Rezerwowy Pafka

Tag: ekstraklasa (Page 18 of 29)

ŁKS przegrał na własnym boisku z Wartą. Czy naprawdę warto było sprzedawać Mateusza Kowalczyka? On był lepszy od całej armii zaciężnej łodzian!

Fot. lkslodz.pl

Nowi, kolejni nowi i jeszcze raz nowi. ŁKS zatrudnił wielu, wielu piłkarzy, którzy okazują się zwykłymi przeciętniakami, którzy na pewno nie dorównują klasie sprzedanego młodzieżowca – Kowalczyka. Mądry ełkaesiak po szkodzie!

Trener Moskal ciągle rotuje składem, szukając najlepszych personalnych rozwiązań. Po wpadce z Puszczą zmiany musiały zajść i zaszły. W podstawowej jedenastce miejsce Głowackiego zajął Tutyskinas, Louveau – Hoti, a wykartkowanego Letniowskiego – Szeliga.

Te wszystkie zmiany zdały się jednak psu na budę. Pierwsza kontra gości przyniosła gola, a kolorowy zawrót głowy zrobił defensorom gospodarzy Savić i pokonał Bobka. Potem było to, co doskonale znamy w wykonaniu ŁKS z meczu z Puszczą – niepotrzebne faule, dyskusje z arbitrem i niewiele składnej gry.

A jednak w 29 min powinno być 1:1. Niestety w sytuacji sam na sam Szeliga przegrał pojedynek z bramkarzem rywali. ŁKS atakował dalej. Strzał Tejana zablokował Pleśniewrowicz. Smutna prawda. Jedna składna akcja gości dała im gola. Ataki ŁKS przypominały bicie głową w mur.

Smutny obraz tego, jak dzisiaj wygląda ŁKS dopełniła akcja z 62 min. W defensywie łodzianie spisali się jak dzieci pijane we mgle. W finale Flis sfaulował w polu karnym Luisa, a jedenastkę wykorzystał Szmyt. ŁKS próbował odrobić straty, bez skutku.

Po dwóch zwycięstwach łodzianie przegrali pierwszy mecz na własnym boisku, piąty w sezonie. Nikt nie przegrał w ekstraklasie tylu spotkań! Mają na swoim koncie 6 zdobytych punktów. 16 września o godz. 17.30 ŁKS zagra w Częstochowie z mistrzem Polski – Rakowem.

ŁKS – Warta Poznań 0:2 (0:1)

0:1 – Savić (10), 0:2 – Szmyt (62, karny)

ŁKS: Bobek – Dankowski, Flis, Monsalve, Tutyskinas (63, Głowacki). Mokrzycki, Hoti (86, Fase), Ramirez. Pirulo (63, Śliwa), Szeliga (76, Jurić), Tejan (76, Janczukowicz)

Barcelona postawiła na 16-latka i znakomicie na tym wyszła. Czy w polskiej piłkarskiej ekstraklasie doczekamy się tak udanego występu nastoletniego… wychowanka?

W polskiej ligowej piłce jedno jest pewne. Większość ekstraklasowych zespołów oddałaby królestwo za młodzieżowca, który nie byłby piątym kołem u wozu, rzepką na przyczepkę, koniecznością wymuszoną groźbą milionowej kary czyli mówiąc wprost osłabieniem drużyny. Powodowaniem, że zamiast w jedenastu trzeba na boisku walczyć w… dziesięciu.

Nie ma z tym kłopotu ŁKS, bo młodzieżowiec bramkarz Aleksander Bobek to na razie najlepszy piłkarz zespołu, ma za to ogromny Widzew, ale nie tylko on…

Nie dziwi zatem, że w ekstraklasie łatwiej i dużo, dużo taniej sprowadzić można do zespołu zagranicznego piłkarza, którego możliwości i forma z reguły są zagadką, niż kupić, zdolnego młodego polskiego futbolistę. Ceny za takich graczy są bowiem nie do przełknięcia dla większości polskich drużyn.

Jedynym sposobem jest zatem przygotowanie do ważnej ligowej roli swoich wychowanków. Pokazuje to czarno na białym…. Barcelona.

Mistrz Hiszpanii po fascynującym pojedynku pokonał na wyjeździe Villarreal 4:3. MVP pojedynku został wychowanek La Masia… 16-letni Lamine Yamal, który znalazł się drugi raz w podstawowym składzie Barcy i zapisał się już w historii. Został najmłodszym piłkarzem, jaki miał asystę w LaLiga (przy golu Roberta Lewandowskiego).

„Diament” – tak podsumował jego występ „Sport”:”To imponujące widzieć 16-letniego piłkarza z taką mieszanką talentu i spokoju. Na La Ceramica znów stało się jasne: to jeden z tych graczy robiących różnicę. Świetna technika, drybling ciałem, precyzyjne podania” – uzasadnił ocenę.

Po meczu Lamine udzielił wypowiedzi dla Movistaru: – Cóż, na szczęście nie czuję strachu, staram się o tym zapomnieć i poświęcić się grze w piłkę nożną, którą lubię i granie w którą dobrze mi wychodzi. Wychodzę na boisko, a koledzy z drużyny bardzo mi pomagają. Moja mama boi się czasami, kiedy gram w wyjściowym składzie, ale wszyscy mi pomagają i bardzo mnie wspierają.

ŁKS. Oby nie skończyło się tak, jak w znanym wszystkim wierszu Juliana Tuwima – Lokomotywa

ŁKS sprowadził armię nowych, głównie zagranicznych piłkarzy, a na razie w meczach wyjazdowych jest tak, jak we wszystkim znanym wierszu Juliana Tuwima – Lokomotywa.

Lecz choćby przyszło tysiąc atletów

I każdy zjadłby tysiąc kotletów,

I każdy nie wiem jak się wytężał,

To nie udźwigną, taki to ciężar

Ostatnie zwycięstwo w spotkaniu na obcych boiskach łodzianie odnieśli 19 lutego, od tamtego czasu 12 wyjazdowych spotkań bez wygranej. Oby wiersz był przestrogą, a nie zapowiedzią tego, co będzie się działo w przyszłości.

Na razie z nowych graczy widać postępy w grze czynione przez napastnika. Kay Tejan zdobył premierowego gola, walczył, nie bał się walki nawet z dwoma rywalami, szukał gry. Oby tak dalej. Pozostali nic wielkiego nie dali zespołowi, skoro efektem była kolejna wyjazdowa porażka.

Dobre momenty w grze mieli: Anton Fase i Adrian Małachowski (mimo szybko ujrzanej czerwonej kartki). Czas pokaże czy to przełoży się to na to, iż obaj piłkarze będą wartością dodaną dla ŁKS. Jeśli tak, to dobrze by było, żeby w przypadku Fase stało się to w najbliższym meczu. Czas nagli!

Zdjęcia: Łukasz Grochala/Cyfrasport/ŁKS Łódź

A może więcej by dali piłkarze znakomicie sobie radzący w drugiej drużynie w II lidze, w tym najwaleczniejszy z walecznych ełkaesiaków – Oskar Koprowski?

1 września o godz.18 ŁKS podejmie Wartę Poznań, która w ostatnim meczu zremisowała z Cracovią 0:0 i ma, jak ŁKS, na swoim koncie 6 zdobytych punktów. Nie zagrają wykartkowani w Krakowie w meczu z Puszczą: Jakub Letniowski (czwarta żółta) i nowy Adrian Małachowski (czerwona).

Chcielibyśmy bardzo, żeby Polska to był sędziowski kraj Szymonów Marciników, ale tak nie jest. Rzeczywistość skrzeczy, a najlepszym tego dowodem praca arbitrów podczas spotkania Puszczy z ŁKS. Sędzia główny Patryk Gryckiewicz (Toruń) nie panował kompletnie nad sytuacją. Ratował swój wątpliwy autorytet szastając żółtymi kartkami, czym skutecznie utrudniał grę, głównie ełkaesiakom.

Czytam, że ustanowił swój kartkowy rekord kariery, ale chyba nie o takie rekordy chodzi. Na dodatek pomylili się chyba panowie obsługujący VAR, bo dostępne powtórki pokazują czarno na białym, że przy drugim golu dla Puszczy, zawodnik tej drużyny był na pozycji spalonej! Dla dobra polskiej piłki, ta ekipa powinna ochłonąć i odpocząć, przynajmniej na jakiś czas, od sędziowania!

Widzew. Wszyscy z zadowolenia klepią się po plecach, a tymczasem okrutna prawda mówi wprost: nie jest lepiej!

Wygląda na to, że w Widzewie rządzi towarzystwo wzajemnej adoracji. Jest miło, przyjemnie, wszyscy klepią się po plecach, a wyniki? Jakie są, każdy widzi. Były przeciętne i są… przeciętne, a może jeszcze gorsze. Dowodem jest wyjątkowo bolesna, bo na własnym stadionie, porażka ze Śląskiem Wrocław, w meczu w którym podopieczni Janusza Niedźwiedzia nie mieli, mówiąc szczerze, nic do powiedzenia. Ba, nie przeprowadzili żadnej składnej akcji, ani razu nie strzelali celnie na bramkę rywali.

Przed spotkaniem prezes Michał Rydz chwalił pion sportowy za sprowadzenie Sebastiana Kerka, choć nikt tak naprawdę nie wie, czy coś wartościowego wniesie do drużyny. Wcześniej zachwycano się przy al. Piłsudskiego ostatnimi transferami, tymczasem panowie Silva czy Alvarez na razie (w którym to już spotkaniu) to futbolowi przeciętniacy, jakich wśród naszych polskich futbolistów można znaleźć na kopy. Co jest wart napastnik Rondic, trudno stwierdzić, bo na razie ściągnięto go nawet nie do pełnienia roli jokera w futbolowej talii, a grania nic nie znaczących ligowych ogonów. W takiej roli można spokojnie obsadzać wcześniej przygotowanych piłkarzy z… drugiej drużyny.

Widać, jak na dłoni, że gra czterema obrońcami nie przynosi spodziewanych korzyści. W grze defensywnej Widzew popełnia juniorskie błędy, pozwalając na to, jak w meczu z wrocławianami, że jedno inteligentne prostopadłe podanie przez dwie formacje, pozwala rywalom na przeprowadzenie bramkowej akcji. W grze ofensywnej brakuje na bokach dwójkowych ataków z szybką wymianą piłki, w których lider Bartłomiej Pawłowski czuł się jak ryba w wodzie, a teraz za często i niepotrzebnie spełnia jedynie rolę przyglądającego się boiskowym wydarzeniom statysty.

Szkoleniowym skandalem jest nie znalezienie w okresie przygotowawczym i przygotowanie do ligowej gry młodzieżowca. To sprawia, że łodzianom przychodzi grać w dziesięciu, bowiem promowani przez trenerów młodzi gracze nie pasują (na razie?) do nie najwyższych przecież ekstraklasowych standardów.

Wygląda na to, że tą całą akademię, która nie może wychować odpowiedniej klasy zawodnika oraz tak chwalony pion sportowy, który nie potrafi w Polsce wytropić utalentowanego gracza o odpowiednich umiejętnościach, można o kant stołu potrzaskać.

W sumie jeżeli w klubie nie będzie krytycznej analizy, tego co się dzieje, to przyszłość nie rysuje się w jasnych barwach.

Morale, a także wartość zespołu w defensywie, mógłby podnieść Kamil Glik, ale wygląda na to, że negocjacje łodzian z byłym reprezentantem Polski się nie udały i piłkarz trafi do Cracovii.

Trener ŁKS Kazimierz Moskal: To nasza wina, że przegraliśmy ten mecz

Fot. Cyfrasport/ŁKS Łódź

ŁKS przegrał czwarty wyjazdowy mecz w ekstraklasie. Tym razem z Puszczą Niepołomice 1:2. Opinie po spotkaniu za www.puszcza-niepolomice.pl

Kazimierz Moskal (ŁKS Łódź): Czego byśmy nie powiedzieli, to nasza wina, że przegraliśmy ten mecz. W pierwszą połowę weszliśmy bardzo słabo, Puszcza nas zdominowała swoim sposobem gry. Odrzucili nas od środka boiska i nie potrafiliśmy się do pewnego momentu temu przeciwstawić. Efektem była bramka, stracona z rzutu karnego.

Drugą połowę zaczęliśmy dobrze. Wydawało się, że będziemy mogli coś więcej ugrać, ale przydarzyła się niefortunna strata w środku pola, następnie faul, którego konsekwencją była czerwona kartka.

Martwi mnie sędziowanie. Nie może być tak, że sędzia może wszystko, a trener nie może nawet tego skomentować bez napomnienia. Trochę to jest niepoważne. Czy to jest takie trudne, żeby zwrócić się do trenera i wyjaśnić, dlaczego podjęło się daną decyzję? Nie wiem. Najprościej jest pokazać kartkę i pobiec do środka boiska.

Tomasz Tułacz (Puszcza Niepołomice): Chciałem przede wszystkim podziękować całej społeczności ŁKS, która bardzo pomogła nam dziś w sprawach organizacyjnych. Z tego miejsca bardzo dziękuję.

Co do meczu? Bardzo trudny mecz. Przewidzieliśmy to w swoich planach. Chciałbym więc pochwalić zespół za realizację założeń, które mieliśmy zaplanowane. Minusem był początek drugiej połowy. Bramka szybko stracona, potem zastój – ale bardzo mnie cieszy odpowiednia reakcja zespołu na wydarzenia boiskowe.Te punkty są bardzo ciężko wywalczone.

Nie chcemy zadowalać się tym, że wszyscy nam gratulują samej obecności w ekstraklasie. Poza samym funkcjonowaniem i byciem chcemy mieć przyjemność z tego, jak gramy i stawiać sobie kolejne cele. Chcemy eksponować swoje cechy, których nawet w ekstraklasie niektóre zespoły się obawiają.

ŁKS wielkimi krokami zmierza do spadku z ekstraklasy. Czwarta porażka w wyjazdowym meczu, druga z beniaminkiem. Tak grać po prostu nie można!

W taki sposób zmierza się wielkimi krokami do spadku. Co z tego, że ŁKS strzelił pierwszą bramkę na wyjeździe, skoro przegrał czwarty mecz na obcym boisku, drugi z beniaminkiem. Na dodatek łodzianie ujrzeli grad (osiem) żółtych kartek i aż dwie czerwone (Małachowski i trener Drechsler). Tak dalej być nie może, inaczej łodzianie polecą na łeb i na szyję do I ligi!

Spotkanie od mocnego akcentu zaczęli gospodarze (grający na stadionie Cracovii). Koj z 20 metrów posłał piłkę obok słupka. ŁKS ostro zaczął spotkanie. W ciągu 60 sekund żółte kartki po faulach ujrzeli Pirulo i Letniowski (pauzuje w kolejnym spotkaniu). A potem podobny kartonik ujrzeli Dankowski i członek sztabu ŁKS. Nie minęła 12 minuta spotkania!

Puszcza była konkretniejsza. Zbierała drugie piłki. Zmuszała łodzian do bronienia własnego przedpola. W 22 min po stałym fragmencie gry Mroziński sprawdził refleks Bobka. Pierwszy celny strzał. Za chwilę kolejny – Siemaszki. Znów lepszy był bramkarz gości.

Co z tego, skoro po analizie VAR arbiter uznał, że Pirulo kopnął w polu karnym Zapolnika. Craciun pewnym strzałem w róg wykorzystał jedenastkę.

Indywidualne szarże łodzian bez właściwego wsparcia kolegów kończyły się fiaskiem. Mecz wyglądał jak starcie futbolowego profesora z uczniakiem. W tej ostatniej roli występował niestety ŁKS. Bardzo, bardzo smutne.

Goście mieli szczęście, bo po kontrze i podaniu Siemaszki w sytuacji sam na sam Bartosz, który wyprzedził Dankowskiego, przestrzelił. W odpowiedzi po główce Letniowskiego piłkę sprzed linii bramkowej wybił Stępień.

W przerwie trener Moskal dokonał trzech zmian w składzie. Nie miał innego wyjścia. Trzeba było szukać lekarstwa na beznadziejną grę podopiecznych. I takie się znalazło. Debiutant Małachowski świetnie dograł piłkę do Tejana, a ten po 30 sekundach drugiej połowy zdobył debiutanckiego gola w barwach ŁKS. Małachowski krótko był bohaterem. Po niebezpiecznym ataku na nogę Bartosza w 54 minucie ujrzał czerwoną kartkę! Debiutant pograł w ekstraklasie… dziewięć minut.

ŁKS musiał walczyć w dziesiątkę. I stało się to, co musiało się stać. Cofnięty ŁKS dał się zaskoczyć składną akcją gospodarzy. Łodzianie (Dankowski, Flis, Monsalve) patrzyli bezradnie, jak rywale wymieniają piłkę. W podsumowaniu Cholewiak pewnym strzałem w róg dał gospodarzom prowadzenie. Po długiej analizie VAR gol został uznany. Bobek ratował ŁKS przed stratą kolejnego gola. ŁKS też miał szansę na bramkę, ale debiutant Fase trafił w boczną siatkę. ŁKS przegrał. Nie pomógł bramkarz Bobek w polu karnym rywali. Puszcza przebiegła ponad 128 kilometrów i wybiegała cenne zwycięstwo.

Mecz obserwowało ponad 2 tysiące widzów.

Puszcza Niepołomice – ŁKS 2:1 (1:0)

1:0 – Craciun (25, karny), 1:1 – Tejan (46), 2:1 – Cholewiak (75)

ŁKS: Bobek – Louveau (46, Małachowski), Monsalve, Flis, Dankowski (84, Fase), Letniowski (46, Hoti), Mokrzycki, Głowacki, Pirulo (46, Szeliga), Tejan, Ramirez (60, Tutyskinas)

Janusz Niedźwiedź po bolesnej porażce Widzewa: Niepokoi brak solidności

Niektórzy mówią, że po słabym meczu, ja powiem więcej, momentami beznadziejnym, w wykonaniu łodzian, Widzew przegrał ze Śląskiem Wrocław 0:2. Jak podają Sportowe Fakty po raz ostatni w  ekstraklasie Śląsk Wrocław wygrał w Łodzi w listopadzie 2000 roku po dwóch bramkach Piotra Włodarczyka i jednej Michała Stolarza WKS zwyciężył na Widzewie 3:0.

Opinie za widzewtomy.net

Janusz Niedźwiedź: Jesteśmy niezadowoleni. Wynik to jedno, ale w ogóle to, co pokazaliśmy dzisiaj było niezadowalające. Zagraliśmy poniżej naszych – a także kibiców – oczekiwań. Niepokoi brak solidności. Mieliśmy agresywnie pressować, a tego nie robiliśmy. Co mnie bardziej martwi, to brak komunikacji, przeciwnicy w zbyt prosty sposób dostali się pod naszą bramkę przy pierwszym straconym golu. Cały czas śledzimy rynek, więc myślę, że wchodzimy w ten ostatni etap okienka i będziemy jeszcze rozmawiać o tym, jakie mamy możliwości

Jacek Magiera: Cieszymy się bardzo ze zwycięstwa. Zapracowaliśmy na to konsekwentną grą. Powiedziałem w szatni tylko dwa słowa: „wygrał zespół”. Cieszymy się również z czystego konta, bo dawno taka sytuacja nie miała miejsca. Wiedzieliśmy jak odciąć te najmocniejsze punkty Widzewa. Ani Pawłowski, ani inni piłkarze rywala nie mieli dogodnych sytuacji. Tak jak mówiłem wcześniej, mecz był w stylu angielskim, bo atmosfera tutaj jest niesamowita i wygrana w takiej atmosferze jest świetnym uczuciem.

Patryk Stępiński: Rywale wykorzystali nasze błędy. Najważniejsza statystyka, czyli strzelone gole, są po stronie Śląska. To on znalazł lepszy sposób na to spotkanie.

Henrich Ravas: Popełniliśmy zbyt dużo błędów, po których rywal miał okazję do strzelenia gola.

Antoni Klimek: Przeciwnicy byli od nas lepsi, mieli bardzo fajny plan na ten mecz, a przede wszystkim skuteczny. Z kolei my nie byliśmy w swojej optymalnej dyspozycji. Popełnialiśmy sporo małych błędów, które Śląsk wykorzystał. To nie tak miało wyglądać.

Co dalej?  30 sierpnia wrocławianie zagrają zaległy mecz na wyjeździe z Pogonią Szczecin, a 2 września podejmą u siebie Jagiellonię Białystok. Dzień później o godz. 17.30 Widzew zagra w ligowym klasyku na Łazienkowskiej z Legią Warszawa.

Widzew. Wracają zmory z końcówki zeszłego sezonu? Łodzianie przegrali zasłużenie pierwszy mecz na własnym boisku. Kibice: RTS, co wy robicie?!

Czy wracają zmory z końcówki zeszłego sezonu? Przypomnijmy, wtedy Widzew przegrał sześć meczów z rzędu na własnym boisku. Teraz, po dwóch zwycięstwach u siebie, doznał pierwszej porażki, będąc zespołem słabszym od rywali, czego dowodem fakt, że nie przeprowadził żadnej groźnej akcji i nie strzelił celnie na bramkę Śląska.

To miał być mecz angielskiej bezkompromisowej wymiany ciosów, pojedynek napastników – z jednej strony Sanchez, z drugiej Exposito i wreszcie spotkanie… zmian w składzie gospodarzy. Trener Niedźwiedź dokonał trzech roszad. Wypadli: Żyro, Przybułek, Terpiłowski. Pojawili się na boisku: Silva, Kun i Klimek.

Już w pierwszej groźnej akcji znakomicie pokazał się Exposito. Wyprzedził Szotę, wycofał piłkę do Schwarza, a ten strzelając zza pola karnego fatalnie skiksował. Do dwóch razy sztuka. Kompletnie pogubieni gospodarze w środku pola pozwolili na prostopadłe podanie przez dwie linie Petkowowi, a sytuację sam na sam pewnym strzałem w długi róg popisał się Nahuel.

Exposito był nie do zatrzymania dla łodzian. Przebiegł nieomal pół boiska, minął kilku łodzian, a jego strzał z najwyższym trudem obronił Ravas. W kolejnej akcji po podcince Rzuchowskiego w doskonałej sytuacji piłka wylądowała nad bramką. Słabiutko grający łodzianie mieli furę szczęścia, bo gdyby wrocławianie byli skuteczniejsi mogło już być po meczu.

Widzew przejął inicjatywę, ale grał wolno, przewidywalnie, nie potrafił choć raz celnie strzelić na bramkę rywali. Łodzianie mogli wpaść na własną minę. Po nieprzepisowo zatrzymanej akcji gości powinna być druga żółta kartka dla Silvy, ale niezrozumiałej pobłażliwości sędziego Stefańskiego widzewiak zawdzięcza to, że został na boisku.

W drugiej połowie nic się nie zmieniało. Exposito był poza zasięgiem łódzkich piłkarzy, którzy mieli ogromne kłopoty, żeby go zatrzymać. Ostatecznie na miejscu był Ravas. Kapitan wrocławian miał po przerwie przynajmniej trzy okazje, żeby zdobyć bramkę. Co się odwlecze, to nie uciecze. Po stałym fragmencie gry – rzucie wolnym wykonywanym przez Nahuela, Paluszek z trudnej pozycji zdobył głową drugą bramkę.

Mogło być 0:3, ale po rzucie wolnym Exposito, łodzianie dzięki interwencji Terpiłowskiego obronili się przed stratą bramki. Mógł być w koćcu gol dla gospodarzy. Po centrze Milosa Nunes z metra trafił w… słupek bramki gości.

Mecz obserwowało na trybunach 17 tysięcy 104 widzów. Kibice skandowali: RTS, co wy robicie?! Pytanie, jak najbardziej zasadne.

Widzew – Śląsk0:2 (0:1)

0:1 – Nahuel (13), 0:2 – Paluszek (80, głową)

Widzew: Ravas – Stępiński (58, Milos) , Szota, Silva (58, Żyro) , Nunes – Hanousek (76, Rondić) – Klimek (46, Terpiłowski), Kun (58, Shehu), Alvarez, Pawłowski – Sanchez

Czy Engjell Hoti powinien znów pojawić się w wyjściowej jedenastce ŁKS w meczu z Puszczą Niepołomice?

W ekstraklasie, gdy brakuje ci umiejętności, zwycięstwa musisz wybiegać i wyszarpać, gryząc trawę. ŁKS pokazał, że to umie robić, na dodatek w doliczonym czasie gry, co dodaje dramaturgii meczom łodzian i co tu kryć przynosi im rozgłos w całej futbolowej Polsce i przysparza moc sympatii. To też bezcenne wartości.

Bohaterem pojedynku z Pogonią był autor złotej bramki w 97 minucie Engjell Hoti. Czy tym samym udowodnił, że znów zasługuje na miejsce w podstawowej jedenastce? Trener Kazimierz Moskal jest ostrożny w jednoznacznych deklaracjach. Dlaczego?

Wie, że choć pomocnik ma spore umiejętności, czemu nikt nie zaprzeczy, to jednak gra chodzonego, co przeczy temu, co dziś preferuje ŁKS. Może lepiej, żeby był jokerem w talii?

Na dziś jedno wydaje się pewne. Jeśli siły na rozegranie meczu w pełnym wymiarze czasowym będzie miał zatwierdzony w ostatniej chwili Michał Mokrzycki, który w spotkaniu z Pogonią wiele razy udanymi interwencjami ratował skórę zespołowi, to on ma pewne miejsce w podstawowej jedenastce.

Zdjęcia Łukasz Grochala/Cyfrasport/ŁKS Łódź

Czy w kolejnym ligowym spotkaniu, z innym beniaminkiem – Puszczą w Krakowie 26 sierpnia o godz. 17.30 łodzianie znów zagrają pięcioma obrońcami? Kazimierz Moskal mówi: Absolutnie nie odchodzimy od tego sposobu czy systemu, który funkcjonował wcześniej. W zależności od tego jak uznamy, z jakim przeciwnikiem będziemy grali, jakich ludzi będziemy mieli do dyspozycji to chciałbym mieć taką opcję by nawet w trakcie meczu przejść na inne ustawienie. 

Puszcza przegrała w ostatniej kolejce z Zagłębiem 0:1 –  – Brakowało nam odwagi, agresywności. To nie jest nasze DNA.  Jesteśmy mniejsi od każdego, ale grając w ekstraklasie powinniśmy mieć ogromne serce, powinna nas cechować bezkompromisowość – mówił po spotkaniu niezadowolony trener Tomasz Tułacz. Puszcza do tej pory wszystkie cztery punkty zdobyła występując w roli gospodarza.

ŁKS w Krakowie postara się z kolei o przełamanie fatalnej passy. Do tej pory łodzianie przegrali wszystkie trzy wyjazdowe spotkania. Stracili sześć goli, nie strzelili żadnego.

Czy grając czwórką obrońców Widzew będzie w stanie zatrzymać niesamowitego Erika Exposito?

Jest dobrze, jest dobrze, więc o co wam chodzi? Felietonista Przeglądu Sportowego chce zagłaskać na śmierć trenera Janusza Niedźwiedzia. To trochę brzmi jak przestroga. Kiedyś pupilem stołecznej gazety był były już na szczęście dyrektor sportowy ŁKS – Krzysztof Przytuła, który w Łodzi poległ jak Napoleon w bitwie pod Waterloo.

Widzew w pięciu meczach zdobył siedem punktów, niektóre, w tym ostatni szczęśliwie, może nie tyle dzięki wspaniałej taktyce i umiejętnościom (choć tych Jrodi Sanchezowi nie można odmówić), a wielkiej ambicji, determinacji, woli walki do samego końca spotkania.

Lider zespołu Bartłomiej Pawłowski: Ataków było z naszej strony sporo, ale brakowało finalizacji i tego ostatniego celnego podania, albo strzału na bramkę. To jest niestety zbyt mało, żeby móc zdobywać więcej goli. Cieszymy się, że udało się wpuścić trochę świeżej krwi, bo zmiany z pewnością pomogły, a Jordi Sanchez strzelił bramkę, która dała nam remis. Zawsze gdy robi się taki come back, walczy się do końca i uzyskuje pozytywny wynik, to zawsze jest w zespole taka dobra energia, która daje kopa i tę myśl, że przywozi się jednak te punkty do domu.

Czy ten brak ostatniego podania i strzałów to trochę nie jest wynik tego, że łodzianie grają czterema obrońcami, trzymającymi się głównie własnego przedpola? Mniej, dużo mniej, jest dwójkowych akcji oskrzydlających, w których szczególnie może się wykazać Pawłowski.

Trener Janusz Niedźwiedź twierdzi, że dokładnie analizuje każde spotkania, choć podczas konferencji prasowych raczej mówi na okrągło. Miejmy jednak nadzieję, że w szatni, gdy nie ma telewizyjnych kamer, jest krytyczna analiza i wyciąganie wniosków. Oby tak było, bo Widzew nie jest tuzem ekstraklasy i każdy zdobyty punkt jest na wagę złota.

25 sierpnia o godz, 20.30 łodzianie podejmą Śląsk Wrocław, który w ostatniej kolejce pokonał Lecha Poznań (3:1), dzięki niesamowitemu meczowi swojego kapitana Erika Exposito, który zdobył dwie bramki i zaliczył asystę, a przy tym jak wspaniale i skutecznie walczył o piłkę nawet z trzema atakującymi go rywalami. To był chyba najlepszy występ piłkarza w tegorocznych rozgrywkach. Lider wrocławian ma już na koncie cztery trafienia. Oj, widzewiacy będą mieli z zatrzymaniem Erika wiele pracy!

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑