W czasach sportowej świetności Łodzi, a były takie naprawdę, choć kopę lat już minęło od tych wspaniałych chwil, byliśmy znani w Polsce także z tego, że jesteśmy miastem… bramkarzy. Prawda bowiem była taka, że zaczynając od piłki nożnej, a na… hokeju na trawie kończąc (kto pamięta, że w Łodzi była kiedyś taka dyscyplina!) nasi golkiperzy bronili z wielkim powodzeniem barw Polski, stając się w wielu meczach podporą reprezentacji i wzbudzając podziw świata. Ech, to były piękne czasy, które na razie na pewno nie wrócą ale…
Podsumowując nieudaną rundę jesienną ekstraklasy łódzkich drużyn, trzeba powiedzieć, że tak ŁKS, jak Widzew swoich najlepszych zawodników mieli w bramkarzach.
Aleksander Bobek Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź
19-letni golkiper ŁKS – Aleksander Bobek nie raz i nie dwa stawał przed wielkimi sportowymi wyzwaniami, bronił odważnie i skutecznie, także rzuty karne. Wystąpił w 16 spotkaniach, spędził 1440 minut na boisku. Niestety, szczególnie z powodu fatalnej postawy jego kolegów w defensywie, tylko raz kończył spotkanie z czystym kontem. Był to zwycięski mecz z Pogonią Szczecin (1:0). Został doceniony. Znalazł się w gronie 270 piłkarzy do 20. roku życia z całego świata, których warto obserwować
Henrich Ravas Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl
W Widzewie postacią numer 1 był 26-letni bramkarz Słowak Henrich Ravas. Zagrał jesienią w 18 ekstraklasowych spotkaniach. To 1620 minut na boisku. W trzech meczach zachował czyste konto. Co by było, gdyby go nie było? Widzew w strefie spadkowej?!
Łódzka, ligowa wiosna? Straszna prawda jest taka, że skoro potencjał transferowy bramkarzy, jak na warunki ŁKS i Widzewa, jest ogromny, idący w miliony złotych, już zimą obaj mogą opuścić łódzkie kluby. A co się wtedy stanie z naszymi drużynami? Ligowa otchłań zajrzy im w oczy!
Jest mi smutno na koniec sportowego roku. Na naszych oczach, no może nie umiera, ale powoli marnieje i obojętnieje zimowy sport Polaków czyli skoki narciarskie. Faktem jest, że nigdy nie byłem wielkim fanem tej dyscypliny, ale nie chciałbym żeby powtórzyła się zimowa historia z biegami narciarskimi. Cała Polska żyła znakomitymi występami Justyny Kowalczyk. Gdy mistrzyni skończyła karierę czar prysł. Nie było godnych następczyń, nie było sukcesów, zainteresowanie malało, malało aż skarlało zupełnie.
Czy ze skokami będzie podobnie? Na to pytanie powinni sobie szczerze odpowiedzieć pan poseł Apoloniusz Tajner i pan prezes Adam Małysz. Naszym asom, którzy w nowym sezonie są w słabej formie, a którym lat przybywa, a nie przybywa ich zdolnych następców, sportowy czas powoli się kończy. Co będzie dalej? Wielka sportowa wyrwa, którą zastąpią transmisje zza Oceanu meczów futbolu amerykańskiego?
Rodzi się kolejne pytanie. Co się stanie ze sportowym latem w naszym kraju? Coraz mocniej zawęża się krąg zainteresowanych w świecie żużlem. W Polsce to dyscyplina na wyżynach popularności i wykładanej kasy. Tymczasem w Wielkiej Brytanii, europejskiej kolebce tego sportu, jak podają Sportowe Fakty, żużlowcy boją się, że… zabraknie dla nich pracy! Stoke Potters to kolejny klub żużlowy w Wielkiej Brytanii, który kończy działalność. Tor przy Loomer Road to już 84. obiekt, który zostanie zamknięty w tym kraju w ostatnim 70-leciu. Brytyjskie kluby nie mogą liczyć na wsparcie ze strony miasta, na trybunach pojawiają się nie tysiące, a setki osób.
Stadiony czasem są prywatną własnością, a ich infrastruktura pozostawia sporo do życzenia. W ciągu tygodnia odbywa się na nich nawet kilka spotkań, niektóre obiekty służą też za miejsce organizacji wyścigów… psów.
Finałowy mecz . Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl
Biuro prasowe PZRugby podsumowało mijający rok. Ja odniosę się najpierw do naszego podwórka. Było pięknie, jak w bajce czyli mistrzostwo Polski drużyny Budo 2011 Aleksandrów Łódzki. A jak jest?…
Wracając do podsumowania: W starciu o złoto spotkali się dwaj wielcy faworyci, Ogniwo Sopot i Budo 2011 Aleksandrów Łódzki. Triumfowali ci drudzy, którzy zamienili Łódź na nowe miejsce i od razu zaczęli od mistrzostwa! Niestety jesienią ogromny spadek formy sprawił, że obrońcy tytułu wygrali tylko dwa mecze i spadli na przedostatnie miejsce w tabeli.
W ekipie z Trójmiasta po finale doszło do sporych przetasowań, bo po latach z klubem rozstał się trener Karol Czyż, a zastąpił go szykowany do tej roli od jakiegoś czasu Tom Fidler, który w trwającym sezonie występował jako grający trener, wspomagany zresztą przez grającego asystenta Wojciecha Piotrowicza.
Do ligi wrócili też Budowlani Łódź, którzy budują zespół z myślą o przyszłości w oparciu o wychowanków i pojedyncze wzmocnienia z zagranicy.
Rewelacją rundy jesiennej była odmieniona Juvenia Kraków, która pod wodzą Konrada Jarosza prezentowała ofensywną, atrakcyjną grę i z kompletem zwycięstw przewodzi w tabeli, zmierzając po historyczny sukces, jakim byłaby gra w finale.
W grudniu doszło także do wyboru nowego prezesa Polskiego Związku Rugby, którym został Jarosław Prasał. Na niego, a także nowy zarząd, czeka sporo pracy, bo kolejny rok zapowiada się jeszcze intensywniej. Oprócz turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk, który odbędzie się w Monako, nasz kraj zorganizuje jeden z challengerów do World Series. I tym razem kibice mają ogromną nadzieję, że występ u siebie pomoże Polkom spełnić marzenie i awansować do tego prestiżowego cyklu, a potem pójść krok dalej i zakwalifikować się na igrzyska w Paryżu.
Jeśli chodzi o reprezentacje w mijającym roku prym wiodły podopieczne Janusza Urbanowicza, ale i kadra Chrisa Hitta miała kilka ważnych dla rozwoju dyscypliny momentów.
Małgorzata Kołdej Fot.PZRugby
Już od kilku lat okrętem flagowym polskiego rugby jest właśnie siódemkowa kadra prowadzona przez Janusza Urbanowicza. Związany z Gdańskiem szkoleniowiec po raz kolejny wraz ze swoimi zawodniczkami zapisał się złotymi zgłoskami w historii jajowatej piłki w naszym kraju. I nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Dla „Biało-Czerwonych” był to szalony czas, ze względu na intensywność i rangę turniejów, w których rywalizowały. Początkowo towarzyszył im pech, bo kilka czołowych zawodniczek miało problemy z kontuzjami. Zespół musiał radzić sobie m.in. bez kapitan Karoliny Jaszczyszyn. Na dodatek ponownie nie udało się awansować do prestiżowego cyklu World Series ani obronić tytułu mistrzyń Europy.
W najważniejszym momencie sezonu Polki pokazały jednak pazur i sięgnęły po historyczny medal Igrzysk Europejskich, rozgrywanych w Krakowie. Na stadionie miejskim im. Henryka Reymana podopieczne Janusza Urbanowicza awansowały aż do finału, gdzie musiały uznać wyższość ekipy Wielkiej Brytanii. Mimo tego mogły być z siebie dumne, bo oprócz tego, że zawiesiły srebro na swojej szyi, to jeszcze dostały się do kwalifikacji olimpijskich, które w czerwcu zostaną rozegrane w Monako.
Żadna inna drużyna nie budziła w polskich kibicach takich emocji, jak właśnie kadra kobiet. Tysiące ludzi na finale Igrzysk Europejskich i „Mazurek Dąbrowskiego” odśpiewany po części acapella, to obrazki, których życzylibyśmy sobie jak najwięcej. Na dodatek gąska, maskotka drużyny, stała się jednym z najbardziej pozytywnych symboli całej imprezy.
Również i dla męskiej kadry „XV” 2023 rok był historyczny. Po wywalczonym sezon wcześniej awansie podopieczni Chrisa Hitta po raz pierwszy wystąpili na poziomie Championship. Na koniec wygrali z Belgią, co ustawiło naszą reprezentację w korzystnej sytuacji przed fazą pucharową.
Tam najpierw minimalnie przegraliśmy z Niemcami, a w starciu o VII miejsce pechowo, różnicą jednego punktu, ulegliśmy Belgom i niestety zakończyło się na ostatniej, ósmej pozycji. Na nasze szczęście system rozgrywek jest tak ułożony, że awanse i spadki decydują się w okresie dwuletnim, co wciąż daje nam szanse na pozostanie na poziomie Championship.
Spore zmiany zaszły za to w reprezentacji siódemek. Nowym szkoleniowcem został Chris Davies, który odmłodził zespół i stara się od nowa poukładać polską kadrę. Pierwszy rok pracy był ciężki, bo Polacy na Igrzyskach Europejskich zderzyli się z potęgami i dość boleśnie przekonali się, że długa droga przed nimi.
Czytam, czytam i jestem coraz bardziej przerażony. Co będzie się działo z naszymi drużynami podczas ligowej wiosny?
Na razie ludzie odpowiedzialni za klub i wyniki drużyny, tak w ŁKS, jak i w Widzewie, żyją chyba w jakimś Barbielandzie, nierzeczywistym futbolowym plastikowym raju szczęśliwości, gdzie nadmiar różu rzuca się na oczy i przesłania rzeczywistość.
Opowiadają, że wiosną będzie dobrze, choć tak naprawdę nie mają ku temu żadnych podstaw. Ligowe kadry obu drużyn są słabe, o czym świadczą wyniki i miejsca w tabeli. Gdy czytam o wzmocnienie, to włos jeży mi się na głowie. Czy znowu do Łodzi ma trafić (oby tylko nie hurtowo!) futbolowy zagraniczny szrot? Wieszczenie, że nastąpią wzmocnienia, brzmi jak… językowe nadużycie.
W Łodzi mają się pojawić piłkarze, którzy ostatnio albo nie grali albo bronili barw drużyn, które mają ogromne kłopoty finansowe i organizacyjne, a nasze zapowiedziane orły i sokoły, miały swój udział w spychaniu drużyn w futbolowy dół.
Na czym zatem budować swój optymizm i nadzieję? Na słowach, tylko na słowach. One mają czynić cuda? Nie, raczej szybko, bardzo szybko się dewaluują.
Jak na to nie patrzeć największym ekstraklasowym łódzkim osiągnięciem jesieni, o którym mówiła cała Polska, były wydarzenia podczas meczu ŁKS z Piastem Gliwice 3:3. Po raz pierwszy od 60 (!) lat gospodarzom ligowego meczu udało się ze stanu 0:3 doprowadzić do remisu. To mało, stanowczo za mało heroicznych łódzkich ligowych wyczynów, żeby się cieszyć.
Portal 90minut.pl podsumował to co działo się jesienią w piłkarskiej ekstraklasie. Niestety, co było do przewidzenia, nasi czyli łódzcy piłkarze, nie występują w głównych rolach, ale… pojawiają się w statystykach i wyliczeniach.
W rozgrywkach wystąpiło 459 zawodników w tym 191 obcokrajowców, co stanowi 42%.
W rozgrywkach sędziowało 19 sędziów.
W rozgrywkach pokazano 768 żółtych kartek i 36 czerwonych kartek. Daje to średnią 4,571 żółtej i 0,214 czerwonej kartki na mecz.
W rozgrywkach podyktowano 71 karnych, z których wykorzystano 58, co daje skuteczność 82%.
Spotkania obejrzało 1950090 widzów, co daje średnią 11500 widzów na mecz.
Średni wiek zawodnika: 26 lat, 326 dni. Średni wiek strzelca: 27 lat, 2 dni.
W gronie tych, którzy najczęściej wchodzili na boisko z ławki rezerwowych jest napastnik Widzewa – Imad Rondić, który w ten sposób pojawił się na placu gry 13 razy. Jest też w gronie ligowych dżokerów. Gdy pojawił się na placu dwa razy wpisał się na listę strzelców.
W czołówce tych, którzy zdobyli gole nie wliczając rzutów karnych, jest niechciany w Widzewie (oj, dziś w Łodzi płacz i żal) – pomocnik Jagiellonii Norman Hansen – pięć bramek, który na dodatek trafiał do siatki co 133 minuty. W gronie liderów jest inny widzewiak – Luis Silva, który ujrzał jesienią dwie czerwone kartki.
ŁKS skorzystał jesienią z 28 zawodników, a Widzew z 25. W gronie najmłodszych debiutantów znalazł się obrońca Widzewa – Paweł Kwiatkowski – 16 lat 350 dni, a najmłodszych strzelców ełkaesiak – Jędrzej Zając – 19 lat 187 dni.
Łącznie na 19 meczach Widzewa było średnio – 15000 widzów, łącznie 284984, a na ŁKS: 11700, 210215 (jeden mecz mniej).
Aż sześciu piłkarzy lidera rozgrywek, po dwóch Jagiellonii i Rakowa, a całość uzupełnia Kamil Grosicki z Pogoni – tak wygląda ranking ligowców na poszczególnych pozycjach według Przeglądu Sportowego. Są w nim łodzianie? Są, choć rzadko i nie w głównych rolach. Na dziewiątym miejscu znalazł się wśród bramkarzy Aleksander Bobek. Wśród najlepszych obrońców naszych nie uświadczysz. Na 8 pozycji wśród defensywnych pomocników jest widzewiak – Marek Hanousek, a na 10 gracz ŁKS – Michał Mokrzycki. Szóstym ofensywnym pomocnikiem jest w klasyfikacji – Francisco Alvarez.
Wśród lewych pomocników na 9 pozycji plasuje się lider Widzewa – Bartłomiej Pawłowski. Oczko wyżej jest były gracz łodzian – Michael Ameyaw. Wśród napastników miejsce numer 10 zajmuje piłkarz ŁKS Kay Tejan.
Niestety, jesienny obraz ekstraklasowej piłki to krajobraz po sportowej klęsce. Nasze drużyny stały się niestety dostarczycielem punktów. Jeżeli pojawił się jakiś promyczek optymizmu to pojawienie się na boisku młodych, ciekawych piłkarzy.
Antoni Młynarczyk Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź
W ostatnim meczu jesieni w ŁKS dobry mecz zaliczył 18-letni skrzydłowy Antoni Młynarczyk. Zdolny piłkarz walczył bez kompleksów, starał się mijać bardziej doświadczonych rywali, dogrywać piłkę kolegom. Pokazał wszystko to, z czego był znany broniąc barw drugiej drużyny.
W kolejnym ligowym pojedynku potencjał pokazał o rok starszy Jędrzej Zając. W debiucie zdobył bramkę, w kolejnym spotkaniu zaliczył asystę drugiego stopnia. Nie było kompletnie widać, że pod względem technicznym czy taktycznym jest mniej dojrzały od swoich starszych kolegów, a wręcz przeciwnie.
Jędrzej Zając Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź
W ostatnim w tym roku meczu Widzewa niespodziewanie na środku obrony pojawił się najmłodszy z tego grona, bo 17-letni Paweł Kwiatkowski. Zaimponował, gdy skutecznie zneutralizował dynamiczne ataki Kamila Grosickiego. Pokazał odwagę, bo nie bał się ruszyć do przodu i był włos od zdobycia bramki. To jest wielki łódzki futbolowy kapitał na rok 2024. Oby nie został zmarnowany!
Paweł Kwiatkowski
Przypomnijmy jeszcze, że w tym roku pojawił się na boisku najmłodszy piłkarz w historii ekstraklasy. To zawodnik Puszczy Niepołomice Igor Pieprzyca, który w chwili debiutu w meczu z Koroną Kielce miał 15 lat i 19 dni. Pobił rekord należący od wielu, wielu lat do Janusza Sroki. Piłkarz zadebiutował 23 listopada 1969 roku w barwach Cracovii. Wówczas miał 15 lat i 57 dni. Smutne jest to, że to był pierwszy i ostatni występ Sroki w ekstraklasie. To rodzaj przestrogi i ostrzeżenia dla młodych łodzian i ich futbolowych wychowawców.
Jaka szkoda, wielka szkoda, że tak nie postąpił Mateusz Kowalczyk, którego bardzo brakuje w drugiej linii ŁKS.
Bardzo utalentowany, skoczny (choć nie najwyższy, jak na środkowego obrońcę – 184 cm wzrostu), utalentowany i odpowiedzialny obrońca Piasta 20 -letni Ariel Mosór nie odszedł do Molde, choć Piast mógł na transferze zarobić przynajmniej dwa razy więcej niż ŁKS na sprzedaniu Kowalczyka (milion euro)
Wyjątkowym zdrowym rozsądkiem, kierowanie się nie zachłannością, a dobrem syna wykazał się ojciec Ariela, były znany piłkarz, twardziel doskonale znający boiskowe życie – Piotr Mosór: – Nie szukamy na siłę odejścia z klubu. Chcemy, by Ariel się rozwijał i może to robić w Piaście – przyznał na łamach portalu sport.pl
Trudno się dziwić takiej decyzji. Ariel świetnie się odnajduje w gliwickiej jedenastce. Ba, widać jak na dłoni, że przy bardziej doświadczonych kolegach, nabiera piłkarskiego szlifu i robi systematyczne postępy.
Norwegowie długo wykazywali się cierpliwością, ba transfer został już nawet… zaksięgowany, ale w końcu okazało się, że nic z tego nie wyszło. Moim zdaniem, dla dobra Ariela i polskiej piłki!
Może to będzie promyczek nadziei i jasny przekaz dla innych rodziców, doradców i menedżerów młodych futbolistów, że w Polsce są warunki ku temu, by ich zdolne pociechy stały się pełnoprawnymi piłkarzami, za które zachodnie kluby zapłacą krocie, żeby mieć w swoich podstawowych jedenastkach.
Za Mosórem idą po rozum do głowy inni. Jak informuje Głos Wielkopolski, powołując się na źródło bliskie piłkarzowi, 17-letni napastnik Oskar Tomczyk odrzucił gotową ofertę z Realu Sociedad. Młodzieżowy reprezentant Polski woli skupić się na budowaniu swojej pozycji w polskiej piłce.
Ja wiem, ta dziecięca liga nie uratuje polskiego rugby, ale daje nadzieję. Finałowy turniej Ligi Rugby Tag odbył się w Hali KS Społem. Ważne, że w jego przeprowadzenie zaangażowały się dziewczyny. Organizatorem turnieju były zawodniczki Venol Atomówek Łódź wraz klubem BBRC Łódź, a wsparty środkami Urzędu Miasta Łodzi.
W Lidze udział więzło 5 drużyn, a najlepsza okazała się drużyna Zespołu Szkół Budowlano Technicznych prowadzona przez Dariusza Lewandowskiego, drugie miejsce Zespół Szkół Rzemiosła prowadzony przez Grzegorza Czarneckiego, trzecie Zespół Szkół Techniczno Informatycznych – Urszula i Bartek Szczepańscy tuż za podium Zespół Szkół Gastronomicznych – Beata Kicińska- Kokotek, piąte miejsce XXX Liceum Ogólnokształcące – Michał Lewandowski. Każdy uczestnik otrzymał pamiątkową koszulkę oraz medal, a trzy najlepsze drużyny pamiątkowe puchary. Po turnieju zawodniczki Venol Atomówek Łódź przeprowadziły trening dla chętnych zawodniczek, żeby pokazać im to „prawdziwe” rugby.
– To ostatni turniej organizowany przez nas w tym roku – mówi Zbigniew Grądys – Zorganizowaliśmy w sumie aż sześć turniejów rugby tag, które miały promować naszą drużynę i rugby jako ciekawą dyscyplinę. W lidze dla szkół podstawowych w sumie udział wzięło 11 drużyn z 7 szkół podstawowych w Lidze Rugby Tag 5 drużyn no i zorganizowaliśmy OPEN RUGBY TAG dla dorosłych z 6 drużynami. Wszystkie te turnieje nie mogły by się odbyć bez wsparcia Urzędu Miasta Łodzi i KS Społem który nas gości w Hali.
– Super zobaczyć jak kolejne dziewczyny grają w rugby – mówi Wiktoria Pietrzak kapitan drużyny seniorskiej i sędzia na turnieju – mam nadzieję że kilka z nich zagości na treningach sekcji młodzieżowych, a za klika lat wesprze nasza drużynę seniorską.
Coś w tym jest. Rewelacją ekstraklasowych rozgrywek jest Puszcza z Niepołomic, miasta którego mieszkańcy bez problemów zmieściliby się na łódzkich futbolowych stadionach (jest ich około 17 tysięcy). Zespół prowadzi Tomasz Tułacz – trener z najdłuższym stażem w ekstraklasie.
To jest najlepszy dowód na to, że nerwowe, zdecydowanie za szybkie zmienianie szkoleniowców innym klubom, o teoretycznie większym potencjale, wychodzi bokiem (czego przykładem ŁKS i Widzew!). Puszcza zdobyła 20 punktów – 5 meczów wygrała, 5 zremisowała, 8 przegrała. Przyzwoity bilans jak na absolutnego debiutanta. 54-letni Tomasz Tułacz nie bez racji mówi: Utrzymanie Puszczy będzie większym sukcesem niż awans.
Szkoleniowiec pracuje w Niepołomicach od, co w Polsce wręcz nieprawdopodobne, ośmiu lat. Właśnie przedłużył kontrakt z Puszczą do czerwca 2027 roku. Jeśli go wypełni, w klubie stuknie mu prawie dwanaście lat nieprzerwanej pracy. Tułacz przejął zespół, kiedy ten rywalizował na drugoligowym poziomie. Na swoim koncie ma więc dwa awanse, w tym tegoroczny do ekstraklasy. To bez wątpienia jego największy zawodowy sukces.
Przypomnijmy. Tułacz jako piłkarz swój debiut w barwach seniorskiej drużyny Stali Mielec zanotował we wrześniu przeciwko Włókniarzowi Pabianice. Łącznie zagrał dla Stali w 185 meczach. Był zawodnikiem reprezentacji młodzieżowej prowadzonej przez Janusza Wójcika. Powadził m.in. Stal Mielec, Resovię, Siarkę Tarnobrzeg. Puszcza dwoje domowe mecze rozgrywa w Krakowie na stadionie Cracovii. Adam Tułacz mówi: Marzy mi się, żebyśmy zagrali w ekstraklasie na stadionie w Niepołomicach, bo to chyba byłoby największe podziękowanie dla naszych kibiców, takie spuentowanie tej naszej całej przygody. Liczę, że tak się stanie, a my osiągnięciem celu sportowego, jakim jest utrzymanie, ułatwimy zadanie osobom, które za to odpowiadają, czy też bardzo dużo robią, żebyśmy mogli zagrać w ekstraklasie w Niepołomicach.
ŁKS zaliczył tragiczną futbolową jesień, która stawia klub pod ekstraklasową ścianą. Powiedzmy szczerze, tylko cud czyli narodziny nowej ekipy Rycerzy Wiosny, mógłby ocalić ligowy byt.
Trener Piotr Stokowiec, który miał zbudować w drużynie nową jakość, co najwyżej okazał się średniej klasy motywatorem. Mówił, że trzeba wkładać dużo pracy, zagrać dwie dobre połowy meczu (he!he!he!), być zmobilizowanym, skoncentrowanym, pewnym swoich zachowań na boisku. I co? I mieszanie składem praktycznie nic nie dało. Łodzianie grali słabo, popełniali juniorskie błędy, jak w ostatnim meczu Piotr Głowacki, tracili punkt za punktem. Nie dziwi zatem fakt, że za kadencji Piotra Stokowca drużyna nie odniosła żadnego ligowego zwycięstwa, a w wielu, wielu meczach była od niego daleko, bardzo daleko.
Okazało się czarno na białym, że letnie transfery zamiast wzmocnić drużynę w praktyce ją… osłabiły. Gdy dyscyplina taktyczna, jak w spotkaniu z Ruchem, miała podnieść jakość grania, to okazywało się, że piłkarze ŁKS nie mogą na sobie do końca polegać. Futbolowy klops doprowadził do straty bramki i tym samym zwycięstwo wymknęło się z rąk.
Nadal nie mogę tego pojąć, jak najlepszy zawodnik drużyny rezerw i jej kapitan Oskar Koprowski, awansował tylko na ławkę rezerwowych pierwszej drużyny. Po boisku biegali słabsi od niego piłkarze. Cóż, takie a nie inne były wybory trenera.
Nie mogło się udać, skoro najlepszym z nowych graczy okazał się doskonale już znany i sprawdzony, dwojący się i trojący, starający się naprawiać popełniane przez kolegów błędy pomocnik Michał Mokrzycki. Dobre momenty zaliczali bramkarz Aleksander Bobek i napastnik Kay Tejan, a tak naprawdę kadrowe pozytywy pokazały się na sam koniec jesiennych zmagań. Okazało się, że spory potencjał mają walczący bez kompleksów, a momentami skutecznie, młodzieżowcy Antoni Młynarczyk i Jędrzej Zając.
Ciekaw jestem, czy po ostatnim spotkaniu, człowiek, który włoży w ŁKS 5 milionów złotych, czyli Dariusz Melon nadal uważa, że ekstraklasa nie jest jeszcze stracona…
Przez ponad 30 lat pisałem, bardzo często o sporcie, wzbudzający spore emocje felietonik Ryżową Szczotką w Expressie Ilustrowanym. Uznałem, że warto do niego wrócić. Wiele się zmieniło, a jednak nadal są sprawy, które wymagają komentarza bez owijania w bawełnę.
Pisze z Łodzi sobie szkodzi - tak tytułował swoje felietony znakomity Zbyszek Wojciechowski. Inny świetny dziennikarz Antoś Piontek mówił, że w sporcie jak w żadnej innej dziedzinie życia widać czarno na białym w całej jaskrawości otaczającą nas rzeczywistość. Do tych dwóch prawd chcę nadal nawiązywać.