Rezerwowy Pafka

Tag: widzew (Page 19 of 30)

Widzew. Drogi dyrektorze Wichniarek, to że macie tak wspaniałe statystyki nie oznacza wcale, że nic złego się nie dzieje!

Nie powiem, zaskoczył mnie dyrektor sportowy Widzewa Tomasz Wichniarek, który na Twitterze w ramach widzewskiego pokoju „WidzewRedRoom” opowiada o drużynie tak, jakby nic złego się nie działo. A przecież fakty są okrutne. Gdyby jesienią łodzianie nie byli rewelacją rozgrywek, a grali tak słabo jak wiosną, dziś, co jest wpisane w DNA beniaminków (?), kurczowo broniliby się przed spadkiem. Co się stało, że Widzew zamiast zrobić krok do przodu, wyraźnie się cofnął i perspektywa na dziś wygląda tak, że przed nowym sezonem trzeba będzie zainwestować w transfery i budować nową drużynę. Przy braku krytycznej analizy kroku do przodu się nie zrobi!

Tymczasem dyrektor Wichniarek cytowany przez www.widzewtomy.net widzi to tak: Paradoksalnie muszę powiedzieć, że analizowaliśmy naszą grę po rundzie jesiennej i doszliśmy do wniosku, że były w naszej grze aspekty, które chcielibyśmy, aby trener poprawił i my to poprawiliśmy (…) Do tej pory mamy lepsze statystyki i wiosną lepiej wykonujemy działania w ofensywie, niż miało to miejsce jesienią. W sporcie liczy się wynik, to jest najważniejsze i ten wynik niestety dziś za tym nie idzie. Patrząc na realizację zadań, czyli przykładowo szybkości w pressingu, odbierania piłki, kreowania sytuacji, to polepszyliśmy te statystyki.

Rozmawiałem z dyrektorem Newcastle, bo byłem na specjalnym kursie i oni również mówią, że przywiązują dużą wagę do statystyk, ponieważ zdobyta bramka jest wypadkową pewnych zdarzeń, na które nie zawsze przekłada się dobra gra. My zdobyliśmy jesienią tych punktów tyle, że dzisiaj możemy spokojnie na to patrzeć i obserwować, jak nasz zespół się rozwija.

Każdy zespół będzie miał w lidze jakiś kryzys i ważne, żeby go wytrzymać. Z pewnością dziś wyglądamy słabiej niż w meczach z Pogonią czy Legią, ale też pamiętajmy, że nie ma możliwości, żeby utrzymać formę zespołu na tym samym poziomie.

W sobotę o godz. 15 Widzew podejmie Stal Mielec.

Trener Janusz Niedźwiedź: Nie jesteśmy zadowoleni z tego dorobku punktowego, który mamy na wiosnę, ale to już przeszłość. Teraz najważniejszy jest mecz ze Stalą Mielec. Jak pokonać rywala? Skuteczność w ataku, dobre zabezpieczenie bramki, blokowanie tych przestrzeni, które Stal chce wykorzystać. Musimy zrobić wszystko i dać z siebie maksimum. Jak się patrzy na sposób gry Stali Mielec, to mnie ten zespół się podoba. Co roku się powtarza, że wiele zespołów jest zamieszanych w walkę o utrzymanie i wyższe miejsca. Kluczowe jest punktowanie i wyciskanie maksa.

Opinie łódzkich trenerów po ligowej niedzieli. Janusz Niedźwiedź mówi o problemach, Kazimierz Moskal o… błędach

Dwa różne mecze, dwa różne wyniki, dwa spojrzenia trenerów na boiskowe wydarzenia. Widzew rzutem na taśmę zremisował z Cracovią 1:1, ŁKS pokonał Chojniczankę 2:1. Janusz Niedźwiedź mówi o problemach, Kazimierz Moskal o… błędach.

Janusz Niedźwiedź – Widzew: To było dla nas bardzo trudne spotkanie. Wynik nas cieszy, bo jeśli się strzela gola w samej końcówce, chyba po raz trzynasty w tym sezonie, to pokazuje, że zespół ma charakter i zawsze gra do końca. Mam duży szacunek do moich piłkarzy, do wszystkich, którzy z nami pracują. Ten remis nas cieszy, zwłaszcza w okolicznościach, jakie były przed meczem, a później w jego trakcie.

W ostatnim czasie naszą drużynę przetrzebiły różnego rodzaju przeziębienia i choroby. Dzisiaj nie mógł być z nami Patryk Stępiński, nie było Ernesta Terpiłowskiego, od dłuższego czasu nie mamy do dyspozycji Fabio Nunesa. Kilku zawodników grających w tym meczu też miało swoje problemy. My także mamy swoje problemy jeśli chodzi o warunki, w których funkcjonujemy na boiskach treningowych. Nie możemy liczyć na takie warunki, jakie byśmy chcieli, jakie powinniśmy mieć. Dlatego ogromne uznanie na ten mecz dla wszystkich. Zawodnicy wychodzą, zaciskają zęby i codziennie mocno pracują na to, żeby teraz, w takich momentach, cieszyć się z tego gola.

Kazimierz Moskal – ŁKS: Nie był to nasz wielki mecz. Natomiast ważne są punkty. Jedna rzecz, która mnie martwi to to, że gramy czwarty mecz u siebie i tracimy czwartą bramkę po rzucie karnym. Trochę to jest niepokojące. Nie był to chyba nasz dzień. Gra nie układała nam się tak jak byśmy chcieli, nie mieliśmy takiej kontroli jak chociażby w meczu z Ruchem. Stąd taki przebieg, ale takiego meczu się spodziewaliśmy, tak samo jak ze Skrą. Te mecze zazwyczaj są takie trudne.

Brakowało mi trochę pazerności w zespole po pierwszej bramce. Rozmawialiśmy o tym w przerwie, że nie było takiego parcia do przodu i wyjścia mocnego po odbiorze, czy w sytuacjach kiedy były takie możliwości. Nie mieliśmy tej kontroli w środku pola, takiej jaką byśmy chcieli. Środek pola decyduje o tym, jak ten zespół wygląda. 

Uff. Widzew wywalczył punkt w Krakowie w doliczonym czasie gry!

Widzew potrafi być niesamowity. 11 ostatnich goli strzelił po 65 minucie gry. Brawa za ambicję i walkę do końca. Tak wykuwa się widzewski charakter. To ósmy remis łodzian w sezonie.

Miejsce kontuzjowanych Stępińskiego i Terpiłowskiego w podstawowej jedenastce Widzewa zajęli Kreuzriegler i młody, zdolny Zawadzki, który po raz pierwszy zagrał od pierwszej minuty ligowego spotkania.

Pierwszy groźny strzał był dziełem gości, a dokładnie Shehu, ale piłka trafiła wprost w bramkarza. Inicjatywa należała jednak do Cracovii, która atakowała coraz groźniej. Po centrostrzale Konoplanki piłka odbiła się od słupka. Po główce Knapa robinsonadą popisał się Ravas.

Widzew nie zamierzał się tylko bronić. Po odbiorze piłki i kontrze Pawłowski zagrał do Sancheza, ale strzał Hiszpana został zablokowany. W kolejnej akcji było jeszcze bliżej gola. Po główce Kreuzrieglera piłka odbiła się od poprzeczki. To trzynasta sytuacja w rozgrywkach, gdy po uderzeniach łodzian piłka lądowała na słupku lub poprzeczce.

Gospodarze mieli inicjatywę, łodzianie szukali szansy w kontrze. Za dwóch starał się Konoplanka, ale przesadził, gdy urządził padolino w polu karnym, za co został ukarany żółtą kartkę. W kolejnej akcji ratował gości Ravas po główce Kallmana.

Po przerwie pojawił się na boisku Czorbadżijski niewidziany na nim od… września minionego roku. Po godzinie gry Widzew mógł prowadzić. Po zagraniu Sancheza Sypek uderzał pod poprzeczkę, ale Niemczycki nie dał się zaskoczyć. W kolejnej udanej akcji bramkarz Cracovii nie dał się zaskoczyć Zielińskiemu. Mecz stał się letni, usypiający, co zapowiadało bezbramkowy remis.

Nic z tego. Futbol jest grą przypadku. Gdyby w polu karnym Widzewa nie odbiła się od blokującego podanie Pawłowskiego, nie trafiła do nieobstawionego Oshimy, który strzelił pierwszą bramkę w ekstraklasie, gol pewnie by nie padł. Stało się inaczej.

Widzew próbował odrobić straty. Zaatakował. Rapa sfaulował w polu karnym Czorbadżijskiego, a Kreuzriegler w czwartej doliczonej minucie gry wykorzystał jedenastkę!

Cracovia –Widzew 1:1 (0:0)

1:0 – Oshima (81), 1:1 – Kreuzriegler (90+4, karny)

Widzew Łódź: Ravas – Żyro (46, Czorbadżijski), Szota, Kreuzriegler, Zieliński, Shehu (84, Letniowski), Hanousek, Kun (84, Ciganiks), Zawadzki (58, Sypek), Pawłowski – Sanchez

8 kwietnia Widzew o godz. 15 podejmie Stal Mielec.

Widzew. Wiosna nie jest udana, bo pomocnicy znikają z ligowych radarów

Co tu kryć, ligowa wiosna Widzewa nie jest udana. Wystarczy spojrzeć na ostatni miesiąc. W meczach z Wartą Poznań, Wisłą Płock i Lechem Poznań łodzianie zdobyli tylko jeden punkt. Po ośmiu spotkaniach wiosny łodzianie mieli o dwa punkty więcej i o dwa zwycięstwa więcej.

Dlaczego zamiast kroku do przodu jest ligowa stagnacja? We wszystkich pojedynkach Widzew zaczynał spotkania z werwą, animuszem, bez cienia kompleksów, a potem mający kreować grę pomocnicy znikali z ligowych radarów. Na dodatek ataki skrzydłami przypominały przelewanie z pustego w próżne. Następowała zapaść, sypały się taktyczne założenia, jedne czy dwa zrywy, udane dryblingi nie były w stanie zmienić sytuacji. Jedyny Bartłomiej Pawłowski (podpisał nowy kontrakt z Widzewem. Umowa będzie obowiązywać do zakończenia sezonu 2023/24), starający się ciągnąć grę, to widać za mało, żeby liczyć na sukces.

Czy to znaczy, że trzeba szukać nowych personalnych rozwiązań w tej formacji? A może wystarczyła ligowa przerwa na zbudowanie lepszej formy piłkarzy, na których stawiał do tej pory trener Janusz Niedźwiedź? Niewiele wiemy o tajnym, zwycięskim sparingu z Jagiellonią, ale zestawienie drugiej linii: Zieliński, Shehu, Letniowski (60, Hanousek), Kun – Sypek (46, Terpiłowski), Normann Hansen (60, Zawadzki) daje dużo do myślenia. Może to jest czas, żeby dać prawdziwą ligową szansę Filipowi Zawadzkiemu?

W niedzielę o godz. 15 wyjazdowy mecz łodzian (szósta lokata) z sąsiadem w tabeli – Cracovią (siódme miejsce). Jesienią Widzew wygrał 2:0 po bramkach Dominika Kuna i Marka Hanouska. Jak będzie teraz?

40 lat temu Widzew wyeliminował Liverpool. Właściciel klubu – Tomasz Stamirowski: Bez tej wspaniałej przeszłości, dziś nie byłoby pełnego stadionu podczas każdego spotkania

Czterdzieści lat temu Widzew Łódź wyeliminował Liverpool i awansował do półfinału Pucharu Europy. Łódzki klub chce uczcić i przypomnieć to wyjątkowe wydarzenie w polskim futbolu.

Właściciel klubu – Tomasz Stamirowski: Prawda jest taka, że bez tej wspaniałej przeszłości, dziś nie byłoby pełnego stadionu podczas każdego spotkania. Wizerunek klubu budują tradycja, charakter, ambicja. On został ukształtowany w czasach wielkiego Widzewa, który awansował do półfinału Pucharu Europy. To największy nasz klubowy sukces .

Będzie zaszczytem gościć uczestników tamtych wydarzeń podczas ligowego meczu z Piastem Gliwice. Będzie okazja uhonorować bohaterów tamtych spotkań, będzie uroczysta kolacja i oczywiście będą spotkania z kibicami. Patronem tego wielkiego wydarzenia jest województwo łódzkie.

Wiesław Wraga: Przyszedłem do Widzewa, a nie do Lecha czy Pogoni, bo wiedziałem, że tu są ludzie, którzy chcą coś osiągnąć, którzy nie boją się żadnych wyzwań. Marzyłem jako młody chłopak, żeby kiedyś zagrać w Anglii. I to marzenie się ziściło i to jak. Zagrałem przy pełnym stadionie przeciwko Liverpoolowi i byłem graczem zespołu, który potrafił wyeliminować ten wielki klub. Takie spotkania budują sportową tożsamość, ale też wtedy sprawiły, że mieliśmy kibiców w całej Polsce i tak jest też do dziś.

Krzysztof Kamiński: Pamięć tamtych wydarzeń w starszym pokoleniu jest wciąż bardzo żywa. Cieszę się, że będziemy mogli teraz dotrzeć do młodych fanów, pokazać jakiemu klubowi kibicują. Moim marzeniem, jak wszystkich kibiców, jest to żeby ujrzeć Widzew w europejskich pucharach, zobowiązuję właściciela klubu, żeby ten cel zrealizował. Ja mu chętnie w tym pomogę.

– Czy Widzew ma dziś szansę na grę w europejskich pucharach?

Tomasz Stamirowski: Póki piłka w grze wszystko jest możliwe. Prawda jest jednak taka, że czołowa czwórka jest od nas znacznie silniejsza. Zdajemy sobie sprawę, że musimy cały czas wykonywać ciężką pracę, żeby Widzew wrócił na swoje miejsce.

Widzew w odwrocie. Druga porażka z rzędu na własnym stadionie

W starciu drużyn czołówki ekstraklasy z dużej chmury mały deszcz. Wielkie emocje w tym pojedynku zaczęły się dopiero w 71 minucie. Niestety, ósma porażka w sezonie sprawiła, że Widzew coraz bardziej oddala się od czołówki.

W wyjściowej jedenastce łodzian pojawili się Shehu i Zieliński, wrócił do niej Terpiłowski. W Lechu na ławce rezerwowych mecz zaczął as atutowy drużyny – Ishak.

Pierwsza połowa była rozczarowująca, bez choćby jednego celnego strzału. Pomocnicy tak jednej, jak drugiej drużyny, nie byli w stanie stworzy groźnych bramkowych sytuacji. Starał się tylko Pawłowski, ale jego uderzenia były skutecznie blokowane.

W drugiej połowie obraz gry się nie zmieniał, a przykładem boiskowej słabości była kontra łodzian, przy której pogubił się Terpiłowski, który zamiast podawań do mogącego znaleźć się w sytuacji sam na sam Sancheza, wdał się w przegrany pojedynek z obrońcą rywali.

Pierwsza składna akcja przyniosła pierwszy celny strzał i gola. Stało się to po 71 minutach gry. Po znakomitym zagraniu Stępińskiego, Pawłowski znalazł się w dogodnej sytuacji. Miał na plecach obrońcę, ale nic sobie z tego nie robił. Kontrolował piłkę i posłał ją do bramki nad ręką Bednarka.

Odpowiedź przyszła nieomal natychmiast. Spóźnili się Szota i Stępiński. W tej sytuacji Marchwiński precyzyjnym uderzeniem głową doprowadził do wyrównania.

Kolejny brak krycia we własnym polu karnym doprowadził do straty drugiego gola. Z trzech metrów niepilnowany Velde bez problemu posłał piłkę głową do siatki. W ostatnich sekundach spotkania trenerowi Niedźwiedziowi trudno było ukryć zdenerwowanie i rozczarowanie.

Widzew przegrał drugi mecz z rzędu na własnym stadionie. Jest na szóstym miejscu w tabeli ekstraklasy. Do trzeciego Lecha traci już sześć punktów.

Widzew – Lech Poznań 1:2 (0:0)

1:0 – Pawłowski (71), 1:1 – Marchwiński (73, głową), 1:2 – Velde (79, głową)

Widzew: Ravas – Stępiński (90, Kreuzriegler), Szota, Żyro – Zieliński (90, Ciganiks), Hanousek, Shehu (78, Letniowski), Kun – Terpiłowski (78, Hansen), Pawłowski (90, Sypek) – Sanchez

Widzew jest mistrzem końcówek, ale czy ta seria zawsze będzie trwać?

Widzew zremisował rzutem na taśmę w Płocku 1:1, ale najlepiej wiosną nie jest. Wyniki mówią same za siebie: 3:3, 1:1, 0:0, 1:0, 2:2, 0:2, 0:1, 1:1. Byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie wyjątkowa łódzka specjalność. Podopieczni Janusz Niedźwiedzia są… mistrzami końcówek: Wisła 1:1 – Sanchez 90, Legia 2:2 – Pawłowski 83, Śląsk 1:1 – Hansen 90, Jagiellonia 1:1 – Kun 83, Pogoń 3:3 – Kreuzriegler 90. Czy tak będzie do ostatniego meczu ligowych zmagań? Nie ma żadnej gwarancji na to, że zażarta walka do samego końca, której piłkarzom Widzewa nie można odmówić, zawsze przyniesie szczęśliwy finał.

Łodzianie zajmują piąte miejsce. Do magicznej granicy utrzymania się w ekstraklasie (40 pkt) brakuje im trzech punktów. Teraz 19 marca o godz. 17.30 podejmą w hicie kolejki, mającego medalowe aspiracje Lecha Poznań.

Podsumowanie dramatycznego starcia w Płocku. Janusz Niedźwiedź: Końcówka osłodziła nam ten mecz. W drugiej połowie mieliśmy kilka fajnych akcji. Często brakowało nam dokładnego dośrodkowania lub dobrego podania. Znów jest doliczony czas i jestem zadowolony z tego, że strzelił bramkę właśnie Jordi. Mam nadzieję, że będzie to kolejny bodziec, żeby dalej te bramki zdobywał.

Pavol Stano: Bramka, którą straciliśmy  nie powinna mieć miejsca na poziomie ekstraklasy. Widzew w drugiej połowie polepszył swoją grę, ale wynik bardzo boli no i ogólnie muszę powiedzieć, że wielka szkoda.

Jordi Sanchez: Staram się zawsze pomagać drużynie i myślę, że to może być rozpoczęcie drogi do strzelania większej liczby bramek.

Bartłomiej Pawłowski: Odrabialiśmy straty, więc trzeba ten punkt doceniać. Trochę przeszkodziła nam murawa, bo było w wielu miejscach  klepisko i to miało duży wpływ na operowanie piłką. Nasz pomysł zakładał grę kombinacyjną, ale warunki trochę w tym przeszkadzały.

Widzew walczył do końca. Remis uratował w doliczonym czasie gry Jordi Sanchez

Jordi Sanchez czekał na gola 127 dni, czyli ponad cztery miesiące. I się doczekał. Zdobył bramkę na wagę remisu w meczu w Płocku w szóstej doliczonej minucie pojedynku. Ma ich już na koncie najwięcej w zespole – osiem. Dodając cztery asysty, daje to też mu miano najlepszego gracza w klasyfikacji kanadyjskiej (gole + asysty).

Wisła Płock wiosną przegrywała wszystko, co było do przegrania w ekstraklasie, aż do ostatniego starcia z Wartą Poznań, którą pokonała 1:0 po golu Szwocha. Jesienią łodzianie wygrali u siebie 2:1. Teraz nie potrafili powtórzyć tego wyniku, musieli uznać wyższość rywala.

Na mecz w Płocku do składu wrócili Sanchez i Milos, stracili miejsce w jedenastce Terpiłowski i Letniowski. Po raz pierwszy w tym sezonie w Widzewie od pierwszej minuty nie zagrał… młodzieżowiec.

Nie było łatwo atakować. Pod bramkami boisko w Płocku przypominało… kartoflisko, a murawa z każdą upływającą minutą coraz mniej nadawało się do grania.

Widzew atakował, miał przewagę. W 27 min Kamiński obronił strzał z dystansu Hanouska. To było pierwsze celne uderzenie w tym spotkaniu. 10 minut później Ravas obronił strzał Vallo, a Wisła przeszła do ofensywy. Na efekty nie trzeba było długo czekać.

W 40 min padł gol. Po zagraniu Furmana, podaniu Szwocha, Żyro zachował się jak futbolowe dziecko. Nie potrafił upilnować w polu karnym Wolskiego. Ten strzelił w krótki róg, teoretycznie pilnowany przez Ravasa. To była jednak tylko teoria, bo piłka wpadła do łódzkiej bramki. Wolski po raz siódmy w sezonie cieszył się ze zdobycia gola.

To był zły znak dla łodzian. Widzew nie potrafił w tym sezonie wygrać ligowego meczu, gdy jako pierwszy stracił bramkę!

W drugiej połowie Widzew atakował, ale robił to niemrawo, zbyt łatwo tracąc piłkę. Po jednej z takich strat gospodarze wyszli dwóch na jednego, ale nie potrafili tej akcji skutecznie rozegrać.

Łodzianie cały czas starali się odrobić starty. Po strzale Shehu w sam dolny róg bramki, znakomitą interwencją popisał się Kamiński. Widzew nie rezygnował. W doliczonym czasie gry po zagraniu rezerwowego Sypka, Sanchez przepchnął się między trzema graczami Wisły i z trzech metrów posłał piłkę do bramki!

Wisła Płock – Widzew Łódź 1:1 (1:0)

1:0 – Wolski (40), 1:1 – Sanchez (90+6)

Widzew: Ravas – Stępiński, Szota, Żyro (90, Kreuzriegler) – Milos (79, Sypek), Hanousek, Kun, Ciganiks (79, Zieliński) – Hansen (57, Shehu), Pawłowski – Sanchez

Widzew w Płocku. Czy… laga do Jordiego Sancheza okaże się skuteczna?!

Fot. Marek Młynarczyk, blog www.obiektywnasport.pl

W poniedziałek o godz. 19 Widzew zagra ligowy mecz z Wisłą w Płocku. Na razie łodzianie uważnie przyglądali się rywalom w… telewizji w meczu z Wartą Poznań. Wisła przełamała złą wiosenną passę. Po pięciu porażkach z rzędu wygrała 1:0, po świetnym odbiorze i precyzyjnym zagraniu Furmana do Szwocha.

Od 60 minuty płocczanie grali z przewagą jednego zawodnika, ale… nie było tego widać na boisku. Rywale atakowali i byli bliscy wyrównania, ale Wisłę uratowała poprzeczka. Pojawił się na boisku były ełkaesiak Sekulski, który kilka razy skutecznie walczył w defensywie, jak zwykle agresywnie, na granicy faul walczył napastnik Śpiączka, choć nie miał bramkowych okazji. W obronie pojawił się Rzeźniczak, a Wolski, który ostatnio przedłużył umowę z klubem, co uznano za sukces spisywał się przeciętnie.

Bardzo martwi fakt, że jedno z pól bramkowych już przed meczem przypominało… piaskownicę. Wybijać z niej piłkę czy o nią walczyć będzie prawdziwym wyczynem. Wygląda na to, że śniegowo – deszczowa mżawka nie ustąpi i na boisku, które odpoczęło od grania tylko cztery dni, będzie grać niezwykle trudno.

Co w tej sytuacji zostanie Widzewowi? No co… laga, polegająca na szybkim przejęciu piłki i wybiciu jak najszybciej i jak najdalej, w tym przypadku do wracającego do składu Sancheza.

Czy w tej sytuacji będą mieli wykazać się pomocnicy, skoro w takich grząskich warunkach łatwiej będzie bronić niż atakować? Oby znajdą się skrawki w miarę równego boiska, na których uda się stworzyć groźne akcje, dające nadzieje na rehabilitację po wpadce z Wartą Poznań (0:2). Niezłą zmianę w ostatnim spotkaniu dał Shehu. Może on pojawi się w wyjściowej jedenastce łodzian.

Porażki Widzewa i ŁKS. Oba zespoły pokazały te same słabe punkty, co miało wpływ na końcowe wyniki. Nasi gracze zamienili się w zawodników… szczypiorniaka

W piłce nożnej już tak jest. Jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz. Potwierdziła to ostatnia ligowa kolejka – tak w ekstraklasie, jak i w I lidze.

Drużyny Widzewa i ŁKS zagrały słabo, doznały niespodziewanych porażek. Widzew przegrał po raz pierwszy w 2023 roku.  ŁKS ostatni raz porażkę w I lidze poniósł 27 sierpnia ubiegłego roku. Cóż, każda seria ma koniec, szkoda że w tym przypadku w słabym stylu. Teraz skończyło się na stracie cennych punktów, utyskiwaniach kibiców, w mediach wspomniano o tym raz i wystarczy.

Przypomnę, tydzień wcześniej po energetycznych, zwycięskich spotkaniach nasze teamy: Widzew i ŁKS długo były na ustach całej futbolowej Polski. Dlaczego tym razem nie wyszło? Przyczyny w obu łódzkich klubach wydają się podobne: słaba, niezbyt kreatywna gra drugiej linii, brak wartościowego napastnika, wejścia zmienników bez pozytywnego wpływu na jakość i przebieg gry, choć w przypadku Widzewa dochodzi jeszcze jedna tajemnicza sprawa. Prezes Mateusz Dróżdż napisał na Twitterze, że przed meczem miał pretensje do jednego z zawodników. I nie chodzi o grę. A o co? Miejmy nadzieję, że prezes wyjaśni o co chodzi, tymczasem wróćmy do gry w ostatniej kolejce.

Cóż z tego, że widzewiacy byli bardzo często przy piłce, skoro nic z tego pozytywnego nie wynikało. Dwanaście razy strzelali na bramkę Warty, ale o zgrozo, ani razu celnie. Dobrze zorganizowani rywale, rzadko dawali się zaskoczyć. Napastnik Łukasz Zjawiński był… niewidzialnym człowiekiem. Niech, ktoś jeszcze spróbuje narzekać na grę Jordiego Sancheza! Pomocnicy zamienili się w zawodników… szczypiorniaka, głównie rozgrywając piłkę po obwodzie, z czego nic konkretnego nie wynikało. Zmiennicy nic nie wnieśli pozytywnego do gry, ba, jeszcze ją popsuli, czego dowodem wejście Juliusza Letniowskiego, po którego stracie piłki, poznaniacy zdobyli drugiego gola.

Postawy ŁKS w Niepołomicach nie tłumaczy słabsza postawa będącego nie w pełni sił Pirulo, który przeprowadził jedną groźną akcję. Co robili inni zawodnicy drugiej linii? Snuli po boisku, grali jak widzewiacy w futbolowego szczypiorniaka, bez pomysłu na to, jak rozmontować szczelną obronę rywali. Kompletnie pogubił się Nelson Balongo, który był na boisku, a jakby go nie było. Momentami wydawało się, że łodzianie grają w dziesięciu. Rezerwowi? Zaliczyli wpis do statystyk. Który kibic pamięta, kto za kogo wszedł i co dobrego wniósł do gry zespołu.

Całe szczęście, że w Łodzi są dobre piłkarki. Na nich można polegać. Drużyna TME SMS pokonała KKP Bydgoszcz 5:1 (5:0). Anna Rędzia strzeliła pięknego gola z wolnego na 3:0, a ponadto zaliczyła trzy asysty. Panowie, bierzcie przykład!

« Older posts Newer posts »

© 2025 Ryżową Szczotką

Theme by Anders NorenUp ↑