnich 700 metrów na parking z jednym jedynym wjazdem zajęło mu ponad godzinę. Uff, w końcu zaparkował i poszedł na stadion.

Byli kibice z Belgii, ale w służbach pomocniczych próżno było znaleźć ludzi mówiących po angielsku, którzy pomogliby gościom w bezpiecznym i szybkim dostaniu się na obiekt. Nikt też nie sprawdzał dokładnie tożsamości wchodzących na stadion fanów. Można było wejść na bilet wystawiony powiedzmy na ciocię Zosię, którą futbol obchodzi tyle, co nic.

Z dopingiem było różnie, za to z piwem… Niektórzy przesadzili w ilości wypitego trunku. Nic dziwnego, że mieli kłopoty z oglądaniem i z komunikacją. Oglądać zresztą nie było za bardzo co, bo nasi nie dostarczyli kibicom satysfakcji. Pokazali czarno na białym, że bardzo, oj bardzo dużo, dzieli ich od czołowych drużyn Starego Kontynentu. Ba, pamiętając czasy Adama Nawałki można powiedzieć, że ta odległość niebezpiecznie się powiększa.

A po meczu… Wyjazd z parkingu, za który przecież trzeba było zapłacić, to kolejna droga przez mękę i kolejne minuty, dziesiątki minut straconych w oczekiwaniu na to, żeby wreszcie wydostać się na zewnątrz i ruszyć w drogę do Łodzi.

Przykro było patrzeć. Belgia to polska, piłkarska zmora

polska belgia

Słabo, słabiutko, słabiusieńko. Piłkarska Belgia to jakaś polska zmora. Taka rada: nie grajmy z nimi przez powiedzmy najbliższe 10 lat, bo oni nas po prostu strasznie sportowo ośmieszają.

Debiutant Wieteska zachował się niczym nieopierzony junior. Przy dośrodkowaniu krył powietrze, nic zatem dziwnego że rywale bez problemu strzelili nam gola. Po takim błędzie wściekłości nie krył… Glik.

Belgowie momentami nas deklasowali. Nic dziwnego, że pierwszą składną akcję przeprowadziliśmy dopiero po pół godzinie gry. Szkoda, że nawet w światło bramki nie trafił Szymański. Podobnie, jak pod koniec pierwszej połowy, niewidoczny do tej pory Zalewski. Niestety, pan piłkarz światowa gwiazda Lewandowski dostosował się do reszty naszego teamu i grał słabiutko, dając się łatwo wyprzedzać i tracąc momentami piłkę niczym futbolowy debiutant. W naszym zespole nieźle (do przerwy) grał Cash, który był najskuteczniejszym obrońcą i najgroźniej atakującym polskim zawodnikiem.

W drugiej połowie okazje mieli: Lewandowski (z rzutu wolnego), Glik (główkował obok słupka), Świderski (najpierw minimalnie przestrzelił, a potem w 89 minucie trafił w słupek!).

To jednak nie mogło zaciemnić obrazu. Rywale byli o klasę lepsi od naszych piłkarzy – szybsi, lepsi technicznie, bardziej mobilni, bardziej kreatywni. Goli dla nich mogło być więcej, ale dobrze bronił Szczęsny.

Bilans dwóch ostatnich meczów z Belgami. Sześć straconych punktów, siedem straconych bramek, jedna strzelona. I co tu więcej dodać.

Przed meczem nagrody otrzymali ci, którzy zdobywali brązowy medal mistrzostw świata w 1982 roku, w tym reprezentujący wtedy barwy łódzkich klubów: Zbigniew Boniek, Marek Dziuba, Paweł Janas, Józef Młynarczyk, Roman Wójcicki. Tych piłkarzy dostrzegliśmy na trybunach. Nagrodę w imieniu zmarłego Włodzimierza Smolarka odebrał jego syn Euzebiusz.

Dobra wiadomość jest taka, że ma powstać film o Kamilu Grosickim. Zainteresowana jest poważna wytwórnia. Na razie nie wiadomo czy będzie to obraz dokumentalny czy fabularny.

Polska – Belgia 0:1 (0:1)

0:1 – Batshuayi (16)

Polska:Szczęsny – Cash, Wieteska (84, Grosicki), Glik, Kiwior – S. Szymański (70, Klich), Żurkowski, Linetty (84, Góralski), Zalewski (57, Świderski) – Lewandowski, Zieliński (57, Frankowski).

ŁKS – tak właśnie było: Czy się stoi czy się leży dobra kaska się należy

Jeszcze raz o byłym już dyrektorze sportowym ŁKS, Krzysztofie Przytule, choć na tak częste wspominanie nie zasługuje nawet ku przestrodze.

Zbudował drużynę, która musiała się zawalić, bo składała się z ważnych ludzi, którzy nie walczyli dla ŁKS, wygrania derbów, ligowego awansu tylko dla kasy. Gdy tylko pojawiły się kłopoty z przelewami, choć nie było i nie ma mowy o tonącym Titanicu, z łódzkiego pokładu uciekli jak niepyszni, najpierw Mikkael Rygaard, a po nim Ricardinho i Antonio Dominguez. Kasa misiu kasa, czy się stoi czy się leży dobra forsa się należy – widać takie przyświecały im idee. Smutne, ale prawdziwe.

Teraz, gdy miał zmienić klub na lepszy i się sportowo rozwijać, zamienił ŁKS na… IV ligową Wieczystą Kraków Adrian Klimczak. To tam dają się łapać na lep wielkiej kasy kolejni futboliści.

Mam taką dobrą radę dla prezesa ŁKS Tomasza Salskiego, który swego czasu powiedział mi, że nie przekonał się do rugby, żeby jeszcze raz wybrał się na mecz Master Pharm Rugby Łódź, w sobotę o godz. 17 na Łodziankę. Zobaczy wtedy na własne oczy, że to jest możliwe, że bez względu na okoliczności walczy się, zostawia zdrowie i serce na boisku, dla Łodzi, klubu, drużyny, kolegów z zespołu i dla własnej satysfakcji, choć o wielkich pieniądzach nie ma mowy (ich w rugby po prostu nie ma). To jest możliwe, trzeba jednak zbudować drużynę z ludzi, którzy są prawdziwymi sportowcami do szpiku kości, za co zbierają rzęsiste brawa od wiernych kibiców bez względu na wynik meczu.

Belgia – Polska 6:1. Włodzimierz Lubański: To kompromitacja i katastrofa

Garść opinii po polskiej klęsce, porażce piłkarzy z Belgią 1:6.

Zbigniew Boniek: Zagraliśmy lepiej niż z Walią.

Cezary Kulesza: Jestem wściekły, ale lodowaty prysznic czasem jest potrzebny. Dziś musimy trochę pocierpieć, a jutro podnieść głowy i walczyć dalej. Nie poddajemy się

Grzegorz Lato: Mogło być gorzej. Nie ma sensu nawet szukać pozytywów. Za dużo było błędów w defensywie 

Tomasz Hajto: Musimy zacząć biegać przez 90 minut. Wolne, wesela, wyjazdy – trochę za dużo tego jest. Słuchanie jaka fantastyczna jest ta atmosfera? Ja nie chcę fajnej atmosfery, chcę wyników

Andrzej Niedzielan: Piłkarski gwałt

Paweł Golański: Nie mieliśmy liderów, ludzi, którzy by to skrzyknęli i poukładali

Włodzimierz Lubański: To kompromitacja i katastrofa

Jan Tomaszewski: Kompromitacja największa od 60 lat. Drągowski popełnił błędy przy czwartej, piątej i szóstej bramce. Nie rozumiem, jak w każdym meczu można wstawiać innego bramkarza

Piotr Czachowski: Pomimo tego, że Belgowie są dobrą drużyną, to jednak wydaje mi się, że nie weszli jeszcze na taki pułap umiejętności, żeby pokazywać ich pełnię. My tutaj podaliśmy im rękę, zostawiając wolne przestrzenie. Jeżeli wiedzieli po otrzymaniu piłki co zrobić z futbolówkę, to robili to, co chcieli i robili naszym obrońców w murawę

Czesław Michniewicz: To na pewno bardzo bolesny wynik. Mecz uświadomił nam, jaki jest kierunek, którym powinniśmy podążać, co powinniśmy robić w naszej grze jako drużyna i indywidualnie, na co trzeba zwracać uwagę. Było widoczne, że ta szybkość operowania piłką, szybkość podejmowania decyzji, jakość podań i ruchliwość, przede wszystkim granie pod presją – to wszystko było atutem Belgii. Po pierwszej połowie jeszcze nadążaliśmy za tym wszystkim, ale w drugiej połowie, po drugiej bramce wszystko się posypało.

Robert Lewandowski: To lekcja dla nas, aby ćwiczyć przede wszystkim taktykę w obronie, czy w wyprowadzaniu piłki, bo Belgowie mimo, że nie byli agresywni dostawali piłkę i doprowadzali do sytuacji 

Piotr Zieliński: Uważam, że były momenty, w których można było dłużej utrzymać się przy piłce. Za szybko próbowaliśmy kopnąć ją do przodu i stąd później Belgowie mieli dużo miejsca, łatwość w rozgrywaniu akcji. Myślę, że tu jest dużo do poprawy.

Polski zdezelowany autobus wysłany na złom przez Belgów. Kompromitacja biało – czerwonych

Co zaproponowaliśmy w meczu z Belgami? Ustawiliśmy autobus czyli dziesięciu piłkarzy przed własnym polem karnym, raczej taki z dawnych czasów, bez znamion nowoczesności, i mieliśmy nadzieję, że któraś w miarę składna kontra, po beznadziejnych wybijaniach byle jak do przodu piłek, przyniesie sukces. I przyniosła, ale to był sukces na chwilę, a nie na cały mecz. Na dodatek w ważnym momencie zawiódł kapitan polskiej drużyny, jak dziecko dał się ograć stoper z Premier League. A potem było jeszcze gorzej i jeszcze gorzej… No, po prostu czarna rozpacz!

Posiadaliśmy piłkę rzadko, za rzadko, żeby coś pozytywnego skonstruować, ale w końcu… Pierwszą składną akcję przeprowadziliśmy w 23 minucie. Następna, pięć minut później: Zieliński – Szymański (co za prostopadłe podanie!) – Lewandowski przyniosła otwarcie wyniku. Belgowie byli szybsi, bardziej kreatywni, no po prostu lepsi. Sprawiedliwie doprowadzili do wyrównania.

W drugiej połowie rywale, gdy już przyspieszyli, mieli bramkowe sytuacje, jedna za drugą. Znakomicie bronił Drągowski. To dla niego przepustka na mundial? Przez moment wydawało się, że nam się uda i zakończymy ten mecz honorowo. Niestety, to były naiwne złudzenia.

Juniorska strata piłki przez Lewandowskiego sprawiła, że straciliśmy drugiego gola. Takie błędy markowe drużyny wykorzystują bezlitośnie. Kolejna łatwa strata w środku pola przyniosła kolejnego gola. Tym razem rywal położył na pupie asa (he, he, he) z Premier League, stopera Bednarka.

Potem było dobijanie przez Belgów rywala leżącego już na deskach. Aż przykro było patrzeć. Marzyliśmy tylko o tym, żeby sędzia skończył ten mecz przed 90 minutą. Tak się niestety nie stało. To strasznie, wręcz bolesne, że spotkanie zakończyło się polską futbolową klęską.

Tym razem polscy rezerwowi nic nie dali. Wręcz przeciwnie, po ich pojawieniu się na boisku, nasza gra stała się katastrofą. Jak to ma tak wyglądać, to na mundialu będziemy łatwym dostarczycielem punktów. To porażające, że jedynym polskim piłkarzem, który zasłużył na cieplejsze słowa był bramkarz Drągowski, który wpuścił… sześć goli!

Możemy się pocieszać… statystyką. W meczu z Belgią nasi ustanowili swój rekord. To 20. kolejny mecz ze strzelonym golem. Przez dekady rekordową serią była ta z lat 1980-81 i trwała przez 19 spotkań.

Liga Narodów

Belgia – Polska 6:1 (1:1)

0:1 – Lewandowski (28), 1:1 – Witsel (42), 2:1 – De Bruyne (59), 3:1 – Trossard  (73), 4:1 – Trossard  (80), 5:1 – Dendoncker (84), 6:1 – Openda  (90+3)

Polska: Drągowski – Gumny, Glik, Bednarek, Puchacz (46. Bereszyński) – Żurkowski, Krychowiak (46. D. Szymański) – Kamiński (81. Zalewski), Zieliński, S. Szymański (66. Cash) – Lewandowski (69. Buksa).

Przed Polakami w Lidze Narodów w sobotę o godz. 20.45 wyjazdowy mecz z Holendrami, a we wtorek 14 czerwca też o godz. 20.45 rewanżowy mecz z Belgami na PGE Narodowym. Klęska będzie goniła klęskę?

Łódzkie futbolowe kluby: Widzew i ŁKS – więcej pijaru niż konkretów

Ekstraklasowy Widzew zaczyna przygotowania do sezonu w czwartek, pierwszoligowy ŁKS w poniedziałek. Na razie w pozytywnych działaniach obu klubów więcej… pijaru niż sportowych konkretów.

Widzew ma nowych dyrektorów do spraw sportu (awanse, awanse), świętuje powrót do nazwy Robotnicze Towarzystwo Sportowe. ŁKS uratował licencję i zatrudnił ludzi od lepszej… komunikacji.

Widzew zwolnił siedmiu piłkarzy. Na dziś nie ma defensywy, nie ma budzącego zaufanie napastnika. Na dodatek nie wiadomo, co dalej z Dominikiem Kunem i Juliuszem Letniowskim. Rozmowy z Lechem utknąć mogą w martwym punkcie, bo poznaniacy mają teraz na głowie znacznie większy problem czyli szukanie na gwałt nowego trenera.

Nowy dyrektor sportowy zapowiada, bo co innego ma mówić, że będą wzmocnienia (podkreślmy to słowo w kontekście zatrudnienia choćby Martina Kreuzrieglera), a pierwszy nowy zawodnik, który podniesie jakość pojawi się na pierwszym czwartkowym treningu. Uważa przy tym, że piłkarze z III ligi hiszpańskiej podnoszą poziom grania polskich zespołów. To prawda, jeśli chodzi o jednostki, bo w większości to futboliści do ekstraklasy… futsalu. Pozytywem jest to, że do treningów na razie z drugą drużyną wrócił po kontuzji utalentowany człowiek z najbujniejszą czupryną w polskiej piłce – Adam Dębiński.

W ŁKS mają być nowi ludzie na pozycje 6, 8 i 10 czyli goście, którzy stworzą nową, lepszą drugą linię drużyny.

Co z nowym trenerem? – Planujemy w sobotę nagrać film promocyjny z jego udziałem, a w niedzielę z pompą go wypuścić – deklaruje Jakub Olkiewicz, zatrudniony w klubie z al. Unii nowy doradca zarządu ds. marketingu. Nic dodać nic ująć.

W Łodzi będzie można zobaczyć następcę Roberta Lewandowskiego!

zdjęcie umł

We wtorek wielkie piłkarskie emocje w Łodzi. O godz. 18 na stadionie im Władysława Króla przy al. Unii w obecności przynajmniej 10 tysięcy widzów wyjątkowy mecz. Do takich zawsze zalicza się sportowe pojedynki Polaków z Niemcami. Teraz do ekscytująco zapowiadającego się starcia dojdzie w Łodzi i będzie to spotkanie o wyjątkową stawkę dla reprezentacji Polski U 21. Po pokonaniu San Marino nasza drużyna ma szansę wywalczyć awans do finałów mistrzostw Europy. Jest jeden warunek. Musi mecz z Niemcami wygrać. Pewni awansu rywale będą grać o pietruszkę.

W listopadzie ubiegłego roku w jednym z najlepszych futbolowych polskich spotkań ostatnich miesięcy, jak nie lat, nasi młodzieżowcy pokonali Niemców na wyjeździe 4:0. Po kwadransie koncertowo grający nasi młodzieżowcy prowadzili 3:0, a dwa otwierające wynik gole strzelił… Adrian Benedyczak.

I już choćby, żeby zobaczyć w akcji tego napastnika, warto się wybrać na nowoczesny na stadion przy al. Unii. To, moim zdaniem, piłkarz, który ma wszelkie sportowe papiery, żeby zostać następcą… Roberta Lewandowskiego.

Przez rok występów w Serie B w Parmie Benedyczak zagrał łącznie w 32 meczach. W tym czasie strzelił sześć goli oraz zanotował jedną asystę. Obecny kontrakt Benedyczaka wyceniany jest na kwotę dwóch milionów. Aktualny kontrakt wygasa w czerwcu 2025 roku, ale… nasz młody zdolny piłkarz znalazł się na celowniku występującej w Serie A Bologni, gdzie bramkarzem jest Łukasz Skorupski.

Jakim Adrian jest napastnikiem? — Dobrze gram głową, umiem też nieźle grać tyłem do bramki i myślę, że potrafię groźnie uderzyć. Pracuję nad poprawą swoich aspektów fizycznych i poprawieniem dynamiki — mówił w rozmowie z włoskimi mediami. Z każdym spotkaniem młodzieżówki wydaje się być lepszym piłkarzem. Warto mu się uważnie przyglądać, przede wszystkim trzymający kciuki za biało – czerwonych.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑