Rezerwowy Pafka

Tag: piłka nożna (Page 26 of 39)

ŁKS może wygrać ze Stalą, ale pomocnicy muszą się obudzić, a napastnik – skutecznie zaistnieć na boisku!

W niedzielę o godz. 12.40 ŁKS podejmie Stal Rzeszów (transmisja w Polsat Sport). Ostatnia ligowa kolejka: porażka 0:1 łodzian z Puszczą w Niepołomicach, zwycięstwo Stali w Rzeszowie z Chojniczanką 3:1, imponując skutecznością. Z czterech celnych strzałów, trzy przyniosły gole. ŁKS jest pierwszy 44 punkty, 7 z 13 wygranych meczów na własnym boisku, Stal jest ósma 32 punkty z 9 zwycięstw 2 odniesione na na obcym boisku W Rzeszowie ŁKS przegrał po samobójczym golu Bartosza Szeligi.

Taki jest bilans, a przecież statystyki nie grają. Liczy się to co tu i teraz czyli wielka gra na boisku przy al. Unii o bezcenne trzy ligowe punkty, które pozwolą łodzianom z góry patrzeć na pozostałych rywali.

ŁKS ma dwa wielkie cele – jeden sportowy, drugi organizacyjny. Sukcesem będą: awans do ekstraklasy oraz zainwestowanie milionów złotych w klub przez rodzinę Platków (komunikat w tej sprawie podobno w ciągu najbliższych kilkunastu dni!). Powiedzmy od razu. Cele są do osiągnięcia, ale tego sportowego nie uda się zrealizować, jeśli ŁKS będzie grał tak jak z Puszczą w Niepołomicach – wolno, schematycznie, nieskutecznie, przy paraliżu drugiej linii i napastniku, który był człowiekiem… niewidzialnym.

Stal ma indywidualności. 33-letni Serb Andreja Prokić ma za sobą ekstraklasową przeszłość. Dla rzeszowian strzelił siedem bramek, o dwa więcej od Damiana Michalika. Postawa obu piłkarzy była kluczowa dla sukcesu w starciu z Chojniczanką. W kadrze zespołu jest Patryk Małecki, który ma dość charakteru, ale i talentu, żeby pociągnąć pozostałych do dobrej, skutecznej gry.

W niedzielnym pojedynku wiele będzie zależeć od graczy ŁKS, którzy znaleźli się w jedenastce lutego tygodnika Piłka Nożna czyli Kamila Dankowskiego, Pirulo i Michała Mokrzyckiego, ale w trójkę meczu nie wygrają. Pogubił się Michał Trąbka (czy już jest myślami w Mielcu?), którego gra ligową wiosną nie jest twórcza i nie daje ofensywnych impulsów zespołowi. Jaki jest przepis na napastnika? Bardzo prosty, postawić na piłkarza, który będzie strzelał bramki. Wydaje się, że najbliższy spełnienia tych oczekiwań może być Stipe Jurić.

Pocieszająca jest konstatacja weszlo.pl, że od 2004 roku, tylko raz zespół z 44 punktami bądź ich większą liczbą po 22. kolejkach nie awansował do ekstraklasy. Trzymamy kciuki za ŁKS!

Fot. lkslodz.pl

Widzew w Płocku. Czy… laga do Jordiego Sancheza okaże się skuteczna?!

Fot. Marek Młynarczyk, blog www.obiektywnasport.pl

W poniedziałek o godz. 19 Widzew zagra ligowy mecz z Wisłą w Płocku. Na razie łodzianie uważnie przyglądali się rywalom w… telewizji w meczu z Wartą Poznań. Wisła przełamała złą wiosenną passę. Po pięciu porażkach z rzędu wygrała 1:0, po świetnym odbiorze i precyzyjnym zagraniu Furmana do Szwocha.

Od 60 minuty płocczanie grali z przewagą jednego zawodnika, ale… nie było tego widać na boisku. Rywale atakowali i byli bliscy wyrównania, ale Wisłę uratowała poprzeczka. Pojawił się na boisku były ełkaesiak Sekulski, który kilka razy skutecznie walczył w defensywie, jak zwykle agresywnie, na granicy faul walczył napastnik Śpiączka, choć nie miał bramkowych okazji. W obronie pojawił się Rzeźniczak, a Wolski, który ostatnio przedłużył umowę z klubem, co uznano za sukces spisywał się przeciętnie.

Bardzo martwi fakt, że jedno z pól bramkowych już przed meczem przypominało… piaskownicę. Wybijać z niej piłkę czy o nią walczyć będzie prawdziwym wyczynem. Wygląda na to, że śniegowo – deszczowa mżawka nie ustąpi i na boisku, które odpoczęło od grania tylko cztery dni, będzie grać niezwykle trudno.

Co w tej sytuacji zostanie Widzewowi? No co… laga, polegająca na szybkim przejęciu piłki i wybiciu jak najszybciej i jak najdalej, w tym przypadku do wracającego do składu Sancheza.

Czy w tej sytuacji będą mieli wykazać się pomocnicy, skoro w takich grząskich warunkach łatwiej będzie bronić niż atakować? Oby znajdą się skrawki w miarę równego boiska, na których uda się stworzyć groźne akcje, dające nadzieje na rehabilitację po wpadce z Wartą Poznań (0:2). Niezłą zmianę w ostatnim spotkaniu dał Shehu. Może on pojawi się w wyjściowej jedenastce łodzian.

Wyjątkowy wiersz o polskim trenerze wszech czasów – Kazimierzu Górskim mistrza słowa – Wojciecha Młynarskiego

Mural w Szkole Mistrzostwa Sportowego

Nie tak dawno, 2 marca minęła 102 rocznica urodzin, lwowiaka, wybitnego trenera Kazimierza Górskiego, patrona łódzkiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego, byłego trenera ŁKS (1973). Miałem zaszczyt znać pana Kazimierza i cały czas być pod wielkim urokiem jego osobowości, życzliwości, bezpośredniości i życiowej mądrości. Cieszy mnie przyjaźń z jego synem Darkiem, znakomitym fotoreporterem, ale też świetnym kumplem.

Przypomnijmy. Kazimierz Górski prowadził reprezentację Polski w 72 oficjalnych meczach, w których Biało-Czerwoni zaliczyli 41 zwycięstw, 14 remisów i 17 porażek – zdobyła złoty i srebrny olimpijski medal, została trzecią drużyną świata.

Zdania typu Piłka jest okrągła, a bramki są dwie; Tak się gra, jak przeciwnik pozwala czy Im dłużej my przy piłce, tym krócej oni najlepiej oddają to, co Kazimierz  Górski przekazał swoim podopiecznym: Piłka to prosta gra. Nie potrzeba do niej filozofii. I jednocześnie podkreślał, że na boisku trzeba dać z siebie wszystko – czytamy na stronie muzeumsportu.waw.pl

Warto przypomnieć wiersz, który ukazał się na początku lat 90. w tygodniku „Piłka Nożna”, autorstwa Wojciecha Młynarskiego.

Dla Pana Kazimierza Górskiego

na 70-te urodziny

Co chcę powiedzieć Panu Górskiemu

na Jego Urodziny,

gdym tak niedawno, wiadomo czemu,

nie miał wesołej miny,

a Jego uśmiech też lic nie krasił,

śmiać się nie było z czego,

kiedy ostatnio z Finlandią nasi

tańczyli chodzonego.

A sukces Legii? Tak! Fantastyczny,

lecz stąd i wniosek główny,

że wciąż nasz futbol jest chimeryczny,

zmyłkowy i nierówny.

Więc kiedy dzisiaj nasi panowie

różnie się z piłką bawią,

taki obrazek wraca mi w głowie

sprzed lat dwudziestu prawie,

jak ten Domarski na Wembley strzelił,

Anglikom szyki poplątał,

i jaka straszna przepaść nas dzieli

od lat siedemdziesiątych.

Tę grę wspominam, szybką i piękną,

grę, co geniuszem błyska,

gdy Tomaszewski wyrzucał ręką

piłkę na pół boiska.

Pytany czemu, wyjaśnił pięknie,

ze swym uśmiechem błogim:

„Bo, proszę państwa, zdolności manualne ręki

są znacznie większe niż nogi…”

Lecz żarty na bok. Wspominam wszystkich:

Deynę i Lato Grzesia,

a nam, nam z oczu szły srebrne błyski

i krzyk przez Polskę leciał:

To my tak gramy? To my? Nie wierzę!

O Jezu, jak my gramy!

To była radość, Panie Trenerze!

Panu ją zawdzięczamy!

To była radość nie byle jaka,

dar piłkarskiego Boga,

że zesłał wreszcie naszym chłopakom

trenera – pedagoga,

co zawodników jak dzieci kochał,

nigdy nie patrzył krzywo,

a po treningu, wiem od Gadochy,

pierwszy szedł z nimi na piwo.

A oni grali. A jak? Słów szkoda!

Za każdą szansą szli w pościg,

a ja w tym wierszu chcę jeszcze dodać

dwa słowa o radości.

Bo jest w człowieku akumulator

i jak myśl głosi nienowa

można go czasem na długie lata

radością podładować.

I Pan, Pan dał nam radości tyle,

i w tak wspaniały sposób,

że nie jest w stanie zabrać jej byle

ostrzejszy zakręt losu.

Był Pan Trenerem, Papą, Kolegą,

gdy widzę Pana, wierzę,

że można zrobić coś wspaniałego,

Kochany Panie Trenerze!

Więc żyj nam sto lat! I chociaż dzisiaj

grywamy raczej blado,

mów nam swe lwowskie: wydaje mi się

i dalej służ nam radą.

I niech od Gdańska po łańcuch górski

toast w tym kraju gości:

Niech żyje Trener Kazimierz Górski

Architekt naszej radości

 Warszawa, marzec 1991

Brak radykalnych reform sprawi, że kibice piłki nożnej zanudzą się na meczach na śmierć

Z dużej chmury mały deszcz. Zapowiadano wielkiej zmiany w liczeniu efektywnego czasu gry podczas meczów piłkarskich i znów skończyło się na tym, co już jest. W Londynie doszło do spotkania Międzynarodowej Rady Piłkarskiej (IFAB).

– Chcemy walczyć z marnowaniem czasu, chcemy, aby kibice cieszyli się grą. (…) Nie zmienimy zasad, nie zatrzymamy zegara. Zasady gry są uniwersalne i muszą być powszechnie akceptowane – powiedział Gianni Infantino, cytowany przez Sportowe Fakty. –  Nie sądzę, aby trzeba było stosować jakiekolwiek środki przymusu. Będziemy monitorować ligi na całym świecie i szukać dialogu.

Szef Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej przytoczył również pomysł Pierluigiego Coliny, który został wdrożony na mistrzostwach świata w Katarze. Podczas spotkań sędziowie doliczali nawet kilkanaście minut. Infantino poinformował, że będzie chciał, aby takie zasady panowały na całym świecie od 1 lipca. W sumie zostanie usankcjonowane to, co oglądaliśmy podczas mundialu w Katarze. Tymczasem piłka mogłaby pójść śladami… rugby.

W tej dyscyplinie bowiem po każdym sezonie jest analiza przepisów gry i ewentualna ich zmiana, zwłaszcza jeśli chodzi o bezpieczeństwo gry i jej… atrakcyjność. Tymczasem w futbolu jakby o tym zupełnie nie myślano. Na przykładzie takiej ligi jak polska, nie najlepszej, ale też nie najgorszej na świecie, widać jak na dłoni, co się dzieje. Przez gros czasu mecze są nudne jak flaki z olejem. Drużyny nauczyły się skutecznie bronić, do bólu realizując przyjęte założenia taktyczne. Dopiero pucharowa fantazja KKS Kalisz, który ośmieszył wrocławskich potentatów, pokazuje, że futbol może być inny.

Ale to wyjątek potwierdzający regułę. Coś zaczyna się dziać na ligowych boiskach w ostatnim kwadransie gry, gdy piłkarze nie mają już sił na sztywne trzymanie się reguł i o coraz większej liczbie drużyn mówi się dziś, że są mistrzami końcówek.

Może warto by było rozluźnić przestrzenie na boisku. Jak? Przez ograniczenie liczby występujących graczy? Do takiej rewolucji na pewno w najbliższym czasie nie dojdzie. A zatem? Może, tak jak we wspomnianym wcześniej rugby, karać tych, którzy ujrzeli żółtą kartkę, 10-minutowym wykluczeniem? Wtedy na kilkanaście minut zachwiana by została taktyczna dyscyplina, na boisku byłoby więcej przestrzeni do grania, pojawiłaby się szansa na skuteczniejszą walkę. Czy taki pomysł możliwy jest do przyjęcia?!

Porażki Widzewa i ŁKS. Oba zespoły pokazały te same słabe punkty, co miało wpływ na końcowe wyniki. Nasi gracze zamienili się w zawodników… szczypiorniaka

W piłce nożnej już tak jest. Jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz. Potwierdziła to ostatnia ligowa kolejka – tak w ekstraklasie, jak i w I lidze.

Drużyny Widzewa i ŁKS zagrały słabo, doznały niespodziewanych porażek. Widzew przegrał po raz pierwszy w 2023 roku.  ŁKS ostatni raz porażkę w I lidze poniósł 27 sierpnia ubiegłego roku. Cóż, każda seria ma koniec, szkoda że w tym przypadku w słabym stylu. Teraz skończyło się na stracie cennych punktów, utyskiwaniach kibiców, w mediach wspomniano o tym raz i wystarczy.

Przypomnę, tydzień wcześniej po energetycznych, zwycięskich spotkaniach nasze teamy: Widzew i ŁKS długo były na ustach całej futbolowej Polski. Dlaczego tym razem nie wyszło? Przyczyny w obu łódzkich klubach wydają się podobne: słaba, niezbyt kreatywna gra drugiej linii, brak wartościowego napastnika, wejścia zmienników bez pozytywnego wpływu na jakość i przebieg gry, choć w przypadku Widzewa dochodzi jeszcze jedna tajemnicza sprawa. Prezes Mateusz Dróżdż napisał na Twitterze, że przed meczem miał pretensje do jednego z zawodników. I nie chodzi o grę. A o co? Miejmy nadzieję, że prezes wyjaśni o co chodzi, tymczasem wróćmy do gry w ostatniej kolejce.

Cóż z tego, że widzewiacy byli bardzo często przy piłce, skoro nic z tego pozytywnego nie wynikało. Dwanaście razy strzelali na bramkę Warty, ale o zgrozo, ani razu celnie. Dobrze zorganizowani rywale, rzadko dawali się zaskoczyć. Napastnik Łukasz Zjawiński był… niewidzialnym człowiekiem. Niech, ktoś jeszcze spróbuje narzekać na grę Jordiego Sancheza! Pomocnicy zamienili się w zawodników… szczypiorniaka, głównie rozgrywając piłkę po obwodzie, z czego nic konkretnego nie wynikało. Zmiennicy nic nie wnieśli pozytywnego do gry, ba, jeszcze ją popsuli, czego dowodem wejście Juliusza Letniowskiego, po którego stracie piłki, poznaniacy zdobyli drugiego gola.

Postawy ŁKS w Niepołomicach nie tłumaczy słabsza postawa będącego nie w pełni sił Pirulo, który przeprowadził jedną groźną akcję. Co robili inni zawodnicy drugiej linii? Snuli po boisku, grali jak widzewiacy w futbolowego szczypiorniaka, bez pomysłu na to, jak rozmontować szczelną obronę rywali. Kompletnie pogubił się Nelson Balongo, który był na boisku, a jakby go nie było. Momentami wydawało się, że łodzianie grają w dziesięciu. Rezerwowi? Zaliczyli wpis do statystyk. Który kibic pamięta, kto za kogo wszedł i co dobrego wniósł do gry zespołu.

Całe szczęście, że w Łodzi są dobre piłkarki. Na nich można polegać. Drużyna TME SMS pokonała KKP Bydgoszcz 5:1 (5:0). Anna Rędzia strzeliła pięknego gola z wolnego na 3:0, a ponadto zaliczyła trzy asysty. Panowie, bierzcie przykład!

Nie było sytuacji, nie było goli. Czwarta ligowa porażka ŁKS, co tu kryć, po słabym meczu

Jeszcze raz okazało się, że statystyki nie grają. Trzy ostatnie mecze ŁKS wygrał z Puszczą 2:0. W pięciu ostatnich starciach łodzianie strzelali przynajmniej dwie bramki. Tym razem żadnej, praktycznie nie mając ku temu żadnej okazji. Nic zatem dziwnego, że doznali czwartej porażki w tych rozgrywkach. Tak słaba, nieskuteczna gra liderowi nie przystoi.

Trener Moskal postawił na tych samych ludzi, którzy zaczęli pojedynek z Chrobrym (5:2). – Jesteśmy przygotowani na trudny pojedynek – powiedział przed spotkaniem łódzki szkoleniowiec. – Cały czas musimy mieć chłodną głowę, pokorę i mocno stąpać po ziemi.

Pierwszy celny, choć słaby, strzał Thianake w 10 minucie spotkania. W odpowiedzi Spremo odebrał piłkę, strzelił z dystansu, ale Komar nie dał się zaskoczyć. Puszczy to nie zniechęciło. Uderzenie Klisiewicza zablokował Monsalve.

W pozornie niegroźnej sytuacji w 21 min, gdy Puszcza oddała piłkę, Monsalve zagrał do Bobka, który bieg w… innym kierunku. Do piłki w sytuacji sam na sam dopadł Klisiewicz. Z ostrego kąta trafił w słupek. Po dobitce Zapolnika Bobek wybił piłkę nad poprzeczkę. Co się odwlecze…

Po mocnym strzale z linii pola karnego nieupilnowanego obrońcy Wojcinowicza piłka odbiła się od poprzeczki i wylądowała za linią bramkową. Gol był wypadkową przewagi, jaką na boisku mieli gospodarze.

Łodzianie nie byli w stanie rządzić w środku pola. Gra do przodu kończyła się stratą najpóźniej po trzecim podaniu.

Wreszcie po ponad pół godzinie gry z dobrej strony pokazał się Pirulo. Zagrał inteligentnie do wbiegającego w pole karne do Kowalczyka. Ten się jednak pogubił i akcja skończyła się na nieudanym zagraniu, a nie na groźnym strzale.

Kompletnie nieudane 45 minut w wykonaniu ŁKS, który był statyczny, bierny, dawał się wyprzedzać i nie potrafił skonstruować groźnej podbramkowej sytuacji.

W pierwszej akcji drugiej połowy w 49 min pokazał się Spremo. Minął trzech rywali, ale strzelił za słabo, żeby sprawić kłopot Komarowi. ŁKS przejął inicjatywę. Zepchnął rywali do defensywy, ale szybkie kontry gospodarzy były składne i groźne. Dankowskiego ograł Thiago, wpadł w pole karne, strzelił w krótki róg, ale Bobek nie dał się zaskoczyć. Tak groźnej akcji łodzian nie było. ŁKS znów, jak do przerwy, tracił piłki po dwóch, trzech podaniach, a rywale, starając się to wykorzystać, tworzyli groźne kontry. Bilans celnych strzałów ŁKS w końcówce drugiej połowy, to: główka Koprowskiego w 86 min spotkania. Piłkę bez trudu chwycił Komar. Im daje w las, tym gorzej. Dośrodkowania Korta ze stojącej piłki w pole karne były… poniżej krytyki. Pomocnik swoimi nieudolnymi kopnięciami piłki odebrał gościom szansę na stworzenie w końcówce groźnej sytuacji.

Za podsumowanie występu łodzian niech posłuży bilans Balongo (choć nie tylko on grał słabo): 21 występów w ŁKS, 0 bramek, 0 asyst i niewiele, żeby nie powiedzieć nic, pożytku dla drużyny w meczu z Puszczą.

Puszcza Niepołomice – ŁKS1:0 (1:0)

1:0 – Wojcinowicz (25)

ŁKS: Bobek – Dankowski (74, Wszołek), Nacho Monsalve, Marciniak, Spremo (81, Koprowski), Mokrzycki, Trąbka, Kowalczyk (59, Janczukowicz), Pirulo (59, Kort), Balongo (74, Jurić), Szeliga

Kolejne ligowe mecze ŁKS

12 marca (niedziela): 12:40 – ŁKS – Stal Rzeszów (Polsat Sport)

19 marca (niedziela): 14:45 – Ruch Chorzów – ŁKS (Polsat Sport)

2 kwietnia (niedziela): 12:40 – ŁKS – Chojniczanka Chojnice (Polsat Sport)

11 kwietnia (wtorek): 20:30 – Górnik Łęczna – ŁKS (Polsat Sport)

Jordi Sanchez ma kłopoty. Mateusz Żyro: – Gdy ktoś ma jakikolwiek problem, może tu liczyć na każdego

Fot. widzew.com

W sobotę o godz. 15 Widzew, który zremisował z Legią 2:2, podejmie Wartę Poznań, która pokonała Koronę Kielce 5:1. W tym spotkaniu nie zagra wykartkowany napastnik Jordi Sanchez, który mówi, że jest w psychicznym dołku, bo nie strzela goli.

Janusz Niedźwiedź: – Jordi jest częścią drużyny, więc jesteśmy z nim w stałym kontakcie. To bardzo ambitny zawodnik i wszyscy widzimy jak wiele z siebie daje. Jako zespół, jesteśmy zawsze razem, więc chcemy sobie pomagać – mogę zapewnić, że w kwestii Jordiego wszystko jest pod kontrolą

Mateusz Żyro: – Jesteśmy razem, jesteśmy drużyną. Gdy ktoś ma jakikolwiek problem, może tu liczyć na każdego

Marek Hanousek w 232 odcinku audycji na kanale Rozmowy Tylko Sportowe: – Gramy otwarcie od bramki, na krótko, ale musimy pamiętać, że jeśli przeciwnik wychodzi do nas wyżej kilkoma zawodnikami, to mniej będzie miał tych zawodników z tyłu. Jak Jordi będzie miał wtedy pojedynek sam na sam z obrońcą, to my wiemy, że on ten pojedynek wygra. O wszystkim decyduje to, czy przeciwnik podchodzi do nas dużą liczbą zawodników. Później to my musimy podjąć adekwatną decyzję do danej sytuacji.

Wróćmy do meczu z Wartą. Janusz Niedźwiedź: Na pewno będzie jedna zmiana, nie jest wykluczone, że będzie ich więcej. Wszyscy zawodnicy dobrze pracują, dają powody do tego, żeby na nich stawiać. Warta w ostatnim czasie zrobiła postęp, jeśli chodzi o grę w ataku pozycyjnym. Widać powtarzalności, dobre ułożenie taktyczne. Jesienny mecz to historia, nie żyjemy nim, choć to było piękne zwycięstwo. Skupiamy się tylko na sobocie.

Mateusz Żyro: Sztab nas bardzo uczula na mecz z Wartą. To jest bardzo dobra drużyna, co pokazała w ostatnim spotkaniu. Podejdziemy do tego starcia z pełną koncentracją i chęcią zwycięstwa. Mam nadzieję, że zapunktujemy.

Jest powód do dumy. Cała piłkarska Polska mówi o… Łodzi!

Powiem szczerze, czekałem na taką chwilę. Przeżyłem wiele trudnych momentów w historii łódzkiej piłki nożnej, ale teraz jest z czego się cieszyć. Cała futbolowa Polska mówi o Łodzi. Gdzie dziś jest najwięcej piłki w piłce? Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że w Łodzi, która przynajmniej na ten futbolowy weekend została najważniejszym piłkarskim miastem kraju.

Widzew stoczył znów najbardziej energetyczny mecz ekstraklasy. Emocji było co niemiara. Łodzianie znów pokazali wyjątkowe serducho do walki, a przy tym spore umiejętności. Byli o krok od pokonania Legii w Warszawie. Teraz jeszcze się nie udało, ale następnym razem?!

Beniaminek miał się bronić przed spadkiem. Dziś o takich celach nikt poważny nie mówi. Przeciwnie, cała Polska zastanawia się, czy łodzianie skończą rozgrywki na medalowej pozycji. Każdy kolejny mecz podnosi poprzeczkę wymagań, ale też każde kolejne udane spotkanie konsoliduje zespół, wzmacnia go i sprawia, że robi systematyczne kroki do przodu. Niechciany we Wrocławiu, zsyłany do rezerw Bartłomiej Pawłowski wyrósł w Widzewie na jedną z najważniejszych postaci ekstraklasy i moim zdaniem powinien znaleźć się w notesie selekcjonera Fernando Santosa.

ŁKS robi wszystko, żeby wrócić do ekstraklasy i znów przypomnieć Polsce, że jednym z najważniejszych piłkarskich wydarzeń w naszym kraju są piłkarskie derby Łodzi.

Łodzianie stoczyli szalony, ale zwycięski mecz z czołowym zespołem I ligi. Strzelili Chrobremu aż pięć bramek, trzy w ciągu sześciu minut, ostatnią w szóstej doliczonej minucie spotkania. Pokazali moc i to, że po chwili słabości są w stanie podnieść się z kolan, przejąć inicjatywę i zwyciężyć.

Pirulo bez wątpienia chciałby mieć w swojej kadrze każdy zespół ekstraklasy. Znakomitym pomysłem okazało się sprowadzenie do Łodzi Michała Mokrzyckiego. Coraz lepszy jest jeden z najzdolniejszych polskich piłkarzy młodego pokolenia – Mateusz Kowalczyk.

Jeden apel do Widzewa i ŁKS. Łodzianie tylko tak dalej, cały czas pokazujcie Polsce, że w naszym mieście gra się w piłkę na dobrym, emocjonującym poziomie!

Trener Widzewa Janusz Niedźwiedź po meczu z Legią: Żałujemy ostatnich sytuacji, bo mogło się skończyć historycznie

Nikt już w Polsce nie powinien się dziwić, że mecze Widzewa pokazywane są w najlepszym czasie oglądalności ekstraklasy w Canal Plus. Łodzianie potrafią dostarczać niesamowitych emocji. Nie inaczej było w pojedynku Widzewa z Legią (2:2), w którym ostatnia akcja pojedynku (niestety niewykorzystana!) należała do łodzian!

Opinie po spotkaniu: Janusz Niedźwiedź: Myślę, że wygrała piłka. To było dobre spotkanie, jeśli chodzi o piłkarskie aspekty. Oba zespoły chciały grać otwarty futbol. Obie drużyny stworzyły podobną liczbę sytuacji bramkowych, zawody były wyrównane. Żałujemy ostatnich sytuacji, bo mogło się skończyć historycznie. Trzeba jednak oddać, że Legia także miała swoje okazje i też mogła zdobyć bramkę. Remis jest sprawiedliwy, ale czujemy lekki niedosyt, bo przyjechaliśmy tu po wygraną.

Kosta Runjaić: Myślę, że zobaczyliśmy interesujący mecz. Obie drużyny chciały grać w piłkę, chciały grać do przodu, liczyły na zwycięstwo. Niestety, rezultat jest dla nas niezadowalający. Nie tego się spodziewaliśmy. Na tym jednak polega piłka nożna, tak czasami się dzieje w tym sporcie.

 Sławomir Szota: To spotkanie to była jedna wielka sinusoida. Na początku to my przeważaliśmy, a potem Legia przejęła inicjatywę i zepchnęła nas do niskiej obrony. W drugiej połowie rywale wyszli trochę za głęboko, a my stwarzaliśmy sobie sytuacje i mieliśmy posiadanie piłki, ale Legia też miała swoje okazje. To był naprawdę otwarty mecz i zarazem udany ligowy klasyk. Pokazaliśmy umiejętności, pokazaliśmy też dobrą grę. Wiadomo, były przestoje, bo walki na boisku nie brakowało. Przypadek Krisa Hansena pokazuje jaką jesteśmy drużyną i kolektywem. Nie ma rezerwowych, a są po prostu zmiennicy. Też mogę ze swojego punktu widzenia powiedzieć, że na początku byłem zmiennikiem, czekałem na swoją szansę i pomogłem drużynie.

 Bartłomiej Pawłowski: Mielibyśmy bardzo dużo zarzutów do siebie gdybyśmy w tym meczu nie zdobyli punktów. Dało się odczuć, że nie jesteśmy zespołem gorszym i możemy zaprezentować się na Legii dobrze. Dochodziliśmy do sytuacji i momentami potrafiliśmy rywali przesunąć blisko ich bramki. Po strzeleniu pierwszego gola zespół Legii bardzo się napędził, a w piłce tak bywa, że trzeba przejść w meczu do defensywy i wyczekiwać na swojej połowie, żeby złapać trochę oddechu. Legioniści przeważali, ale w kolejnym etapie meczu to my przeszliśmy do ataku. Biorąc pod uwagę to, jak układało się to spotkanie, to jest jeden punkt zdobyty niż dwa stracone. Jako zespół dobrze znieśliśmy nastrój i emocje związane z tym meczem. Jeśli chodzi o aspekt motywacyjny i psychologiczny, to nasza drużyna poradziła sobie świetnie.

Patryk Stępiński: To spotkanie mogło potoczyć się w obie strony. To prawda, że my goniliśmy wynik, ale ostatnia sytuacja należała do nas. Szanujemy ten remis, jednak z przebiegu spotkania mogliśmy liczyć na więcej.

Kristoffer Normann Hansen: Możemy być trochę rozczarowani po tym meczu, bo w końcówce mieliśmy kilka dobrych okazji do strzelenia gola i wygrania spotkania. Mam trochę dziwne odczucia w związku z tym meczem, bo powinniśmy być skuteczniejsi w sytuacjach sam na sam z bramkarzem Legii. Jestem też rozczarowany swoimi sytuacjami w ostatnich minutach, gdy mogłem zdobyć kolejną bramkę. W ostatniej akcji, po przebiegnięciu siedemdziesięciu metrów i walce z obrońcami trochę szybszy okazał się ode mnie golkiper Legii. Może powinienem inaczej uderzyć piłkę, gdy już byłem przed nim, ale nie zrobiłem tego. Chciałem go przelobować, jednak nie udało się tego mi dokonać.

Bartosz Kapustka: Tym meczem żyła cała Warszawa, Łódź i parę innych miast w Polsce. Musieliśmy wygrać, ale nie zrobiliśmy tego. Czujemy spory niedosyt. Trudno cieszyć się nawet z asysty po takim meczu. W drużynie panuje smutek, nie ma powodów do uśmiechu.  Popełniliśmy dużo błędów. Zbyt łatwo traciliśmy bramki. Powinniśmy wcześniej strzelić więcej goli i kontrolować mecz. Widzew to drużyna, która potrafi grać w piłkę. Nie będzie łatwo dogonić Raków

Dominik Hładun: – Wiem, że Widzew miał sytuacje w końcówce, ale my też stworzyliśmy parę okazji, kotłowało się w pobliżu bramki gości. Spotkanie wyrównane, fajne dla widowiska, lecz mamy duży niedosyt.. Było czuć atmosferę. To super sprawa, że wchodzisz na stadion i dopinguje cię 30 tys. osób.

Joker Hansen i lider Pawłowski dali Widzewowi remis w meczu z Legią, a mogło być jeszcze lepiej!

Prawda jest taka, że w XXI wieku warszawianie w klasyku ekstraklasy są… hegemonem i na razie nic tego nie zmieni. To był 20 mecz Legii z Widzewem z rzędu bez porażki, ale to łodzianie zasłużyli na słowa uznania. Dwa razy potrafili odrobić straty i skończyć pojedynek honorowym remisem. I to oni mieli niewykorzystaną, ostatnią znakomitą akcję spotkania.

W wyjściowej jedenastce warszawian po raz pierwszy w ekstraklasie zagrał bramkarz Hładun, zastąpił kontuzjowanego Tobiasza. Zabrakło wykartkowanego Slisza, którego zastąpił Kapustka. Na ławce rezerwowych usiadł Pekhart. Defensywę łodzian tworzyli: Stępiński, Szota i Żyro. Wypadli z kadry kontuzjowani: Nunes i Zieliński. Trener Niedźwiedź wysłał do boju sprawdzoną w meczu ze Śląskiem jedenastkę. Przed spotkaniem – Maciej Szczęsny: Siła Widzewa jest w jego zespołowości. Trener Janusz Niedźwiedź, że przypisanie liderowi Legii – Jouse plastra nie jest potrzebne.

Widzew ku zaskoczeniu wszystkich zaatakował. Dwie akcje Pawłowskiego. jedna mogła przynieść gola, ale pomocnik łodzian trafił w boczną siatkę.

Legia potrafiła groźnie odpowiedzieć. Po inteligentnym zagraniu Josue, Mladenović trafił z ostrego kąta w Ravasa.

Odwaga łodzian zdała się na nic. Kapustka kapitalnie dośrodkował. Ciganikcs w kryciu zgłupiał niczym nieopierzony junior, a Wszołek głową pewnie umieścił piłkę w siatce.

Widzew stracił całą wiarę w sukces. Bronił się przed stratą drugiej bramki, a Mladenović i Wszołek ogrywali rywali niemiłosiernie. Cud, że nie padł kolejny gol? Nie, Legii brakowało decydującego ostatniego podania, jak to miało miejsce przy golu. Nieskutecznością popisywał się też niepilnowany w polu karnym Widzewa Nawrocki, który posyłał piłkę głową nad poprzeczkę.

Widzew obudził się pod koniec pierwszej połowy, czego dowodem był mocny strzał Pawłowskiego, sparowany przez Hładuna.

Na początku drugiej połowy po zmyślnym zagraniu Josue Kapustka ograł pół drużyny Widzewa. W ostatniej chwili jego strzał w polu kary zablokował Żyro. W kolejnej akcji Ravas był bez szans. Piłka po strzale Josue była poza jego zasięgiem, ale poszybowała nad poprzeczkę.

Widzew jednak się starał. Zdobywał przewagę na przedpolu Legii i został za to nagrodzony. Po centrze Milosa w drugim meczu z rzędu bramkę zdobył głową joker w talii Niedźwiedzia – Hansen.

Niestety, znów Wszołek ograł jak dziecko Ciganiksa, a Hanousek ładnym uderzeniem (o ironio!) posłał piłkę do własnej bramki. Widzew nie dawał za wygraną. Po rzucie wolnym Pawłowskiego, wyrastającego ponad poziom meczu i rykoszecie (piłka trafiła w głowę Wszołka i zmyliła Hładuna) Widzew doprowadził do wyrównania. Trzeba powiedzieć, że taką postawą, jak w klasyku, Pawłowski zasłużył sobie na powołanie do reprezentacji Polski. W błyskawicznej sondzie Canal Plus Pawłowski był zdecydowanie lepszym liderem drużyny niż Josue!

Janusz Niedźwiedź: Pawłowski jest piłkarzem, który robi różnicę na boisku.

Niepokoił łodzian Nawrocki, nożycami popisał się Sokołowski, ale to Widzew miał meczową piłkę. Hansen po świetnej kontrze w ostatniej akcji spotkania zamiast strzelać powinien podawać, a Widzew mógł wygrać spotkanie. Niestety zablokował go Jędrzejczyk i mecz skończył się remisem.

Legia – Widzew 2:2 (1:0)

1:0 – Wszołek (18, głową). 1:1 – Hansen (70, głową), 2:1 – Hanousek (76, samobójcza), 2:2 – Pawłowski (83, wolny)

Widzew: Ravas – Stępiński, Szota, Żyro – Milos, Hanousek, Letniowski (59, Kun), Ciganiks (79, Shehu) – Terpiłowski (59, Hansen), Pawłowski (90, Zjawiński) – Sanchez

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑