To już nawet nie była rzeczowa analiza po meczu (z Odrę Opole 0:2), ale wręcz wołanie o ratunek. Trener Widzewa Janusz Niedźwiedź mówi wprost, ba, wręcz krzyczy: Potrzebujemy wzmocnień.

A na razie? – Po co robić transfery, wystarczy trener mentalny – napisał do mnie ironicznie jeden z byłych wybitnych widzewiaków.

Trudno, bardzo trudno się z nim nie zgodzić. Jest w klubie trener mentalny, przedłużono (i słusznie!) umowę z Andrzejem Woźniakiem. I to z transferowych działań do tej chwili największe sukcesy klubu. Bez liderów drużyny, w tym bramkostrzelnego napastnika, zespół okazał się chłopcem do bicia dla zespołu z I ligi.

Co z tego, że widzewiacy znaleźli się w minionym sezonie na drugim stopniu podium w największym średnim przebiegniętym dystansie w meczu: – 117,39 km, skoro przegrali sześć meczów z rzędu na własnym boisku, a lider tej klasyfikacji Wisła Płock- 118,72 km spadł z ekstraklasy.

Widzew ma w tej chwili trzech muszkieterów i jednego… jokera, trochę mało jak na skuteczną walkę w ekstraklasie. Liderami są bez wątpienia Bartłomiej Pawłowski, Marek Hanousek (zdrowy i w pełni formy) oraz co może nieoczywiste, ale bijące w oczy w statystykach Henrich Ravas, który jest w czołówce bramkarskich podsumowań. Miał 12 czystych kont, obronił 107 strzałów, rozegrał najwięcej minut w zespole – 2970.

A joker? Był nim Kristoffer Hansen, który jako zmiennik zdobył cztery cenne bramki.

Jak na razie, tego lata Widzew pozyskał czterech nowych zawodników. Do zespołu dołączyli zakontraktowany już zimą bramkarz Jan Krzywański, a także obrońca Luis Silva oraz pomocnicy Dawid Tkacz i Antoni Klimek. Ja wiem, klub zajęty jest… przeprowadzką, ale to nie powinna być najważniejsza sprawa dla ludzi Widzewa.