Rugbowy świat nie odpuszcza. Przez moment zlekceważył mistrzowskie zmagania w siódemkach kobiet, ale teraz odrabia zaległości. Reprezentacja Polski w rugby 7 kobiet, broniąca tytułu mistrzyń Europy, zakończyła zmagania w Hamburgu na czwartej pozycji i takie też miejsce wywalczyła w tegorocznym czempionacie. Po złote medale sięgnęły Francuzki. To dowód na to, że kraje, które dominują w rugby stawiają też na zmagania kobiet.

Wróćmy do turnieju. W półfinale Polkom przyszło walczyć ze zwyciężczyniami turnieju w Algarve Francuzkami, które zmierzały po kolejny triumf, bo również w Hamburgu spisywały się świetnie. I niestety potwierdziły to w starciu z naszą drużyną, zwyciężając 49:7 – podaje pzrugby.pl Polkom zostało starcie o trzecie miejsce, w którym „Biało-Czerwone” zmierzyły się z Belgią i niestety przegrały 14:20.

Sprawdza się niestety teoria piramidy. Im większa podstawa szkolenia, a w niej tysiące zawodniczek, tym większa szansa, że na sam szczyt trafią wyjątkowo dobre i skuteczne zawodniczki.

Prawda jest taka, że rugby kobiet w Polsce to sport niszowy. Trener Janusz Urbanowicz i chwała mu za to, wyselekcjonował grupę najlepszych dziewczyn, stworzył z nich świetny team, który nie daje sobie w kaszę dmuchać. Na dodatek cały czas ma szansę wywalczyć awans na igrzyska olimpijskie w Paryżu.

Wydaje mi się jednak, że pewien pomysł na kadrę kobiet w rugby 7 się wyczerpał. Nie może wciąż i wciąż być tak, że na 15 powołanych zawodniczek na zgrupowanie pierwszej reprezentacji aż 13 jest z dominatora polskich zmagań Biało-Zielone Ladies Gdańsk, a dwie, niczym kwiatek u kożucha z Legii Warszawa. Potrzebny jest oddech, świeża krew, trzeba nowych, młodych zdolnych zawodniczek na zgrupowaniach, które zdobędą reprezentacyjne szlify przy damach z Gdańska. Wiem, że to nieco zaburzy, a może zmodyfikuje proces treningowy, ale… Zamykanie się w swoim gronie prowadzi tylko w ślepy sportowy zaułek.

Zdjęcia: pzrugby.pl