Rezerwowy Pafka

Tag: ekstraklasa (Page 21 of 29)

Przestraszony uczniak – ŁKS dostał surową lekcję od kandydata na mistrza – Legii. Co będzie dalej? Oby łodzianie nie stali się ligowym chłopcem do bicia!

Premiera okazała się falstartem. ŁKS był przestraszony, zdeprymowany, uczniak przy futbolowym profesorze. Nie miał nic do powiedzenia w meczu z kandydatem na mistrza – Legią. Przegrał wyraźnie i jak najbardziej zasłużenie. Nowi gracze okazali się słabymi przeciętniakami, których w Polsce z polskim paszportem mamy na kopy. Po co takich piłkarzy sprowadzać do klubu? Drżę, myśląc co będzie dalej.

ŁKS swój ostatni mecz w ekstraklasie rozegrał… 1098 dni temu. Szmat czasu. To 67 sezon łodzian w najwyższej klasie rozgrywek. Kazimierz Moskal na premierowy mecz w Warszawie z głównym kandydatem do tytułu mistrza Polski – Legią, wystawił czterech nowych, sprowadzonych latem zawodników.

W 19 min po główce Pekharta wykazał się Bobek. To była pierwsza groźna akcja tego meczu. W kolejnej łódzki bramkarz pewnie obronił uderzenie Josue. Do trzech razy sztuka. Po szybkiej akcji zainicjowanej przez Josue, dokładnym dograniu Wszołka pewnym uderzeniem w róg popisał się Pekhart. Bobek był bez szans.

Legia nie przerywała natarcia. W kolejnej akcji Hoti zachował się jak junior zagrywając piłkę ręką w polu karnym. Jedenastki nie wykorzystał Josue, choć strzelił mocno przy słupku, bo fantastyczną interwencją popisał się Bobek.

Legia do przerwy dyktowała warunki gry. ŁKS nie przeprowadził żadnej groźnej akcji, nie oddał strzału na bramkę rywali. Miał za to w składzie najlepszego gracza pierwszych 45 minut – bramkarza Bobka.

W 50 min powinno, ba musiało być 1:1. Po znakomitym podaniu Ramireza w sytuacji sam na sam znalazł się Tejan. Strzelił obok Tobiasza, ale trafił w słupek. Dobry napastnik po prostu nie może marnować takich sytuacji. Mamy drugiego… Balongo?! ŁKS się nie zdeprymował. Po akcji Mokrzyckiego mocny strzał Szeligi pewnie obronił Tobiasz.

Nie strzelasz, to tracisz. Zacentrował Kun, Wszołek okazał się lepszy od dwóch graczy łodzian, dograł do Peckharta, a ten z dwóch metrów posłał głową piłkę do siatki. Dwie asysty Wszołka, dwa gole Peckharta. Kto ich pilnował, a raczej pogubiony na boisku, tego nie robił?

Futbolowa słabość ŁKS była coraz większa. Po zbyt słabym i przewidywalnym podaniu Ramirezea do Kelechukwu poszła kontra gospodarzy. Ramirez nie był w stanie dogonić rywala, co skończyło się trzecim golem czyli hat trickiem Peckharta.

Wynik mógł wyższy. gdyby nie udane interwencje Bobka, który piłkarsko przewyższał swoich kolegów o głowę.

Mecz obserwował ełkaesiak z NBA- Gortat, ale z każdą upływającą minutą miał coraz bardziej kwaśną minę. Ja po premierze też. Z niepokojem patrzę na to, co będzie dalej.

Legia – ŁKS 3:0 (1:0)

1:0 – Peckhart (25), 2:0 – Peckhart (56, głową), 3:0 – Peckhart (68)

ŁKS Łódź: Bobek – Dankowski, Monsalve, Marciniak, Głowacki – Mokrzycki – Ramirez (80, Lorenc) , Hoti (64, Letniowski)– Pirulo (82, Śliwa), Tejan (80, Janczukowicz), Szeliga (64, Kelechukwu)

Cel Widzewa. Chcą dać radość swojemu dwunastemu zawodnikowi czyli najwierniejszym z wiernych – swoim kibicom

W niedzielę o godz. 20 ligowy, premierowy mecz piłkarzy Widzewa. Oby sprawdziły się słowa trenera Janusza Niedźwiedzia: – Jesteśmy pozytywnie nastawieni do nowego sezonu i liczymy na wsparcie kibiców, którzy są 12 zawodnikiem. Chcemy dać im radość!

Rywalem na stadionie przy al. Piłsudskiego będzie beniaminek Puszcza Niepołomice. Chciałbym, żeby łódzka drużyna grała przynajmniej tak, jak jesienią minionego sezonu, wymazując ze sportowej pamięci wszystko to co zrobiła (złego) wiosną. Reset jest konieczny, żeby zespół walczył o coś więcej niż utrzymanie w ekstraklasie. Pomóc w tym mają nowi piłkarze w każdej formacji. W klubie mówią, że to ludzie nieprzypadkowi, tylko wybrani w drodze żmudnej selekcji. Czas pokaże, czy będą lepsi od tych, których się pozbyto. Oby!

Wielkim optymistą jest dyrektor sportowy Tomasz Wichniarek. Sęk w tym, że podobnie było jeszcze w trakcie rundy wiosennej. Oby tym razem ten optymizm przełożył się na ligowe sukcesy. Kapitan zespołu Patryk Stępiński mówi jednak ostrożnie: – Liga zweryfikuje, co rzeczywiście udało się nam zmienić.

W I lidze Puszcza potrafiła sprawiać niemiłe niespodzianki faworytom i odnosić zwycięstwa. To dało awans. Oby tak nie stało się w ekstraklasowej premierze. W swoim ostatnim starciu przed startem sezonu prowadzona od wielu lat przez trenera Tomasza Tułacza Puszcza przegrała GKS Katowice 1:3 (0:1). Jedynego gola dla gości zdobył Hubert Tomalski. W składzie nie było jednak kilku piłkarzy, którzy powinni pojawić się w wyjściowej jedenastce w Łodzi.

W tzw. meczach na swoim boisku Puszcza będzie gościć rywali na stadionie… Cracovii Kraków. Przed sezonem odbyła się uroczysta prezentacja drużyny na Zamku Królewskim w Niepołomicach. Fakt jest bezsporny, Puszcza osiągnęła właśnie największy sukces w 100-letniej historii klubu.

ŁKS. Dopięli swego mają Mokrzyckiego. Czy to wystarczy na Legię?

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

W piątek o godz. 20.30 w premierowym pojedynku ekstraklasy kandydat numer jeden do zdobycia złotego medalu – Legia podejmie beniaminka – ŁKS. Warszawianie rewelacyjnie spisywali się w trakcie przygotowań, wygrywając sparing za sparingiem. W meczu o Superpuchar już tak dobrze nie było. Raków nie dał pograć asom Legii. Skrzydłowi byli bezproduktywni, Josue człapał po boisku, Pekhart pokazał się raz, po jego główce piłka odbiła się od słupka. Najlepszy graczem warszawian był wszędobylski Augustyniak.

ŁKS dopiął swego i w ostatniej chwili dogadał się z Wisłą Płock w sprawie transferu (gotówkowego!) Mokrzyckiego. W tej sytuacji w stolicy w środku pola będą mogli zagrać zawodnicy kluczowi dla wywalczenia awansu przez ŁKS: Kowalczyk i wspomniany Mokrzycki. To wystarczy na Legię?

Zaraz zaraz są przecież nowi: Głowacki, Ramirez, Hoti i Tejan. Miejmy nadzieję, że te transfery okażą się udane i pozwolą drużynie ŁKS wznieść się na wyższy poziom, dający gwarancję utrzymania się w ekstraklasie.

Polska szkoła futbolowych napastników potrzebna od zaraz! Ligowe kluby odetchnęłyby z ulgą

W letnim okienku transferowym polskie kluby ruszyły na sportowe łowy. W największej cenie są napastnicy. Skoro tacy, którzy nawet w słabych ligach, gorszych od polskiej, strzelają po kilkanaście bramek, warci są minimum kilkaset tysięcy euro i tyle trzeba wydać na ich sprowadzenie, dla naszych klubów są z reguły nieosiągalni.

Dlatego liczą się tacy, którzy mają w CV, że zdobyli te cztery, pięć bramek w sezonie. Trzeba ich kontraktować na pniu, nie patrząc specjalnie, co tak naprawdę potrafią pod bramką przeciwnika, skoro konkurencja, która czyha za rogiem, natychmiast nam ich podbierze.

Podstawowe polskie hasło transferowe ostatnich dni to królestwo za bramkostrzelnego napastnika, który najlepiej jeśli przyjdzie do nas za darmo. Niewykonalne? Chyba tak, choć czasami, przy odrobinie szczęścia, może się zdarzyć transferowy cud (Paixao, Angulo).

Zamiast szukać po omacku lepiej wyszkolić we własnej akademii. Niestety, w Polsce tak się nie dzieje. Są zdolni młodzieżowcy – skuteczni bramkarze, odpowiedzialni obrońcy, błyskotliwy pomocnicy, szczególnie na skrzydłach, a napastników po prostu… brak (no może poza Szymonem Włodarczykiem).

Sztuka ustawiania się w polu karnym i zdobywania bramek jest wyjątkowo trudna do wyćwiczenia. Kto jednak mówi, że niemożliwa. Powinni się na niej i tylko na niej skupić prawdziwi fachowcy. Za wychowanie napastnika na miarę Europy powinno się takich ludzi ozłocić.

Najlepiej uczyć się od praktyków. W szkole napastników na pewno wiele do przekazania mieliby Marek Koniarek, Mirosław Trzeciak czy Marcin Robak. Warto by było wykorzystać ich bezcenne doświadczenie i umiejętności.

Jeśli nie kasa jest najważniejsza, a sportowy rozwój, to Mateusz Kowalczyk powinien zostać w ŁKS!

Jeden z najzdolniejszych młodych polskich piłkarzy wrócił z mistrzostw Europy, wznowił treningi w klubie i się zaczęło. Co? Transferowy zawrót głowy, gdzie w nowym sezonie zagra pomocnik ŁKS – Mateusz Kowalczyk. Teraz pojawiła się informacja, że jest w kręgu zainteresowań Górnika Zabrze.

Jest i co z tego. Kowalczyk to prawdziwy sportowy talent, trzeba o niego dbać i tworzyć najlepsze z możliwych warunki do rozwoju. Pewnie menedżer piłkarza, który po transferze liczy na solidną prowizję, myśli inaczej, ja jednak uważam, że dla własnego sportowego dobra Mateusz powinien jeszcze w tym sezonie grać w ŁKS.

Dlaczego? Po pierwsze w ŁKS ma szansę na zrobienie kolejnego sportowego kroku w karierze, zagrać w ekstraklasie, sprawdzić się na tle lepszych niż to było w pierwszej lidze, piłkarzy.

Po drugie w ŁKS ma wkoło siebie ludzi, których doskonale zna, którzy coraz lepiej się z nim rozumieją, cenią jego możliwości i umiejętności, co bez wątpienia powinno mu ułatwić wejście na wyższy sportowy poziom.

Po trzecie w ŁKS ma szkoleniowca – Kazimierza Moskala, który ma do niego zaufanie, potrafi odpowiednio ustawić na boisku, wypromować.

Sportowe argumenty wskazują jednoznacznie, że najlepszy sportowy rozwój w tej chwili czeka Kowalczyk w ŁKS. No, chyba, że to nie jest najważniejsze, tylko… kasa, misiu kasa.

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

W Widzewie napastnik potrzebny od zaraz. W ŁKS transferowe polowanie na defensywnego pomocnika

Gorące futbolowe, transferowe lato wciąż trwa, także w Polsce. Kluby szukają wzmocnień. Nikogo nie będzie stać nawet na zapłacenie choćby jednego procenta, jakie zamierza(?) wybulił Real Madryt za sprowadzenie Kyliana Mbappe (280 milionów euro), ale emocji nie brakuje. Jest ruch w interesie. Starają się zbroić łódzkie kluby.

Widzew ma trochę nowych piłkarzy, czy lepszych od tych, których się pozbył, czas pokaże. Wiadomo jedno, oddałby transferowe królestwo za bramkostrzelnego napastnika. Nie wiadomo, co będzie się działo (jest gotowy do grania czy nie?) z Jordi Sanchezem. Nie można łatać dziury w ataku tak wszechstronnym i potrzebnym w drugiej linii piłkarzem, jakim jest Bartłomiej Pawłowski. A zatem w Widzewie napastnik potrzebny od zaraz.

Fot. lkslodz.pl

ŁKS posprowadzał nowych graczy praktycznie do każdej formacji, ale ponieważ po sezonie, niczym domek z kart, rozpadła się beniaminkowi druga linia, potrzebą chwili jest sprowadzenie odpowiedzialnego defensywnego pomocnika. Był taki… Michał Mokrzycki, ale musiał wrócić do Wisły Płock. Trener Kazimierz Moskal wie doskonale, że sprawdzony w drużynie z pozytywnym skutkiem pomocnik jest dla jego teamu bezcenny, dlatego mówi: -Walczymy o Mokrzyckiego. Absolutnie nie składałbym broni w jego sprawie. Wie też o tym doskonale Wisła Płock i domaga się za pomocnika solidnych pieniędzy. Negocjacje trwają.

Czy w ostateczności i z konieczności, tak Widzew, jak ŁKS będzie stać na transfer… gotówkowy?!

Widzew

Przyszli: Jan Krzywański (bramkarz, Legionovia Legionowo), Dawid Tkacz (pomocnik, Górnik Łęczna), Fran Alvarez (pomocnik, Albacete), Antoni Klimek (pomocnik, Odra Opole), Luis Silva (obrońca, Paralimni)
Odeszli: Martin Kreuzriegler (obrońca), Patryk Lipski (pomocnik), Wasyl Łytwynenko (bramkarz), Jakub Wrąbel (bramkarz, Stal Rzeszów), Łukasz Zjawiński (napastnik, Lechia Gdańsk), Bożidar Czorbadżijski (obrońca, Diosgyori VTK), Juliusz Letniowski (pomocnik, Ruch Chorzów)

 ŁKS

Przyszli: Piotr Głowacki (obrońca, Stal Rzeszów), Engjell Hoti (pomocnik, Partizani Tirana), Jakub Letniowski (pomocnik, Radunia Stężyca), Dani Ramirez (pomocnik SV Zulte Waregem), Kay Tejan (napastnik, TOP Oss)
Odeszli: Maciej Dąbrowski (obrońca), Michał Trąbka (pomocnik, Stal Mielec), Marek Kozioł (bramkarz, Kotwica Kołobrzeg), Milan Spremo (obrońca, Wisła Płock)

Widzew ma twarz… pokerzysty. Za chwilę ktoś powie: sprawdzam!

Karty nigdy mnie nie kusiły, ale w wielu obejrzanych sensacyjnych filmach na chwilę wstrzymywałem oddech, gdy przy pokerowym stole któryś z graczy o nieprzeniknionym spojrzeniu cedził przez zęby: czekam! Potem jednak musiało to nastąpić, gdy ktoś inny stwierdzał: sprawdzam.

Widzewscy działaczem na razie są jak… pokerzyści. Nie mówią: podpisaliśmy kontrakt, z tym czy innym potrzebnym graczem, tylko powtarzają: czekamy. Na co? Na rozwój wypadku. Jeśli potrzebni im gracze nie znajdą lepszych, atrakcyjniejszych od łodzian klubów, wtedy mają się dać znać, że są gotowi do negocjacji. Wiosna pokazała, że drużyna w każdej formacji plus w gronie młodzieżowców potrzebuje wzmocnień, a bramkostrzelny napastnik, to wręcz potrzeba chwili.

Prezes klubu Michał Rydz na Twittterze uspokaja: – Planujemy więcej niż jeden ruch transferowy. Ba, twierdzi że Widzew jest gotowy wyłożyć kasę (co w polskich realiach nie jest oczywiste), żeby sprowadzić potrzebnych zawodników. Ma zatem być dobrze, a nawet bardzo dobrze, tylko że czas ucieka a do rozpoczęcia ligowych zmagań coraz bliżej. 23 lipca o godz. 20 łodzianie podejmą rewelacyjnego beniaminka – Puszczę Niepołomice.

Do tej pory w Widzewie pojawiło się  pięciu nowych piłkarzy: bramkarz Jan Krzywański, pomocnicy – Luis Silva, Antoni Klimek,  Dawid Tkacz oraz obrońca Fran Alvarez.

Dramat polskich futbolowych klubów i zawodników. Młodzi, utalentowani piłkarze – z polskiego nieba w europejski niebyt

Trudno zatrzymać w polskiej piłce młodych, perspektywicznych graczy, dać im czas na doskonalenie techniczno – taktycznych możliwości. Gdy jakiś zachodni klub daje dwa czy trzy miliony złotych za utalentowanego gracza, to nie ma dyskusji. Przebicie w porównaniu z tym, co oferują polskie kluby jest ewidentne, są to pieniądze przynajmniej dwa razy większe. Nie ma mowy o żadnej finansowej rywalizacji, skoro kluby włoskiej Serie B dostają od telewizji za prawa do transmisji po kilka milionów euro! Nie ma mowy o rywalizacji o piłkarzy i europejskie zaszczyty, gdy w takich Czechach w najlepsze drużyny kasę wkładają poważni chińscy inwestorzy.

A co czeka na młodych Polaków na wymarzonym Zachodzie? Wyszukanych, wychuchanych przez rodzime kluby młodych Polaków czekają dużo większe pieniądze do zarobienia i olbrzymia konkurencja z całego świata. Takich jak oni, młodych ludzi z aspiracjami, jest kilku, jak nie kilkunastu w zespole. Gros z nich przepada z kretesem, ginąc w futbolowym niebycie, z którego trudno się podnieść.

Niech za przykład posłuży kariera Bartosza Kapustki, okrzykniętego w czasach, gdy grał w Cracovii, za największy talent polskiej piłki. Grał na mistrzostwach Europy. Zadebiutował w nich 12 czerwca 2016 w wygranym 1:0 meczu z  Irlandią Północną , zostając uznanym za jednego z najlepszych na boisku. I co? W Anglii w ogóle nie zaistniał, na wypożyczeniach grał niewiele. Próbuje odnaleźć się i odbudować w Legii, z różnym skutkiem, na co na pewno wpływ miała poważna kontuzja. Na dziś trzeba powiedzieć wprost: przepadł w otchłaniach polskiej ligowej przeciętności. Oby takich przykładów było jak… najmniej!

Piłkarskie derby Łodzi mogą mieć dodatkowy smaczek – pojedynek braci!

Fot. lkslodz.pl

Piłkarskie derby Łodzi będą miały dodatkowy smaczek. Jeżeli wszystko dobrze się ułoży to będzie też derbowy pojedynek braci. 25-letni Juliusz Letniowski (183 cm / 62 kg) broni barw Widzewa, jego młodszy o trzy lata brat Jakub (177 cm / 60 kg.) podpisał właśnie kontrakt z ŁKS. Obaj to pomocnicy – Julek bardziej kreatywny, Kuba bardziej defensywny.

Takiej sytuacji do tej pory w historii nie było, choć w sezonie 2008/2009 mogło dojść do starcia braci Kuklisów. Obu wychował ŁKS. Piotr bronił jednak wtedy barw Widzewa, a Jacek grał w Młodej Ekstraklasie, ale w pierwszej drużynie nie zadebiutował.

Fot. Marek Młynarczyk, autor bloga www.obiektywnasport.pl

Teraz może być inaczej. Bracia Letniowscy trenowali w jednym klubie – w juniorach Lechii Gdańsk i APLG Gdańsk. Potem ich sportowe drogi się rozeszły. 25-letni Juliusz Letniowski w barwach Widzewa zagrał 16 spotkań, strzelił trzy bramki, w ekstraklasie pojawił się na boisku 31 razy, strzelił jedną bramkę, zaliczył jedną asystę, spędził na boisku 1431 minut. Powszechna jest opinia, że rzadko grał na miarę swojego talentu, powinien zdziałać więcej. Może stanie się tak w nowym sezonie?

Jakub Letniowski, jak podaje lkslodz.pl,  w barwach Raduni Stężyca zagrał w 18 meczach, zdobył 5 goli i zanotował 3 asysty (w samej drugiej lidze w sezonie 2022/2023: 15 meczów / 3 gole / 3 asysty), natomiast wiosną decyzją poprzedniego klubu został odsunięty od pierwszego zespołu.

– Nie ukrywam, że miałem inne opcje, ale kiedy pojawił się ŁKS, bardzo chciałem do niego dołączyć. Mój cel na najbliższą przyszłość? Pierwsza rzecz do debiut w ekstraklasie; druga – wywalczenie sobie miejsca w wyjściowym składzie. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby drużyna i trener obdarzyli mnie zaufaniem – mówi Jakub Letniowski.

Pytanie. Czy trener Widzewa – Janusz Niedźwiedź potrafi wyciągnąć wnioski z popełnionych wiosną błędów?!

Wiadomo od jakiego momentu musi się zacząć reset Widzewa. To druga połowa ostatniego meczu sezonu z Koroną Kielce na stadionie przy al. Piłsudskiego, zakończonego porażką 0:3. Powiedzmy szczerze, że w tym momencie Widzew był o lata świetlne od drużyny z charakterem, grał byłe jak, bez wielkiego pomyślunku, na odwal się, nie realizując żadnych założeń taktycznych. Ot. był klasycznym sportowym chłopcem do bicia.

Cała wcześniejsza fama, że zespół realizuje taktyczne założenia przygotowane przez trenera Janusza Niedźwiedzia zdały się psu na budę. Prysnął mit drużyny, która ma styl i potrafi realizować założenia taktyczne. Wszystko rozpadło się niczym domek z kart.

W Widzewie wierzą, że trener Janusz Niedźwiedź potrafi to pozbierać do kupy i stworzyć na nowe rozgrywki nowy team, który da spokojne miejsce w środku ligowej tabeli.

Spore wątpliwości ma były zawodnik klubu Sławomir Gula, który na kanale YouTube RadioWidzew powiedział: Po spotkaniu z Miedzią uważałem, że trenera należy zostawić, bo cel zrealizował, ale ostatnie mecze pokazały, że nic się nie zmieniło, graliśmy ciągle tak samo, nawet nikogo nie sprawdziliśmy po zagwarantowaniu sobie utrzymania. Pozostawienie trenera Niedźwiedzia na stanowisku budzi moją wątpliwość, ale miejmy nadzieję, że się mylę.

Oby szkoleniowiec wykrzesał z siebie taką dozę krytycyzmu, nabrał dystansu do tego co robił i prawidłowo ocenił, co i dlaczego poszło nie tak, wyciągając wnioski i wcielając je w życie w przygotowaniach do nowego sezonu.

Niestety, Widzew sam się podkłada i robi sobie w środowisku wyjątkowo złą reklamę. W Polsce szerokim echem odbiło się bezceremonialne pozbycie się bramkarza Jakuba Wrąbla, któremu obiecano w klubie co innego i nie dano szansy pokazania, iż znów jest topowym bramkarzem, na którym można polegać.

Zanim z takim pracodawcą podpisze się kontrakt, trzeba się będzie dwa razy poważnie zastanowić – myśli pewnie każdy piłkarz, który ewentualnie gotów byłby grać dla Widzewa.

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑