Trudno sobie wyobrazić, co by zrobił Widzew bez swojego lidera – Bartłomieja Pawłowskiego. Pewnie, przegrywałby z kretesem mecz za meczem. W tym sezonie kreatywny pomocnik w czterech spotkaniach strzelił bramkę i zaliczył trzy asysty. Przypomnijmy, w minionych rozgrywkach trafił 10 razy do siatki rywali, miał cztery asysty.

Gdy zespół wykazuje więcej energii i inteligencji w grze, jak to było podczas derbów, to Bartkowi po prostu chce się grać, tworzyć widowisko i decydować o wyniku. Powiem wprost, jeżeli selekcjoner Fernando Santos, oglądał łódzkie derby i znakomitą, błyskotliwą bramkową akcję Pawłowskiego, to już za to zagranie powinien go powołać do reprezentacji. Oglądałem gros spotkań ekstraklasy w tym sezonie i powiem szczerze, że niewiele widziałem takich akcji, żeby nie powiedzieć żadnej!

Trudno pojąć dlaczego we Wrocławiu Pawłowski znalazł się na bocznym torze. Częściej był rezerwowym niż grał, co dla Śląska o mały włos nie skończyło się spadkiem z ekstraklasy.

Widzew, uff kibice odetchnęli z ulgą, nie przespał w derbach drugiej połowy. Może nie grał błyskotliwie, ale za to odpowiedzialnie, ambitnie i co najważniejsze skutecznie. Nadal bardzo ważnym graczem zespołu jest bramkarz Henrich Ravas. Cieszy wyraźny wzrost formy Marka Hanouska i Jordi Sancheza. Niestety, nowi piłkarze, nie byli w derbach wartością dodaną drużyny. Widzew musi zatem bazować na kapitale, który wypracował w pierwszej rundzie minionego sezonu.

W piątek o godz. 20.30 Widzew zagra w Zabrzu z odrodzonym Górnikiem, który wygrał pierwszy ligowy mecz i strzelił pierwszą bramkę w sezonie w… doliczonym czasie gry.