Jaka jest nadzieja dla polskiej piłki? Ano taka, że powiew szkoleniowej świeżości, sprawi, że gra drużyn wejdzie na wyższy poziom. Widać jak na dłoni, że opiekunami ekstraklasowych drużyn zostają nowi ludzie z otwartą głową, odwagą, ciekawymi pomysłami, bezkompromisowi w ocenie tego, co trzeba zrobić, ale i co zawiodło, gdy nie uda się zdobyć ligowych punktów.

Ostatnia zmiana ma miejsce w Radomiaku. Przestał być pierwszym trenerem Constantin Galca, który ostatnio nie był w stanie dogadać się z nikim. Zastąpił go 43-letni Maciej Kędziorek, który do tej pory pogłębiał swoją wiedzę jako asystent pierwszego trenera w Lechu Poznań. Był tak cenny dla Kolejorza, że ten wcześniej blokował taki transfer. – Praca w Radomiaku to dla niego fantastyczna wiadomość, bo każdy wie, a przede wszystkim ja, jak bardzo jest ambitny. Może tam zrobić kolejny krok w swojej karierze jako trener. Wiedzieliśmy to zanim podpisaliśmy z nim umowę – powiedział trener Lecha John van den Brom. W końcu Kędziorek dostał szansę wypłynięcia na szerokie wody, jak choćby uczynią o 10 lat młodszy Dawid Szulczek.

Ten nie płakał, że nie ma pieniędzy na satysfakcjonujące go transfery, tylko stąpając twardo po ziemi, kroił futbolową materię na miarę, a nawet ponad możliwości, co sprawia do dziś, że poznaniacy nie są ligowym chłopcem do bicia. A Szulczek już drugi rok, co jest w Polsce, ewenementem pracuje cały czas w jednym miejscu. – Jestem mądrzejszy o kolejne doświadczenia. Dotyczy to spraw organizacyjnych, czy kontaktów zarówno z władzami klubu, jak i członkami sztabu – przyznał. – Każdy szkoleniowiec ma umowę na sześć spotkań. Po sześciu porażkach zazwyczaj przychodzi zwolnienie. Wcześniej jeździłem na mecze czwartej ligi czy okręgówki, obserwowałem piłkarzy. Mam taką bazę danych, dzięki której nawet mogłem sprowadzać zawodników do Wigier. Napastnik czy bramkarz mogą się wyróżnić poprzez gole albo interwencje. Są też jednak piłkarze, którzy grają na pozycjach, na których nie zwracają na siebie aż takiej uwagi. Ale gdy się im dokładnie przyjrzysz, to zauważysz, jak świetną pracę wykonują i jak cenni byliby dla twojej drużyny w określonym systemie.

Pracujący z powodzeniem w Jagiellonii 31 -letni Adrian Siemieniec po objęciu posady powiedział: – Szkoliłem się do tego zawodu przez wiele lat. Często kosztem na przykład spraw rodzinnych. Wiele poświęciłem temu, by znaleźć się w obecnym miejscu.

Dobrą robotę, po nie byle kim, czyli po trenerze Marku Papszunie, robi w Rakowie jego były asystent 33-letni Dawid Szwarga. W Koronie z powodzeniem prowadzi piłkarzy, z którymi jeszcze nie tak dawno grał, 30-letni Kamil Kuzera.
Do tej grupy szkoleniowców ekstraklasy z otwartą głową zalicza się też 37-letni trener Widzewa Daniel Myśliwiec. Przyznam, zaimponował mi, gdy nie kwękał, nie biadolił, że nie ma kim, że osłabienie, tylko po męsku stanął do walki z Ruchem i ją wygrał, a potem będąc na fali poprowadził drużynę do zwycięstwa nad Lechem w Poznaniu, co w środowisku uznano za ligową sensację.

Przypomnijmy, że Myśliwiec nie wziął się znikąd. Swoją karierę szkoleniową rozpoczął pracą z młodzieżą Escoli Varsovia, z której trafił do Akademii Legii Warszawa, gdzie również prowadził grupy młodzieżowe. W stolicy został analitykiem pierwszej drużyny – sięgnął z nią po mistrzostwo Polski, a następnie, w sztabie trenera Jacka Magiery, miał okazję rozpracowywać rywali w elitarnej Lidze Mistrzów. Funkcję pierwszego trenera po raz pierwszy pełnił w trzecioligowej Lechii Tomaszów Mazowiecki. Jako samodzielny trener prowadził Stal Rzeszów, z którą wywalczył awans do I ligi i o mały włos nie awansował do ekstraklasy. A jakim potrafi być szkoleniowcem niech zobrazuje historia z Lechii Tomaszów Mazowiecki, gdzie zrywał się skoro świt, żeby popracować z bramkarzem, który na ósmą szedł do… pracy.